*Rozdział dla Kinss, za to że cię uwielbiam. :)
Nie zwracał na mnie uwagi. Przez całą drogę.
Nie zwracał na mnie uwagi. Przez całą drogę.
Między nami panowała cisza, ja byłam przez to cholernie spięta, a Styles rozluźniony jak zwykle. Naszą małomówność zagłuszało jedynie radio i pomruk silnika. Sama nie wiedziałam dlaczego zgodziłam się na tę podróż. Kiedy spytałam dokąd jedziemy zbył mnie jedynie podejrzanym uśmiechem.
Siedziałam w fotelu jak na szpilkach. Splotłam swoje palce ze sobą, a dłonie wsunęłam między ciasno zaciśnięte uda. Denerwowałam się, choć sama nie wiedziałam dlaczego. W końcu za niecałe trzy godziny obiecał odwieźć mnie na trening, nie mogłam dać Perrie tej satysfakcji, że go opuściłam. Byłam pewna, że potrafiłaby to wykorzystać w starciu z trenerem, z którym się nie zgadzała. Poza tym jeszcze nigdy nie wagarowałam, bo uważałam to za szczyt głupoty. Nic to przecież nie dawało, a trzeba było odsiedzieć karę albo odrobić dodatkowe zadania. I po co to wszystko? Dla kilku godzin przesiedzianych poza szkołą? Bezsens.
Harry wyciągnął dłoń i podgłośnił radio. Wnętrze samochodu wypełnił charakterystyczny głos Robina Thicke i jego nie tak już nowego singla. Zmarszczyłam czoło i przez chwilę pozwoliłam sobie przyjrzeć się chłopakowi. Na jego twarzy widniał szeroki, bezzębny uśmiech, a po chwili zaczął cicho naśladować wokalistę.
- Baby, can you breathe? I got this from Jamaica. - zaczął delikatnie poruszać ramionami w rytm piosenki, a ja uniosłam brew w górę. Potrafił śpiewać? - It always works for me, Dakota to Decatur. Mhmmm... No more pretending, Cause now you winning. Here's our beginning. I always wanted a good girl. - obrócił nagle twarz w moją stronę, a ja poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec, więc czym prędzej wlepiłam wzrok w przednią szybę.
Dlaczego miałam wrażenie, że to nie było przypadkiem? Przegryzłam dolną wargę i starałam się nie spoglądać więcej w tamtą stronę. Żałosne, nie?
Już od kilku minut wjeżdżaliśmy pod górkę, a mnie zaczęło wydawać się to dziwne. Rozejrzałam się wkoło i próbowałam zlokalizować, gdzie się w tej chwili znajdujemy. W pobliżu nie było żadnego budynku, tą trasą nie jechał nikt oprócz nas, a wokół rozciągał się charakterystyczny pomarańczowy piasek i kilka pojedynczych roślin, jakie rosły w Arizonie. Gdzie on mnie wywoził?!
Wjechaliśmy w jakiś zjazd i dziesięć sekund później chłopak się zatrzymał. Byliśmy... właściwie to nigdzie. Zaparkował na piasku, gdzie nie było dosłownie nic.
- Jesteśmy. - poinformował, posyłając mi przelotny uśmiech i uniósł brwi. Odpiął pas i wyszedł z auta, trzaskając lekko drzwiami. Zrobiłam to samo, a kiedy już stanęłam na piasku zobaczyłam o co chodziło...
[klik] Przede mną roztaczał się widok pustynnego terenu z całą siecią skał, pokrytych gdzieniegdzie mchem i kilka drzew iglastych. Wszystko topiło się w delikatnym odcieniu arizońskiego piasku, który towarzyszył mi odkąd tylko tu przyjechałam. I choć ogród mojego wujostwa był naprawdę okazały wystarczyło przejść kilkadziesiąt metrów, gdzie można było dostrzec naturalną rzeźbę Phoenix.
Byliśmy w punkcie widokowym.
- Wow... - wyrwało mi się, kiedy zaczęłam kręcić się wokół własnej osi i próbując nacieszyć się widokiem.
- Trochę się dziwię, że Leila nie zabrała cię jeszcze w takie miejsce. - odezwał się, podchodząc do maski samochodu. Przywołał mnie gestem dłoni, a ja niepewnie do niego podeszłam. Oparł się tyłem o przód Peugeota i odbijając się usiadł na masce. Przesunął się odrobinę do góry i oparł plecami o przednią szybę. Poklepał miejsce obok siebie, a ja nieśmiało zrobiłam to samo. Kiedy już mój tyłek bezpiecznie znajdował się mniej więcej po środku, podciągnęłam nogi i usiadłam po turecku, nie chcąc bardziej zbliżać się do chłopaka. Nie mogłam oderwać wzroku od widoku jaki miałam tuż przed nosem. W ogóle nie mogłam trochę uwierzyć, że teraz mieszkałam w takim miejscu. W mieście, gdzie prawie cały rok jest lato, świeci słońce i rzadko pada. Na innym kontynencie...
- Mam nadzieję, że nasze tyłki się na tym nie odbiją. - rzuciłam luźno, przesuwając dłonią po masce.
- Nie takie rzeczy ten samochód przeżył. - zaśmiał się, a ja... Dlaczego od razu doszukiwałam się podtekstu?
- Nie wątpię. - urwałam temat, poprawiając się trochę na swoim miejscu.
- Czemu się denerwujesz? - spytał jak gdyby nigdy nic, a ja spojrzałam na jego twarz. Uniósł jedną brew, którą zasłaniał teraz jeden z jego loków. - Jeszcze dwa dni temu byłaś bardziej...
- Nie denerwuję się. - przerwałam mu stanowczo, na co na jego usta wkradł się szeroki uśmiech. Nie chciałam do tego wracać, byłam pijana... Pierwszy raz w życiu pijana, więc powinien mnie zrozumieć, prawda? Koniec. Nie odezwał się po tym, po prostu wyszedł z mojego pokoju, a rano zachowywał jakby do niczego nie doszło.
- Jak chcesz. - uniósł dłonie w obronnym geście. - Jak to w ogóle się stało, że mieszkasz tutaj? - spytał, a ja domyśliłam się, że tylko dlatego, żeby podtrzymać rozmowę.
- Mój tata szkoli rekrutów w Anglii. Wiesz... żołnierzy. - uściśliłam. - Przyjeżdża do domu raz, dwa razy do roku na kilka dni, a mama najzwyczajniej zaczęła za nim tęsknić. Jest lekarką, więc załapała się do pracy w jego jednostce. Sama zaproponowałam przenosiny, nie chciałam jej unieszczęśliwiać. Dużo płakała, a mi wydawało się, że to moja wina.
- Córka wojskowego. - podsumował, jakby nad czymś się zastanawiał. - To wiele wyjaśnia.
- Słucham?! - spytałam z szeroko otwartymi oczami, nie rozumiejąc co ma na myśli. Zaśmiał się cicho, ale szybko wyjaśnił.
- Źle to odebrałaś. - poprawił się na swoim miejscu, tak że teraz mogłam lepiej mu się przyjrzeć. - Chodzi mi o twoje zachowanie, sposób bycia... - wzruszył ramionami. - Jesteś taka... porządna.
- To niedobrze? - parsknęłam i uniosłam brew, wyczekując odpowiedzi i przesuwając się trochę w jego stronę.
- Nie wiem. - przeczesał dłonią włosy i oparł się całą powierzchnią pleców o szybę. Patrzył na roztaczający się przed nami krajobraz raz po raz jedynie na mnie spoglądając. Założył ręce za głową i zaczął tłumaczyć. - Ograniczasz się. - westchnął ciężko jakby zrezygnowany, że musi mi to wyjaśniać. - To słabe. Zdecydowanie za dużo myślisz, analizujesz. To cię kiedyś zgubi, zobaczysz. Nie zrobię tego, bo coś tam, tamtego też nie, bo, o Boże, co ludzie pomyślą? - zironizował, a ja zmarszczyłam czoło odrobinę zirytowana tym nagłym najazdem na moją osobę. - Najlepsze wspomnienia rodzą się spontanicznie, jeśli teraz mam ochotę nie wiem... Jechać nad morze to sprawdzam portfel, zabieram ręcznik i okulary, wsiadam w samochód i jadę na plażę. Jak nie mam hajsu łapię stopa i poznaję w ten sposób całą masę nowych ludzi. Śpię na piasku, uczę się surfować, imprezuję nad wybrzeżem. - uśmiechnął się jakby coś właśnie mu się przypomniało. - Nie zdajesz sobie sprawy ile rzeczy cię omija, Kocie. - wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu wypowiadającego ostatnie słowo. - Nigdy już nie będziesz tak młoda jak w tej chwili, czas się nie cofnie, a ty nie potrafisz tego zrozumieć. Na przykład teraz. Zastanawiałaś się chyba z dziesięć minut czy jechać ze mną za miasto. Mogłaś się nie zgodzić i spędzić kolejny, taki sam, nudny dzień, w którym rutyna sprawiłaby, że za tydzień nie rozróżnisz byłego czwartku od niedzieli, bo codziennie będziesz robić to samo. Dziś pozwoliłaś sobie opuścić kilka nudnych lekcji i właśnie oglądasz panoramę Arizony, której obrazu nie zapomnisz do końca życia.
- Sugerujesz, że jestem nudna? - zagaiłam.
- Ty może nie, ale twoje życie zdecydowanie.
- Nic nie wiesz o moim życiu. - warknęłam.
- Owszem, ale całkiem wielu rzeczy potrafię się domyślić. - posłał mi cwany uśmiech. - Na imprezie u Tomlinsona zachowywałaś się jak biedna, malutka owieczka, która trafiła do stada wilków i w każdym widziała wroga. Oczywiście, dopóki się nie upiłaś. - puścił mi oczko. - Jak tylko przyjęłaś, podejrzewam po raz pierwszy w życiu, trochę alkoholu do krwiobiegu w końcu trochę odpuściłaś. Zaczęłaś się bawić, poznałaś nowych ludzi, poczułaś się swobodnie. - wyliczał. - Pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć, chociaż nikt nigdy wcześniej tego nie zrobił. - zagryzłam wargę, kiedy wspomniał o sobocie. - Skąd wiem? Przestraszyłaś się, kiedy poczułaś dotyk mojego języka. - zaśmiał się cicho. - Trochę przykre, że potrzebowałaś kilku piw, żeby zrobić coś, na co od dawna miałaś ochotę, ale bałaś się na kogo wyjdę przed ludźmi? Jestem skłonny postawić pięć dych na to, że rozmyślałaś nad 'naszym momentem' przez następnych kilka godzin. Nie rozumiem tylko po co to rozpamiętujesz. Było, minęło. Trochę przyjemności, namiętności, a jeśli będziemy mieli ochotę, żeby to powtórzyć to nie widzę problemu, żeby to zrobić, ale błagam... - uśmiechnął się. - To nie jest żadne zobowiązanie. Zacznij się bawić, Kocie, pokorzystaj trochę z życia. Do jasnej cholery, jesteś w Ameryce! Miejscu, gdzie marzenia się spełniają.
- Chyba pomyliło ci się z Nibylandią... - prychnęłam.
- Skoro tak chcesz nazywać mój świat to śmiało. Mogę mieszkać w Nibylandii, pić w plenerze z Piotrusiem Panem i pieprzyć Dzwoneczka w krzakach. - do moich uszu dobiegł jego wesoły śmiech. - To mogłoby być ciekawe, patrząc na to, że te skrzydełka mogłyby...
- Rozumiem! - przerwałam mu natychmiast nie chcąc słuchać jak tworzy z mojej ulubionej bajki z dzieciństwa scenariusz nowego pornola.
- Zawsze jesteś taka pruderyjna? - utkwił we mnie intensywne spojrzenie i uniósł do góry brew. To mnie cholernie dekoncentrowało. On mnie dekoncentrował. Sprawiał, że nie potrafiłam porządnie przemyśleć słów, które wypowiadałam.
- Zawsze jesteś taki bezpośredni? - wypomniałam odważnie.
Parsknął, przesuwając zębami po dolnej wardze i podśmiewując się pod nosem. Ułożył się wygodniej na swoim miejscu i przymknął na chwilę powieki, pozwalając by promienie słońca grzały przyjemnie jego opaloną twarz. Trwaliśmy w ciszy jakieś dwie minuty, a ja znów zaczęłam się rozluźniać, ciesząc się, że temat został zakończony i Styles nie udzielił mi odpowiedzi. Są rzeczy, których zawsze lepiej nie wiedzieć, prawda?
- Przysuń się trochę. - zażądał nagle, a ja natychmiast oderwałam twarz od widoku słonecznej Arizony na Harry'ego. Uchylił powieki i wybuchnął śmiechem, na co zrobiło mi się trochę głupio. - Boże, nie patrz na mnie jak na psychola. Chcę tylko, żebyś troszkę przesunęła swój tyłeczek. - wzruszył ramionami. - To nie musi się kończyć odcinaniem kończyn albo brutalnym gwałtem. Staram się nie gryźć. - położył jedną z dłoni na klatce piersiowej, gdzie powinno znajdować się serce, a drugą uniósł do góry w geście obietnicy. Zacisnęłam usta w cienką linię, ale po sekundzie już je rozluźniłam. Położyłam dłonie ze swoich kolan na maskę, dając mu do zrozumienia, że robię to, czego chciał. Obrócił się na bok, opierając głowę na łokciu, który leżał na pochyłej równi przedniej szyby. Nadal siedziałam po turecku, a moje biodra teraz niemal dotykały jego brzucha. Spojrzałam w to miejsce i musiałam użyć całego swojego zdrowego rozsądku, żeby nie przyjrzeć się kawałkami jego skóry, którą odkrył podwinięty materiał koszulki. Było to zaledwie kilka centymetrów, ale zdążyłam zauważyć mięśnie, które wypracował tuż przy kości biodrowej i linię włosów, która ciągnęła się od pępka aż do paska spodni. Nie mogłam pozwolić sobie na analizowanie tego widoku, bo nie chciałam dawać mu kolejnego powodu do śmiechu. Ze mnie.
Nie odezwał się, a ja poznałam po wyrazie jego rozbawionej twarzy, że coś chce mi udowodnić. Zdążyłam jedynie zmarszczyć czoło, kiedy delikatnie obniżył się, jeszcze bardziej podwijając przy tym swój t-shirt, który zsuwał się do góry, kiedy jego ciało leciało w dół. Teraz jego głowa znajdowała się na wysokości mojego ramienia. Wyciągnął dłoń tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy chwyta między palce materiał mojej bluzki na dekolcie i ciągnie ją lekko w dół. Zassałam szybko powietrze, czując nieznany mi dreszcz, który ogarnął moje ciało, kiedy tylko Harry go dotknął, chociaż przez te pół sekundy. Spojrzałam w dół i spostrzegłam, że przygląda się malince, którą wczoraj nad ranem zostawił wysoko na mojej prawej piersi tak, że bez problemu można było ją zauważyć nawet, kiedy miałam na sobie stanik. Strzepnęłam jego rękę i prędko poprawiłam na sobie materiał. To było żenujące.
Wciąż z szerokim uśmiechem na ustach przesunął językiem po skrawku dolnej wargi, sekundę później nadal chichocząc. W tamtej sekundzie poczułam jak wzbiera we mnie dziwne uczucie. Naprawdę z jednej strony chciałam pochylić się nad chłopakiem i znów poczuć dotyk jego ciepłych warg na moich, jego zdecydowanych dłoni na mojej talii i gorącego oddechu na szyi. Brakowało mi takiej bliskości.
Tyle że w tej samej sekundzie druga połowa mnie marzyła, żeby zepchnąć go z tej górki prosto na ostre skały tuż pod klifem.
- Zawsze jesteś taka pruderyjna. - z uśmiechem przytaknął sobie na zadane kilka minut temu pytanie.
- Zawsze jesteś taki bezpośredni. - zrobiłam dokładnie to samo, odsuwając się odrobinę od jego ciała. Ono źle na mnie wpływało. - Wracamy?
Zostało jeszcze jakieś piętnaście minut do rozpoczęcia treningu. Nie spieszyłam się, kiedy przemierzałam szkolny korytarz. Jeśli miałam być szczera to czułam się trochę jak w "Mission Impossible", kiedy to tak strasznie bałam się, że spotkam nauczycielkę biologii albo geografii gdzieś tutaj. Tak, to było trochę stresujące dla osoby, która jeszcze nigdy w życiu nie opuściła żadnych lekcji umyślnie. Skręciłam w stronę szatni i niemal wleciałam na kogoś, kiedy tak się zmyśliłam.
- Boże, przepraszam! - zaczęłam, nerwowo dotykając swojego karku, ale kiedy uniosłam wzrok natychmiast urwałam, a dziewczyna, na którą wleciałam sztucznie, bezzębnie się do mnie uśmiechnęła.
- Trochę rozwagi. - warknęła Perrie, kładąc dłonie na biodrach. Była niższa ode mnie o pół głowy, ale nadal wpatrywała się we mnie groźnie jakby to nie robiło na niej wrażenia. - To, że nie potrafisz złapać piłki wiedzą już chyba wszyscy, na zwykłym spacerze też sobie nie radzisz?
- W siatkówce nie łapie się piłki, Pezz. - zironizowałam, unosząc brwi w geście pewności siebie, której zastrzyk właśnie poczułam. - Zapomniałaś?
Mruknęła coś pod nosem, a na jej twarz wpełzły rumieńce złości. Przyjrzałam się jej idealnie umalowanej twarzy. Musiałam w myślach stwierdzić, że pod tą toną fluidu kryje się pewnie zagubiona, zakompleksiona osiemnastolatka i nie mogłam oprzeć się myślom, że za wszelką cenę chciałam w tamtym momencie zdobyć płyn do demakijażu i oblać ją nim jak kwasem.
- Twój humor na nikim nie robi wrażenia, Słonko. Doskonale mnie zrozumiałaś.
- To wcale nie było takie trudne, pani Kapitan, ale skoro ma się aspiracje na uczelnie taką jak Stanford powinnaś trochę popracować nad wysławianiem się. - pochyliłam się w jej stronę i szepnęłam. - Bo będzie wstyd. - mrugnęłam do niej i kiedy chciałam wyminąć z uśmiechem przyklejonym do twarzy poczułam jak chwyta mój nadgarstek. Przyciągnęła mnie za niego blisko do siebie, tak że teraz nasze twarze dzieliły zaledwie trzy centymetry i mogłam dokładnie usłyszeć jej oddech. Byłam wyższa, ale w takiej odległości Edwards wydawała się być cholernie niebezpieczna.
- Radzę ci wziąć się do roboty, bo Camp nie wygląda jak szkolne treningi. Tamto miejsce rządzi się własnymi prawami i uwierz mi, że zapatrzony w ciebie Trener nie będzie miał nic do gadania, kiedy już opuścimy boisko. - wysyczała przez zaciśnięte zęby, a ja przełknęłam prędko ślinę. Jaki Camp?! - Zintegruj się i przestań odstawać, bo będziesz żałować. - dodała, zniżając ton głosu. - Pamiętaj, że tylko grzejesz ławę, więc pilnuj swoich progów. - puściła mnie szybko i wyminęła, kołysząc przesadnie biodrami przy każdym kroku. Chwilę jeszcze odprowadzałam ją wzrokiem tylko po to, by później obrócić się na pięcie i ze zrezygnowaniem powędrować na trening.
- Franklin, cholera jasna, co się z tobą dzieje?! - wrzasnął trener, a ja aż podskoczyłam w miejscu, słysząc przeraźliwy dźwięk jego gwizdka. Podniosłam ręce do góry i szarpnęłam za gumkę, która związywałam moje włosy, żeby ją poprawić, bo zaczynała się zsuwać. Przeczesałam dłonią wysoki kucyk i odchyliłam głowę minimalnie do tyłu, wydychając przy tym głośno powietrze. Kątem oka spostrzegłam ucieszoną od ucha do ucha Edwards, która słodko machała do kogoś za moimi plecami. Obróciłam się w tamtą stronę, ciekawa do kogo tak się wdzięczyła i stwierdziłam w myślach coś w rodzaju Błagam, Cloudy... Jak mogłaś na to nie wpaść? Zayn odmachał jej, unosząc do góry jeden kącik ust i podążył za Tomlinsonem, oboje ubrani w stroje do gry. Mimowolnie rozejrzałam się i poszukiwałam wśród tego tłumu chłopaków pewnego wysokiego szatyna z burzą potarganych loków na głowie, ale zamiast tego przed oczami stanął mi Niall, który szczerzył się zabawnie w moją stronę, co natychmiast odwzajemniłam. Lubiłam Nialla.
Nie byłam za bardzo lubiana w swojej drużynie. To znaczy wszystkie dziewczyny oprócz właściwie Perrie mnie akceptowały i rozmawiały ze mną normalnie, ale nigdy nie zaprosiły mnie na wspólne wyjście czy nie tuliłam się z nimi po każdym zdobytym punkcie. Trochę było mi przykro, ale z drugiej strony wmawiałam sobie, że to jest dopiero drugi tydzień szkoły, więc właściwie to chyba normalne, prawda?
- Siadajcie tam. - nakazał zirytowany trener Couge. - A ty, Franklin, zostań chwilę po wszystkim. - zwrócił się do czarnowłosej, która była już bliska płaczu.
Zajęłam miejsce obok Janice i jakiegoś chłopaka z drużyny rugby.
- Wy nie obok siebie? - spytał chłopak obok mnie, śmiejąc się głośno i odchylił w tył, żebym mogła zobaczyć kto siedzi obok niego. Dopiero teraz poznałam, że siedziałam przy Tomlinsonie, a tuż za nim był...
Zaraz! Skąd on w ogóle wiedział...? - Czy może powinienem zawołać naszego Blondaska? - uśmiechnął się szeroko, na co Styles z rozbawieniem lekko uderzył go w tył głowy. Poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec i byłam skłonna paść na kolana przed trenerem rugby za to, że w końcu zabrał głos.
- Pewnie ciekawi was, która drużyna w tym roku wyjedzie na Camp. - uśmiechnął się szeroko przystojny, czterdziestopięciolatek z owalną piłką pod pachą i który właśnie puszczał oczko swojemu koledze po fachu, czyli Couge'owi. - Otóż cheerleaderki zrezygnowały, a raczej ich trenerka. Nie wnikajmy w szczegóły, najważniejsze, że obie drużyny dostają w tym roku bilety! - w tym momencie rozległy się jakieś pojedyncze szepty podniecenia. - Za dwa tygodnie widzę was spakowanych i grzecznie czekających na autobus. - uśmiechnął się szeroko. - Dokładniejsze informacje przekaże waszym rodzicom dyrektor pod koniec tygodnia. - wyjaśniał. - A teraz uciekać pod prysznice! No już! - zaśmiał się i wskazał ręką na drzwi.
Wszyscy po kolei zaczęli przemieszczać się w tamtą stronę. Poczekałam aż Tomlinson wstanie, żeby ruszyć zaraz za nim, ale ktoś mocno szarpnął mnie za nadgarstek:
- Mam zamiar dobrze to wykorzystać, Kocie. - zaśmiał się cicho do mojego ucha Harry...
- Zawsze jesteś taka pruderyjna? - utkwił we mnie intensywne spojrzenie i uniósł do góry brew. To mnie cholernie dekoncentrowało. On mnie dekoncentrował. Sprawiał, że nie potrafiłam porządnie przemyśleć słów, które wypowiadałam.
- Zawsze jesteś taki bezpośredni? - wypomniałam odważnie.
Parsknął, przesuwając zębami po dolnej wardze i podśmiewując się pod nosem. Ułożył się wygodniej na swoim miejscu i przymknął na chwilę powieki, pozwalając by promienie słońca grzały przyjemnie jego opaloną twarz. Trwaliśmy w ciszy jakieś dwie minuty, a ja znów zaczęłam się rozluźniać, ciesząc się, że temat został zakończony i Styles nie udzielił mi odpowiedzi. Są rzeczy, których zawsze lepiej nie wiedzieć, prawda?
- Przysuń się trochę. - zażądał nagle, a ja natychmiast oderwałam twarz od widoku słonecznej Arizony na Harry'ego. Uchylił powieki i wybuchnął śmiechem, na co zrobiło mi się trochę głupio. - Boże, nie patrz na mnie jak na psychola. Chcę tylko, żebyś troszkę przesunęła swój tyłeczek. - wzruszył ramionami. - To nie musi się kończyć odcinaniem kończyn albo brutalnym gwałtem. Staram się nie gryźć. - położył jedną z dłoni na klatce piersiowej, gdzie powinno znajdować się serce, a drugą uniósł do góry w geście obietnicy. Zacisnęłam usta w cienką linię, ale po sekundzie już je rozluźniłam. Położyłam dłonie ze swoich kolan na maskę, dając mu do zrozumienia, że robię to, czego chciał. Obrócił się na bok, opierając głowę na łokciu, który leżał na pochyłej równi przedniej szyby. Nadal siedziałam po turecku, a moje biodra teraz niemal dotykały jego brzucha. Spojrzałam w to miejsce i musiałam użyć całego swojego zdrowego rozsądku, żeby nie przyjrzeć się kawałkami jego skóry, którą odkrył podwinięty materiał koszulki. Było to zaledwie kilka centymetrów, ale zdążyłam zauważyć mięśnie, które wypracował tuż przy kości biodrowej i linię włosów, która ciągnęła się od pępka aż do paska spodni. Nie mogłam pozwolić sobie na analizowanie tego widoku, bo nie chciałam dawać mu kolejnego powodu do śmiechu. Ze mnie.
Nie odezwał się, a ja poznałam po wyrazie jego rozbawionej twarzy, że coś chce mi udowodnić. Zdążyłam jedynie zmarszczyć czoło, kiedy delikatnie obniżył się, jeszcze bardziej podwijając przy tym swój t-shirt, który zsuwał się do góry, kiedy jego ciało leciało w dół. Teraz jego głowa znajdowała się na wysokości mojego ramienia. Wyciągnął dłoń tak szybko, że nawet nie zorientowałam się kiedy chwyta między palce materiał mojej bluzki na dekolcie i ciągnie ją lekko w dół. Zassałam szybko powietrze, czując nieznany mi dreszcz, który ogarnął moje ciało, kiedy tylko Harry go dotknął, chociaż przez te pół sekundy. Spojrzałam w dół i spostrzegłam, że przygląda się malince, którą wczoraj nad ranem zostawił wysoko na mojej prawej piersi tak, że bez problemu można było ją zauważyć nawet, kiedy miałam na sobie stanik. Strzepnęłam jego rękę i prędko poprawiłam na sobie materiał. To było żenujące.
Wciąż z szerokim uśmiechem na ustach przesunął językiem po skrawku dolnej wargi, sekundę później nadal chichocząc. W tamtej sekundzie poczułam jak wzbiera we mnie dziwne uczucie. Naprawdę z jednej strony chciałam pochylić się nad chłopakiem i znów poczuć dotyk jego ciepłych warg na moich, jego zdecydowanych dłoni na mojej talii i gorącego oddechu na szyi. Brakowało mi takiej bliskości.
Tyle że w tej samej sekundzie druga połowa mnie marzyła, żeby zepchnąć go z tej górki prosto na ostre skały tuż pod klifem.
- Zawsze jesteś taka pruderyjna. - z uśmiechem przytaknął sobie na zadane kilka minut temu pytanie.
- Zawsze jesteś taki bezpośredni. - zrobiłam dokładnie to samo, odsuwając się odrobinę od jego ciała. Ono źle na mnie wpływało. - Wracamy?
***
Zostało jeszcze jakieś piętnaście minut do rozpoczęcia treningu. Nie spieszyłam się, kiedy przemierzałam szkolny korytarz. Jeśli miałam być szczera to czułam się trochę jak w "Mission Impossible", kiedy to tak strasznie bałam się, że spotkam nauczycielkę biologii albo geografii gdzieś tutaj. Tak, to było trochę stresujące dla osoby, która jeszcze nigdy w życiu nie opuściła żadnych lekcji umyślnie. Skręciłam w stronę szatni i niemal wleciałam na kogoś, kiedy tak się zmyśliłam.
- Boże, przepraszam! - zaczęłam, nerwowo dotykając swojego karku, ale kiedy uniosłam wzrok natychmiast urwałam, a dziewczyna, na którą wleciałam sztucznie, bezzębnie się do mnie uśmiechnęła.
- Trochę rozwagi. - warknęła Perrie, kładąc dłonie na biodrach. Była niższa ode mnie o pół głowy, ale nadal wpatrywała się we mnie groźnie jakby to nie robiło na niej wrażenia. - To, że nie potrafisz złapać piłki wiedzą już chyba wszyscy, na zwykłym spacerze też sobie nie radzisz?
- W siatkówce nie łapie się piłki, Pezz. - zironizowałam, unosząc brwi w geście pewności siebie, której zastrzyk właśnie poczułam. - Zapomniałaś?
Mruknęła coś pod nosem, a na jej twarz wpełzły rumieńce złości. Przyjrzałam się jej idealnie umalowanej twarzy. Musiałam w myślach stwierdzić, że pod tą toną fluidu kryje się pewnie zagubiona, zakompleksiona osiemnastolatka i nie mogłam oprzeć się myślom, że za wszelką cenę chciałam w tamtym momencie zdobyć płyn do demakijażu i oblać ją nim jak kwasem.
- Twój humor na nikim nie robi wrażenia, Słonko. Doskonale mnie zrozumiałaś.
- To wcale nie było takie trudne, pani Kapitan, ale skoro ma się aspiracje na uczelnie taką jak Stanford powinnaś trochę popracować nad wysławianiem się. - pochyliłam się w jej stronę i szepnęłam. - Bo będzie wstyd. - mrugnęłam do niej i kiedy chciałam wyminąć z uśmiechem przyklejonym do twarzy poczułam jak chwyta mój nadgarstek. Przyciągnęła mnie za niego blisko do siebie, tak że teraz nasze twarze dzieliły zaledwie trzy centymetry i mogłam dokładnie usłyszeć jej oddech. Byłam wyższa, ale w takiej odległości Edwards wydawała się być cholernie niebezpieczna.
- Radzę ci wziąć się do roboty, bo Camp nie wygląda jak szkolne treningi. Tamto miejsce rządzi się własnymi prawami i uwierz mi, że zapatrzony w ciebie Trener nie będzie miał nic do gadania, kiedy już opuścimy boisko. - wysyczała przez zaciśnięte zęby, a ja przełknęłam prędko ślinę. Jaki Camp?! - Zintegruj się i przestań odstawać, bo będziesz żałować. - dodała, zniżając ton głosu. - Pamiętaj, że tylko grzejesz ławę, więc pilnuj swoich progów. - puściła mnie szybko i wyminęła, kołysząc przesadnie biodrami przy każdym kroku. Chwilę jeszcze odprowadzałam ją wzrokiem tylko po to, by później obrócić się na pięcie i ze zrezygnowaniem powędrować na trening.
- Franklin, cholera jasna, co się z tobą dzieje?! - wrzasnął trener, a ja aż podskoczyłam w miejscu, słysząc przeraźliwy dźwięk jego gwizdka. Podniosłam ręce do góry i szarpnęłam za gumkę, która związywałam moje włosy, żeby ją poprawić, bo zaczynała się zsuwać. Przeczesałam dłonią wysoki kucyk i odchyliłam głowę minimalnie do tyłu, wydychając przy tym głośno powietrze. Kątem oka spostrzegłam ucieszoną od ucha do ucha Edwards, która słodko machała do kogoś za moimi plecami. Obróciłam się w tamtą stronę, ciekawa do kogo tak się wdzięczyła i stwierdziłam w myślach coś w rodzaju Błagam, Cloudy... Jak mogłaś na to nie wpaść? Zayn odmachał jej, unosząc do góry jeden kącik ust i podążył za Tomlinsonem, oboje ubrani w stroje do gry. Mimowolnie rozejrzałam się i poszukiwałam wśród tego tłumu chłopaków pewnego wysokiego szatyna z burzą potarganych loków na głowie, ale zamiast tego przed oczami stanął mi Niall, który szczerzył się zabawnie w moją stronę, co natychmiast odwzajemniłam. Lubiłam Nialla.
Nie byłam za bardzo lubiana w swojej drużynie. To znaczy wszystkie dziewczyny oprócz właściwie Perrie mnie akceptowały i rozmawiały ze mną normalnie, ale nigdy nie zaprosiły mnie na wspólne wyjście czy nie tuliłam się z nimi po każdym zdobytym punkcie. Trochę było mi przykro, ale z drugiej strony wmawiałam sobie, że to jest dopiero drugi tydzień szkoły, więc właściwie to chyba normalne, prawda?
- Siadajcie tam. - nakazał zirytowany trener Couge. - A ty, Franklin, zostań chwilę po wszystkim. - zwrócił się do czarnowłosej, która była już bliska płaczu.
Zajęłam miejsce obok Janice i jakiegoś chłopaka z drużyny rugby.
- Wy nie obok siebie? - spytał chłopak obok mnie, śmiejąc się głośno i odchylił w tył, żebym mogła zobaczyć kto siedzi obok niego. Dopiero teraz poznałam, że siedziałam przy Tomlinsonie, a tuż za nim był...
Zaraz! Skąd on w ogóle wiedział...? - Czy może powinienem zawołać naszego Blondaska? - uśmiechnął się szeroko, na co Styles z rozbawieniem lekko uderzył go w tył głowy. Poczułam jak na moje policzki wkrada się rumieniec i byłam skłonna paść na kolana przed trenerem rugby za to, że w końcu zabrał głos.
- Pewnie ciekawi was, która drużyna w tym roku wyjedzie na Camp. - uśmiechnął się szeroko przystojny, czterdziestopięciolatek z owalną piłką pod pachą i który właśnie puszczał oczko swojemu koledze po fachu, czyli Couge'owi. - Otóż cheerleaderki zrezygnowały, a raczej ich trenerka. Nie wnikajmy w szczegóły, najważniejsze, że obie drużyny dostają w tym roku bilety! - w tym momencie rozległy się jakieś pojedyncze szepty podniecenia. - Za dwa tygodnie widzę was spakowanych i grzecznie czekających na autobus. - uśmiechnął się szeroko. - Dokładniejsze informacje przekaże waszym rodzicom dyrektor pod koniec tygodnia. - wyjaśniał. - A teraz uciekać pod prysznice! No już! - zaśmiał się i wskazał ręką na drzwi.
Wszyscy po kolei zaczęli przemieszczać się w tamtą stronę. Poczekałam aż Tomlinson wstanie, żeby ruszyć zaraz za nim, ale ktoś mocno szarpnął mnie za nadgarstek:
- Mam zamiar dobrze to wykorzystać, Kocie. - zaśmiał się cicho do mojego ucha Harry...
podoba mi się, ale chciałabym jeszcze więcej harrego i claudii ;)
ReplyDeleteHarry i Claudia już w następnym rozdziale :)
DeleteOjejejejejeejejeje! Jest mi niezmiernie miło, że dedykowałaś mi rozdział, ale przez to jeszcze bardziej się stresuje, że w jakiś sposób cię zawiodę! Rozdział jest piękny, jak zawsze! Już pokochałam takiego beztroskiego Hazzę, i mam nadzieje że zostanie taki na dłużej! Jakkolwiek potoczy się akcja- będzie super! Nie szukasz nowego szablonu? Z tego co widzę, to ten jest angielski xD masz tu kilka, moze ci się spodobają:
ReplyDeletehttp://fc00.deviantart.net/fs70/f/2013/203/e/4/podgld_by_decemberdayt-d6el0u7.png
http://img11.imageshack.us/img11/8130/022podgld.jpg
Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ! Życzę weny ^^
Nie masz się czym stresować! :D
DeleteNo właśnie zastanawiałam się nad nowym rozdziałem, dzięki za linki :). Jak znajdę czas to to wszystko poogarniam ;p
:*
szablonem nie rozdziałem* haha
Delete:)) nad rozdziałem to się nawet nie zastanawiaj! xD
Deletejejku świetny ! Ale mam nadzieję, że Harry nie okaże się strasznym chujem xD
ReplyDeleteświetny! (:
ReplyDeletesuper (: czekam na dalsze i to już ;)
ReplyDelete