Friday, November 1, 2013

6. BYOB.

*BYOB - bring your own bottle. 



           Czułam się trochę jak w filmie akcji. Wyszłyśmy z domu dziesięć minut szybciej niż planowałyśmy, przebrane w zwykłe szorty i proste t-shirty, żegnając się z ciotką i wujkiem, którzy życzyli nam miłego piżama party. Obie miałyśmy rozpuszczone włosy, tyle że ja swoje delikatnie podkręciłam, a Leila wyprostowała. Nikt nie zwrócił uwagi na nasz mocniejszy niż zwykle makijaż. Miałyśmy ze sobą torby, w których powinnyśmy trzymać koszule nocne i szczoteczki do zębów. Właśnie, powinnyśmy. Upchnęłyśmy tam stroje na imprezę i małe torebki, które planowałyśmy zabrać.

           Zaraz po tym jak blondynka zatrzasnęła za sobą drzwi domu od razu pobiegłyśmy na około i otworzyłyśmy drzwi pralni, w której kilka dni temu leżał zalany w trupa Zayn. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że kuzynka idealnie to miejsce wysprzątała i nie było nawet śladu po tym, że ktoś obcy wyrzygał się na podłogę cioci Davnee. Rzuciłam torbę na pralkę i wyjęłam z niej ubrania.

           Wyrobiłyśmy się w kilka minut i chowając plecaki do starej szafy z zabawkami dziewczyn wyszłyśmy ostrożnie z pomieszczenia. Uznałam z dumą, że w moich balerinach mogłabym wiać całkiem szybko, czego niestety nie mogłam powiedzieć o Leili i jej stroju dnia - [klik]. I choć niemożliwym było, że narobi hałasu w ogrodzie to i tak po moich plecach przechodziły podejrzane dreszcze.

            Dwie minuty po dwudziestej pierwszej wsiadłyśmy do autobusu linii 223 i ruszyłyśmy na Evemont Street na przedmieściach Phoenix. To tam znajdował się dom Louisa Tomlinsona i to własnie tam miałam przeżyć swoją pierwszą amerykańską imprezę. Swoją pierwszą jakąkolwiek imprezę... Przytłaczające, nie? Siedemnastolatka z dziewictwem towarzyskim, która marzyła o American Dream, ale była zbyt nieśmiała, żeby cokolwiek w tym kierunku zrobić.

            Kiedy wysiadłyśmy już poczułam, że zrobiłam źle, ulegając namowom Leili. Przeszłyśmy jedną przecznicę dalej i już mogłyśmy usłyszeć muzykę, która wydobywała się z pootwieranych okien wielkiego domu o brązowych ścianach po lewej stronie. Był dwupiętrowy z ogromnym, zadbanym ogrodem. Nikogo na zewnątrz nie było, więc wyjęłam prędko telefon z torebki, sprawdzając godzinę - dwudziesta pierwsza czterdzieści dwie. Niebo zdążyło zacząć się już ściemniać, chowając za sobą słońce niemal całkowicie. 
Poczułam jak się stresuje. Nieświadomie przygryzłam dolną wargę, orientując się dopiero, kiedy poczułam w ustach metaliczny posmak krwi. Odruchowo uniosłam dłoń do dolnej wargi i dotknęłam opuszkiem palca obolałego miejsca - czerwona plamka, zassałam to miejsce.

             Nikt nawet nie zauważył naszego przyjścia. W salonie wielkości podwójnego dużego pokoju u Dashów była jakaś pięćdziesiątka ludzi. Część tańczyła w rytm "Blurred Lines" Robina Thicke, część rozmawiała, trzymając w rękach legendarne, plastikowe czerwone kubeczki. Leila szarpnęła moje ramię w stronę kuchni. Była przestronna i utrzymana w kolorach granatu. Tak, granatowa kuchnia, też normalnie bym się zdziwiła, ale ta robiła naprawdę spore wrażenie z czarnymi meblami. W pomieszczeniu oprócz nas była jeszcze jakaś piątka osób, której także nie obeszło to, że w końcu znalazłyśmy się na miejscu. Było gorąco od tak dużej ilości ludzi i ich spoconych od tańca ciał. Wszyscy wyglądali tak samo, byli zmęczeni, poczerwieniali na twarzach i chętni do dalszej zabawy. Moja towarzyszka sięgnęła po kubki z ogromnego stosu na blacie obok opiekacza i otworzyła wielką, dwuczęściową lodówkę, wyjmując dwie puszki... piwa?

   - Leila, ja nie piję. - powiedziałam śmiertelnie poważnie, a ona przez chwilę przyglądała mi się, nie wiedząc czy powinna się roześmiać czy przytaknąć. W końcu wybrała opcję numer jeden i zaśmiała mi się perfidnie w twarz.

- Błagam cię. - nachyliła się nad moim uchem, żebym lepiej ją usłyszała, bo muzyka wcale nie była tu dużo cichsza od tej w salonie. - Jesteśmy na imprezie! Mamy się bawić. - spojrzałam na nią niepewnie, na co przykleiła do twarzy jeszcze szerszy uśmiech i odezwała się jeszcze raz. - To pomoże ci się wyluzować. - zapewniła, puszczając do mnie oczko i zabierając się za otwieranie pierwszej puszki i napełniła zawartością cały kubek, wciskając mi go w rękę. - Za nasze zdrowie, Cloudy. - uniosła do góry swój trunek i stuknęła nim w mój, od razu przysysając się do niego i biorąc kilka większych łyków. - No dalej. - ponagliła, kiedy stałam w miejscu jak wryta. - To cię nie zabije!

               Niepewnie wzięłam mały łyk swojego napoju i poczułam jak gaz drażni moje podniebienie, a gorycz piwa rozlała się po całej powierzchni mojego języka. Zacisnęłam mocno usta i zmarszczyłam nos. Nie smakowało mi, a blondynka widząc moje zmieszanie, sięgnęła po szklaną buteleczkę w rogu. Odkręciła nakrętkę i wlała mi odrobinę do kubka, wyjmując prędko z szuflady słomkę i mieszając miksturę. Skąd ona, do cholery, tak dobrze znała kuchnię Tomlinsona?

   - Teraz spróbuj. - zachęciła, uśmiechając się wdzięcznie, na co wzięłam kolejny łyk. Widziałam, że wlewała mi do środka sok malinowy, ale jeśli miałam być szczera ten smak i tak mi nie podpasował, nawet jeśli trunek był odrobinę słodszy.

   - Ohydne. - stwierdziłam, mierząc uważnie puste już puszki, które nadal leżały na kuchennym blacie.

   - Obiecuję, że niedługo przestaniesz się tym przejmować. - zaśmiała się, wychylając zza mojej sylwetki i machając do kogoś z szerokim uśmiechem. - Bądź miła.

                Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu i od razu się obróciłam, chcąc zauważyć do kogo ona tak się wdzięczyła. Okej, wiem, że to mało dyskretne i raczej średnio eleganckie, ale jakoś mnie to wtedy nie obchodziło. Wystarczyło, że popatrzyłam na bok, a obok nas znikąd pojawił się Liam, do którego przyjaźnie się uśmiechnęłam. Chodziliśmy razem na geografię, więc często rozmawialiśmy ze sobą i nie czułam się przy nim tak skrępowana jak przy kimkolwiek innym. Był dla mnie miły i chyba zawsze miał dobry humor, bo szczerzył się od ucha do ucha, a dzisiaj jakby jeszcze bardziej. Nachylił się nad dziewczyną i obejmując ją na chwilę ramieniem w talii pocałował przelotnie w policzek.

   - Hej, Cloudy. - uśmiechnął się, co natychmiast odwzajemniłam i pomachałam energicznie w jego stronę.
Leila miała na sobie wysokie buty, a i tak była niższa niż ja na płaskim obcasie. Payne był natomiast dość wysoki, więc był wyższy od niej o całą głowę, a teraz ledwo sięgała mu do nosa. Zmarszczyłam czoło od razu przypominając sobie wzrost jego dziewczyny, Danielle, ale w głowie miałam jakąś pustkę. Napiłam się.

   - Zgubiłem gdzieś Zayna. - zmartwił się, wydymając usta w zastanowieniu i rozglądając się po pomieszczeniu.

   - Pewnie dorwała go ta wypindrzona małpa. - skomentowałam pod nosem, gryząc się natychmiast w język i przypominając sobie, że nieważne jak dobrze czułam się w ich towarzystwie to nie powinnam mówić w ten sposób o...

    - Perrie? - zagadnął Liam niezwykle rozbawiony. - Nie lubicie się? - spytał, przekręcając głowę delikatnie na bok. Poczułam jak czerwienię się ze wstydu.

   - Był casting do drużyny i Cloudy okazała się być trochę lepsza niż przypuszczała Pezz. Sam rozumiesz. - zachichotała Dash, upijając kolejny łyk piwa.

   - Ale za "wypindrzoną małpę" to cię uwielbiam. - zaśmiał się, unosząc w moją stronę otwartą dłoń, w którą od razu przybiłam swoją. Uniosłam bezwiednie kącik ust.

   - Idziemy potańczyć? - zaoferowała kuzynka, patrząc to na mnie to na chłopaka.

   - Idźcie sami, ja muszę najpierw... - podniosłam do góry wymownie mój czerwony party-kubek, na co zaśmiali się głośno i minęli mnie, szepcząc, że będą tam na mnie czekać i lada chwila mam dołączyć.
                   Przyjrzałam się mojemu trunkowi i pomyślałam tylko jedno. Teraz albo nigdy.











                 
Chyba nie trudno się domyślić, że wybrałam "teraz". Czułam się cholernie skrępowana na tej domówce, więc urządziłam sobie jednoosobowe zawody w piciu piwa i nawet nie liczyłam ile w siebie wlałam. Robiłam to tylko po to, żeby się czymś zająć i przestać się stresować. Leila miała rację już po dwudziestu minutach ten smak przestał być tak intensywny, a ja już nawet zaczęłam kręcić lekko biodrami przy muzyce. W mojej głowie zrobiło się jakoś lżej i bardziej kolorowo, ale nie odczuwałam nic w rodzaju pijackiego bełkotu czy zataczania się. Po prostu łatwiej stawiało mi się kolejne kroki i byłam weselsza. Uśmiechnęłam się kilka razy do gości, którzy mnie mijali, a oni to odwzajemniali. Było miło.

                       Po trzecim kubku postanowiłam znaleźć Leilę albo chociaż Liama. Obiecałam im w końcu, że do nich dołączę, a zdążyła minąć już pewnie jakaś godzina od naszego rozstania. Poprawiłam zwisającą na ramieniu torebkę i pewnym krokiem kierowałam się ku przejściu do salonu. Nagle wszyscy zaczęli się tu schodzić, więc musiałam się przeciskać między kilkoma osobami, aż w końcu poczułam w talii zdecydowany, ale delikatny uścisk. Obróciłam się szybko, okropnie tym zdziwiona. Krok ode mnie stał Niall w czarnej koszulce i luźnych dżinsach z potarganymi włosami. Uśmiechał się uroczo, chwytając teraz mnie za łokieć i przysuwając trochę w swoją stronę, a ja podziękowałam Bogu, że znam choć jedną osobę prócz kuzynki.

   - Niall! - powitałam go trochę zbyt entuzjastycznie, ale w mojej głowie wyglądało w porządku. Jego uśmiech trochę się poszerzył, a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić.

   - Ładnie wyglądasz. - powiedział, mierząc wzrokiem mój strój. - Integrujesz się? - zaśmiał się i wskazał na mój top ze wzorem amerykańskiej flagi.

     - No wiesz... Staram się wejść w te wasze klimaty. Zamówiłam już nawet podobiznę Obamy z kartonu.

   - Woooow. - przeciągnął, udając podziw. - Ja chyba w takim razie muszę w końcu przeczytać "Harry'ego Pottera".

   - Nigdy nie przeczytałeś Pottera?! - zrobiłam zdziwioną minę i ściągnęłam groźnie brwi. Jak można było nie przeczytać dobra światowego, którym obdarowała dzieciaki moja rodaczka?! A raczej w połowie rodaczka, nie zapominajmy o mojej słowiańskiej krwi...

   - Oglądałem filmy. - wzruszył ramionami, jakby uznając to za usprawiedliwienie.

   - To nie to samo co książka! - burknęłam, splatając ręce na brzuchu. - To tak jakbyś patrzył na najlepszego loda na świecie, a nie mógł nawet dotknąć go językiem!

   - To jakaś aluzja? - usłyszałam tuż przy moim uchu, a czyiś gorący oddech owiał moją szyję, przez co poczułam delikatne dreszcze na karku. Wzdrygnęłam się, bo nie spodziewałam się czegoś takiego i pędem pospieszyłam spojrzeniem za chłopakiem, który obszedł mnie tylko po to, żeby stanąć obok mnie na przeciwko blondyna. - Cześć, dzieciaki. - przywitał się, upijając kilka łyków ze swojej puszki z piwem. Ile przysłuchiwał się naszej rozmowie? I w ogóle dlaczego tak się zachowuje? Przecież właściwie się nie znamy...

   - No proszę jaki nas zaszczyt kopnął... - uśmiechnął się Niall ironicznie.

   - Prawda? - odpowiedział mu Harry z podobnym wyrazem twarzy. Był wyższy i zdecydowanie lepiej zbudowany. Horan wyglądał przy nim bardzo skromnie i to z powodu swoich proporcji, wzrostu jak i nawet ubioru. Wyglądał raczej normalnie, za to lokowaty zwracał na siebie uwagę, co zauważyłam już wcześniej. Miał na sobie białą, luźną koszulkę z rękawami do łokci, odsłaniającą trochę jego klatkę piersiową i obcisłe, czarne spodnie. Widać było końcówki jego tatuaży. Nie miałam pojęcia co przedstawiają, ale nie chciałam się bezczelnie na niego gapić. I tak było dziwne, że tu w ogóle podszedł, skoro nawet mnie nie lubił. Ile wypił?

        Trochę się zasmuciłam, kiedy nam przerwał. Naprawdę dobrze czułam się w towarzystwie Nialla i liczyłam, że znajdę jakiegoś przyjaciela poza moją rodziną. Czułam się trochę samotna, kiedy przez trzy czwarte dnia siedziałam cichutko jak mysz pod miotłą i bałam się odezwać do nieznajomych.

   - Potrzebujesz czegoś czy przyszedłeś tylko po to, żeby poprzeszkadzać?

   - W czym? - pochylił głowę odrobinę, jakby nasłuchiwał słów blondyna. - W zanudzaniu tej biednej dziewczyny? Nieudolnej próbie zaciągnięcia jej na górę? Błagam cię, Horan...

     - O co chodzi? - wtrąciłam się, chcąc jak najszybciej przerwać tę wymianę zdań. Trudno było mi ocenić właściwie kto zaczął. Niall od razu z niemiłym sarkazmem naskoczył na kumpla, a ten nie pozostawał mu dłużny. Zdecydowanie chodziło im o coś większego...

   - O nic. - urwał Harry, nadal jeszcze przez kilka sekund wpatrując się w oczy towarzysza, a z jego twarzy nie schodził cwany uśmiech. - Idziesz tańczyć? - zwrócił się do mnie, a ja zdziwiona nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy pociągnął mnie w stronę wyjścia z kuchni. Nie odezwał się dopóki nie doszliśmy do małej grupki, w której rozpoznałam Eleanor i Louisa, którzy stali razem z Leilą i Liamem, Zayna i... Boże.

   - Collins? - zdziwiła się wyraźnie Perrie na mój widok i przykleiła się do ramienia Mulata, a ten nawet nie zwrócił na nią uwagi. Kątem oka zobaczyłam jak lokowaty głupkowato się uśmiecha, na co wyraz twarzy blondynki wydawał się jeszcze bardziej zadowolony. O co tu do k... chodzi?!

   - Zgubiła się i chyba dodatkowo dostała zaćmienia umysłu. - wyjaśnił chłopak, a ja zmarszczyłam z niezrozumieniem czoło. Leila spojrzała na mnie wzrokiem 'olej to' i uśmiechnęła przyjaźnie. Zapamiętaj: Chłopcy nie za bardzo się lubią. Ciekawe po co mi ta informacja, ale zakodowałam.

                Wzrokiem odszukałam Zayna i starałam się go porównać do tego Zayna z poniedziałku. Wyglądał już lepiej, choć nadal miał brzydkiego strupa nad brwią, ale właściwie to tylko tyle, co było widoczne z ran po ostatniej sytuacji, o której nikt nie chciał mówić. Cholernie mnie ciekawiło co się wtedy wydarzyło. Pobił się z kimś? Ale o co? Gdzie? I jakim cudem Harry wyszedł z tego bez szwanku? I dlaczego przytargał go właśnie do nas?

   - Hej, Claudia. - odezwała się ponownie Edwards. - Nowy strój dobrze leży? Nie za ciasny? - spytała z przyklejonym do twarzy uśmiechem, na co Liam przewrócił oczami z zażenowania.

    - Zawsze mogę go rozciągnąć i oddać tobie. - uniosłam w jej stronę kubek z piwem i wzięłam mały łyk.

                 Z początku chciałam sobie pogratulować odwagi, że w końcu jej się postawiłam, ale szybko tego pożałowałam. W końcu właśnie robię sobie prawdopodobnie problemy na treningach, ale alkohol buzujący w moich żyłach nie pozwalał mi cicho znosić jej wścibskich uwag, przepełnionych goryczą.

   - Obawiam się, że nie najlepiej wyglądam w worku. - odpowiedziała.

   - Tak jak i z tymi włosami, ale jakoś dajesz sobie radę.
 Boże, Claudia, ucisz sie...

   - Pezz, w co ty się bawisz? - wtrącił się w końcu znudzony Zayn, obejmując ją i kładąc dłoń na jej biodrze. Dziewczyna nie zadowoliła się jego ingerencją, ale posłusznie przestała kontynuować temat. No proszę...

   - Chodź potańczyć. - podeszła do mnie kuzynka, łapiąc mnie za dłoń i ruszyłyśmy w stronę "parkietu".

                 Było naprawdę fajnie, bawiłyśmy się tam jakieś dwie godziny, wśród tych wszystkich ludzi! Ciągle ktoś zgarniał nas do tańca, ale po tym i tak wracałyśmy do siebie. Leila była genialna w tańcu, tak fantastycznie potrafiła się ruszać, że aż zachciałam zobaczyć ją na teatralnej scenie, gdzie codziennie miała treningi. Naprawdę miała do tego talent, potrafiła wczuć się w muzykę i wejść w to całą sobą, zaangażować się tak, że nie zwracała uwagi na nic, co dzieje się wokół. Często też zamykała oczy i uśmiechała się bezwiednie. Było kilka minut przed pierwszą w nocy, kiedy postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę. Byłyśmy wykończone, ale zadowolone.

                      Część ludzi się zwinęła, ale jakaś trzydziestka nadal bawiła się w najlepsze. Widziałam jak Dash zdejmuje swoje wysokie buty i macha ręką w moją stronę, przywołując mnie do siebie. Zgarnęłyśmy po piwie i szybko opróżniłyśmy kubki, dołączając do znajomych mojej kuzynki. Blondynka upuściła buty, które trzymała w prawej ręce i chwyciła się ramienia Liama, mamrocząc pod nosem coś o bolących stopach. Stałam obok niej i Eleanor i z ulgą stwierdziłam, że Perrie zniknęła. Moment... Zostawiła Mulata samego? Nie wiedziałam czemu, ale od razu na myśl przyszło mi to, że się pokłócili.

   - Chcesz wracać? - usłyszałam nie do końca cichy szept Payne'a, kiedy pochylał się nad moją kuzynką, a ona mocniej oparła się na jego ramieniu i rozmasowywała kostkę. Trochę wydawało mi się to dziwne, ale nie przejmowałam się, bo on w końcu miał dziewczynę, a poza tym się przyjaźnili. Intrygowało mnie dlaczego nie ma tutaj także Danielle, ale wyczułam, że nie powinnam o to pytać, a tak w ogóle to nawet nie była to moja sprawa.

   - Chodź, Cloudy. - odezwała się w końcu, na co od razu się postawiłam.

   - No, ale tu mi jest doooobrze... - przeciągnęłam i wykrzywiłam usta w podkówkę, żeby pokazać im, że teraz, kiedy zaczęłam się dobrze bawić oni chcą mnie stąd zabrać! - Chcę jeszcze potańczyć, popić, pośmiać się...

   - To samo możesz robić w domu. - stwierdziła. - Chodź, zaraz i tak wszystko się skończy, a ja nie mam ochoty zostawać na sprzątaniu tego syfu. Nie marudź. - zarządziła, ciągnąc mnie za rękę.

                        Siedziałyśmy w samochodzie Liama, a Leila tłumaczyła mi, że on nie może pić i dlatego pozwolił sobie przyjechać samochodem, żeby robić za naszego szofera. Jego samochód był fajny, podobał mi się, o ile mogło mi się cokolwiek spodobać po takiej ilości alkoholu. To świetne uczucie, kiedy tak delikatnie kręci ci się w głowie i masz idealnie dobry humor. Masz ochotę się śmiać i zapomnieć o wszystkim co złe. Ja siedziałam z tyłu na miękkim fotelu na samym środku, a Dash na miejscu pasażera. Rozmawiałyśmy właśnie o mojej wymianie zdań z Edwards, kiedy obróciłam się w prawo, żeby spojrzeć przez okno, a tam...

   - Dlaczego Harry idzie w naszą stronę?! - przerwałam jej potok słów i rzuciłam oskarżycielskie spojrzenie.

   - No... - zacięła się. - On jedzie z nami. - wydusiła z siebie. - Nie chciałam ci mówić, bo i tak byś zrobiła problem!

   - Leila! - zdążyłam tylko krzyknąć, kiedy drzwi po mojej prawej otworzyły się i obok mnie pojawił się On.






~*~










           Byłam strasznie zmęczona. Ta jazda mnie całkowicie zmuliła i przeszłam szybko za Payne'm do pokoju jego młodszej siostry, który okazał się moim na tę dzisiejszą noc i zabrałam jego koszulę i bokserki, które wyżebrałam, żeby nie latać rano z gołym tyłkiem po jego domu. Z tego, co zdążyłam wywnioskować to jego siostra musi mieć już jakieś dwanaście lat, bo na jej biurku było mnóstwo zdjęć dziewczynek w takim wieku. Nieważne... Musiałam wziąć prysznic. Tak, natychmiast. Zabrałam rzeczy i skierowałam się do łazienki. Tu było tak jak w moim domu, jedna na górze i jedna na dole, a ja z ulgą stwierdziłam, że ta na parterze jest pusta. Położyłam ciuchy na zamkniętej toalecie i zabrałam się za zmywanie makijażu, kiedy usłyszałam natarczywe pukanie.

   - Co? - warknęłam, przykładając wacik do powieki.

   - Zaczęłaś już? - Harry...

   - A co? - spytałam przez drzwi, spoglądając na swoje odbicie w lustrze i szybko zmyłam drugie oko.

   - Muszę do toalety. - oznajmił, a ja przewróciłam oczami i szarpnęłam za klamkę. Byłam zmęczona i nie miałam ochoty, żeby ktoś mi przerywał w jak najszybszym pójściu spać! Rzuciłam mu pospieszające spojrzenie i ostatni raz przyjrzałam się jego postaci. Miał trochę podkrążone oczy i potargane loki, a poza tym nadal wyglądał dobrze. Był wysoki, przystojny, dobrze zbudowany i... Boże, Cloudy, ogarnij się. Co ten alkohol robi z ludźmi. Przecież on nawet cię nie lubi...

                Czekałam tylko chwilę, po jakiś dwóch minutach chłopak wyszedł, jakiś podejrzanie zadowolony, szepcząc "dobranoc", a ja odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami do siebie, myśląc, że pewnie za dużo wypił i dlatego tak się do siebie szczerzył po wizycie w łazience. Jakkolwiek podejrzanie to brzmiało...

                 Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na pokrętło i rozebrałam się, wchodząc pod gorący prysznic.

Po kilkunastu minutach, kiedy to moje mięśnie całkowicie rozluźniły się pod wpływem gorącej wody, zakręciłam kurki i wytarłam ciało ręcznikiem, a drugim pozbywając wody moje włosy. Przeczesałam je szczotką i odgarnęłam do tyłu, a kiedy schyliłam się po koszulkę Liama... BOŻE, GDZIE BYŁY UBRANIA LIAMA?!

                      Spanikowałam. Nie zabrałam ich ze sobą czy co?! Szybko rozejrzałam się po całym pomieszczeniu i nie była ani śladu! Zajrzałam w każdy możliwy zakamarek i... Boże... Na wieszaku nie wisiał żaden szlafrok, a jedyny materiał jaki posiadałam to... ręcznik. JEZU, CO ZA WSTYD.
Na szczęście nikt prócz Leili nie mógł mnie zobaczyć, a ona na pewno coś wymyśli. Tak, wstanie i poprosi Liama o nowe rzeczy, śmiejąc się z mojej niezdarności. Owinęłam się ciasno ręcznikiem i uchyliłam drzwi, sprawdzając czy nikt nie przechodzi. Na palcach pobiegłam w stronę swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.

                              Światło było zgaszone. Odetchnęłam z ulgą, podchodząc do biurka i naciskając na włącznik małej lampki. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu ubrań i... CO?! Odskoczyłam jakieś półtora kroku z miejsca, gdzie przed chwilą stałam i położyłam dłoń na klatce piersiowej głośno oddychając. Przestraszyłam się nie na żarty, a do moich uszu dobiegł cichy, szyderczy śmiech. Męski śmiech.
Harry siedział na pojedynczym łóżku siostry przyjaciela i opierał się plecami o ścianę, nie spuszczając ze mnie rozbawionego spojrzenia. Miał na sobie jedynie szare, luźne dresowe spodnie z czarnymi paskami po bokach i biały podkoszulek, a jego włosy były mokre i luźno zwisały. Widziałam dokładniej tatuaż na jego klatce piersiowej i ramionach. Miał ich mnóstwo. Małe, większe, pojedyncze i jakby połączone. Na piersi widać było całego, wytatuowanego ptaka, a na rękach nie mogłam rozpoznać kształtów, bo siedział w taki sposób, że nie dane mi było się mu przyjrzeć.  Przegryzłam dolną wargę zawstydzona tym, że właśnie stoję przed nim zupełnie nago, owinięta jedynie jakąś szmatą, a on gapi się bezczelnie prosto na mnie. Starałam się spoglądać tylko na jego twarz, bo cała reszta mogłaby mnie rozproszyć. Czułam jak na moje policzki wstępują rumieńce i robi mi się gorąco. Kropla wody z moich włosów spływała po karku, a ja czułam jak wypala we mnie dziurę z każdym kolejnym centymetrem, który przemierzała. Drgnęłam.

   - Przepraszam, ale chyba zostawiłam tu... - zaczęłam, ale mi przerwał. Starałam się przejść w najmniej oświetloną część pomieszczenia jednak z marnym skutkiem.

   - Nie przepraszaj. - wzruszył ramionami. - To twój pokój.

Wiem, kretynie, że to mój pokój, tylko dlaczego tu siedzisz?! - warknęłam do siebie w duchu.
   - Co ty tu... - znów chciałam podjąć temat, żeby przestać myśleć o jego wzroku wbitym we mnie.

   - Tu leżą. - kolejny raz mi przerwał. Oparł się wygodniej plecami o ścianę, podparł na łokciach, a dłonie splątał ze sobą na brzuchu. Ruchem głowy wskazał poduszkę.

Tutaj na pewno ich nie położyłam...
   - Były w łazience. - powiedziałam, ale nadal bałam się ruszyć z miejsca. Czułam jak mnie obserwuje i było mi z tym cholernie źle, szczególnie, że on był rozluźniony jak zawsze.

   - Przeniosłem je.

   - Aha. - przyjęłam do wiadomości, bo nie wiedziałam co innego mogłabym odpowiedzieć. - Podasz mi je? - spytałam niepewnie, zaciskając szczęki na całą tę niezwykle żenującą i jednocześnie strasznie krępującą sytuację. Przynajmniej dla mnie.

   - Nie masz rąk? - spytał śmiertelnie poważnie, unosząc brew, a ja już wiedziałam, że przegrałam.

               Nieśmiało ruszyłam w jego stronę i starałam się jak najdalej od niego podejść do tej pieprzonej poduszki i zabrać swoje rzeczy. Kiedy już się po nie nachylałam poczułam jak jego palce delikatnie oplatają moją dłoń. Po całej długości mojego ramienia przeszedł podejrzany dreszcz, który musiał wyczuć, bo jego uśmiech się poszerzył. Jego skóra była delikatna i dotykał mnie naprawdę ostrożnie, co było dość dziwne jeśli porównać jego posturę i aurę wrogości, która od niego biła.

   - Chodź do mnie. - poprosił, a raczej nakazał, trochę mocniej ciągnąc mnie w swoją stronę, ale stałam jak wryta w podłogę.

                  Patrzyłam w jego oczy i stwierdziłam, że chyba dalej jest troszkę pijany, bo jego oczy nienaturalnie świeciły. Jakie on miał oczy... Wielkie, zielone i takie... piękne. Czułam jak się w tym zatracam, ale na szczęście znalazłam w sobie resztki zdrowego rozsądku i w końcu odpowiedziałam.

   - Muszę się ubrać.

   - Nie musisz. - zaśmiał się cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową i wyciągając drugą rękę w moją stronę, którą od razu uścisnęłam. To pewnie go tak rozbawiło. Pozwoliłam mu na ten dotyk, a tak słowami się przed tym broniłam. Jestem do dupy. - Masz na sobie to... coś.

   - Ręcznik. - podpowiedziałam mu z wyrzutem. - Nie mam nic pod spodem. - wyznałam z zaciśniętymi zębami, chcąc jakoś wywrzeć na nim zgodę. - Zabrałeś moje ubrania.

   - Nie przeszkadza mi to. - odpowiedział lekceważąco, ciągnąc mnie za ręce w taki sposób, że teraz stałam naprzeciw niego, a moje kolana stykały się z jego.

   - Ale mi tak. - wyznałam. - Proszę... - szepnęłam, ale całkiem to zignorował.

   - Nie marudź. Chcę się tylko przytulić. - poinformował, a pół sekundy później czułam już jego duże dłonie na tyle swoich nagich ud. Wciągnęłam mocno powietrze w płuca zaskoczona tym dotykiem i faktem, że właśnie siłą wepchnął mnie w ten sposób na swoje kolana. Bezwiednie i odruchowo oplotłam ramionami jego szyję, żeby nie stracić równowagi. Na szczęście supeł ręcznika się nie rozwiązał podczas tego szybkiego, nieplanowanego ruchu. Spojrzałam w dół na jego twarz, a on uśmiechnął się bezczelnie i układając dłonie na moich plecach przesunął mnie po całej długości swoich ud. Czułam jego klatkę piersiową na brzuchu, ramiona mocno zaciskające się wokół mojej talii, mój tyłek dociskał jego krocze, a gdyby ręcznik był odrobinę krótszy czułabym materiał jego t-shirtu... tam. To było cholernie erotyczne przeżycie, nawet jeśli nie dotykał mnie w żaden namiętniejszy sposób. Czułam jak robi mi się zdecydowanie zbyt ciepło. Zgięłam nogi w kolanach i docisnęłam je do boków nóg chłopaka, żeby przypadkiem nie ścierpiały, a kiedy poczułam gorący oddech w okolicach szyi zassałam powietrze. Harry przemierzył nosem drogę od mojego obojczyka przez całą długość szyi niezwykle delikatnie, co od razu na mnie podziałało. Czułam jak spinają mi się mięśnie ud i robi zdecydowanie zbyt wilgotno w miejscu intymnym, a przecież nawet porządnie mnie nie dotknął. Moje oczy zaszły mgłą, kiedy wtulił policzek w mój dekolt, wydychając przy tym głośno powietrze. Nie bardzo wiedziałam jak się zachować. Przytulał mnie mocno, a mi było głupio przyjąć tak zupełnie bierną postawę, więc położyłam jedną z dłoni na jego karku, drugą przeczesywałam wciąż mokre kosmyki jego brązowych włosów, które już zaczynały uroczo się skręcać. Jego twarz to jedyna część jego ciała, która miała bezpośredni kontakt z moim, a już czułam gorąco jakie od niego biło. Mój oddech mimowolnie przyspieszył, co musiał wyczuć, bo kilka chwil później powoli, leniwie się odsunął. Wpatrywał się we mnie z dołu, a ja nadal nie zabrałam żadnej z dłoni. Wciąż przeczesywałam jego włosy i wciąż głaskałam go po karku, zupełnie już nie myśląc, w co za chwilę mogłam się wpakować. Przymknęłam powieki, kiedy poczułam miękkie, ciepłe wargi na wystającej kości obojczyka. Wzdrygnęłam się i usłyszałam jak się uśmiecha.

   - Co r-robisz? - spytałam cichutko, kiedy dostałam drugiego buziaka zaledwie milimetr od poprzedniego miejsca, a później jeszcze następnego.

   - Całuję cię. - odpowiedział tak niskim, cholernie seksownym, zachrypniętym głosem, że na sam ten dźwięk w dole mojego brzucha pojawiło się stado motyli. Erotyzm tej chwili i wisząca w powietrzu atmosfera dopełniały mojego nastroju i... rozpływałam się. Autentycznie.

            Harry uniósł twarz i odbił usta na mojej szyi, później brodzie aż dotarł do kącika ust. Odruchowo trochę się zniżyłam i czekałam aż dotnie moich nieświadomych całej sytuacji warg, ale on jedynie zbliżył do nich swoje i szepnął:

   - Podoba ci się? - ruszyłam głową, żeby samej zmusić go do pocałunku, którego tak w tamtej chwili pragnęłam, ale w porę odsunął się trochę do tyłu. - Odpowiedz. - przytaknęłam ruchem brody, ale to go nie zadowoliło. - Słownie, Kocie. - upomniał jeszcze raz już zdecydowanie głośniej.

    - Tak. - wyrzuciłam z siebie, skradając mu krótki pocałunek i wciągając głośno powietrze. Chłopak przesunął gorącym językiem po mojej dolnej wardze, a ja z początku tak się zestresowałam, że nic z tym nie zrobiłam. To był mój drugi w życiu pocałunek, a biorąc pod uwagę, że wcześniejszy odbyłam z Bradem, przyjacielem jeszcze z Lincoln to właściwie mogłam uznać, że nie miał racji bytu, bo Bradley był jak brat.
W końcu włączyłam awaryjne działanie mojego mózgu i rozchyliłam niepewnie usta, poprawiając się na swoim miejscu. Dopiero teraz poczułam, że kręci mi się w głowie i nie wiedziałam czy mam za to winić natłok emocji czy jeszcze szalejące w mojej krwi procenty. Nieważne. Kiedy poczułam dotyk jego języka na swoim zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie, zdziwiłam się i mimowolnie odsunęłam. Usłyszałam jego cichy śmiech i miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale zamiast tego jeszcze raz się zbliżyłam i poczułam jak łapie zębami moją dolną wargę, delikatnie nią szarpiąc. Nic nie zrobiłam, więc wykorzystał ten fakt i zaczął błądzić dłońmi po moim ciele. Od kolan w górę aż dotarł do grubego supła ręcznika, który potąd przykrywałam ramieniem. Wsunął palce pod materiał i całując mnie czule rozplątał słaby węzeł.
Po plecach zsunął mi się miękki materiał, ale przytrzymałam go dłonią w okolicach piersi. Byłam zawstydzona i źle się czułam w tej sytuacji, bo nikt wcześniej nie oglądał mnie bez ubrań. Nikt nawet nie widział mnie w ręczniku, a Harry zaliczył wszystko w przeciągu pięciu minut. Położył dłonie na moich nagich plecach i przesunął nimi w stronę talii, gładząc brzuch. Od razu spięłam tam mięśnie, co musiał wyczuć, bo między kolejnymi pocałunkami szepnął rozbawione "spokojnie", a mnie strasznie irytował ten jego ton głosu.

   - Harry... - szepnęłam, kiedy poczułam jak opuszki jego palców niebezpiecznie zbliżają się do mojego biustu.

   - Cicho. - odpowiedział, zniżając głowę na wysokość mojej szyi. - Zabierz rękę.
Przegryzłam dolną wargę, zastanawiając się przez chwilę czy aby na pewno dobrze robię, ale wszystko prócz mojego mózgu kazało mi posłuchać chłopaka, więc posłusznie opuściłam dłoń i zacisnęłam powieki, kiedy poczułam jak materiał ręcznika całkiem zsuwa się z mojego tułowia i ląduje na udach. Złożył kilka mokrych, leniwych pocałunków na moim dekolcie, a dłonie przesunął wyżej. Dotykał mnie już teraz jedynie palcami i to tak delikatnie, że ledwo wyczuwalnie. Ale cholernie podniecająco, a kiedy objął wargami jeden z moich sutków poczułam pulsujący ból na dole. Przegryzłam wnętrze policzka, szarpiąc go nieświadomie za włosy, ale nic z tym nie zrobił. Kiedy mocniej zassał moją skórę wydałam z siebie przyduszony jęk, za który strasznie się teraz wstydziłam. Przyspieszył i wzmocnił swoje ruchy, a ja czułam jak gorąco wypełnia całe moje ciało. Teraz był bardziej zdecydowany, pewniejszy i dużo bardziej zaangażowany. Po chwili przeniósł się  na górną część piersi, gdzie poczułam mały ból. Dopiero później zorientowałam się, że ugryzł to miejsce i zassał trochę zbyt mocno, sekundę później łagodząc uczucie delikatnym ruchem języka. Musnął przelotnie moje usta i zepchnął ze swoich nóg.

   - Ubierz się. - powiedział luźno, a ja aż otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Przed momentem było między nami tak cholernie gorąco, a teraz mnie odepchnął?!

Zażenowana natychmiast wstałam z łóżka i zabrałam swoje rzeczy. Zakryłam się szczelnie ręcznikiem, na co zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.

    - Dziesięć sekund temu ssałem twoje cycki, a teraz tak się przede mną chowasz? - zaśmiał się, wstając z miejsca. - Dobranoc, Kocie. - nadal z szerokim, bezczelnym uśmiechem na ustach zamknął za sobą drzwi mojego chwilowego pokoju, a ja zostałam całkiem sama do białego rana.

1 comment:

  1. Matko, dziewczyno! Masz tak niewiarygodnie wielki talent, że aż zastanawiam się jakim prawem ?! Cholernie ci go zazdroszcze, ale niestety to nic nie zmienia. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    ReplyDelete