PS. Jeżeli kiedyś wrócę do immwf to nie sugerujcie się tą informacją. Tytuł miał dotyczyć zupełnie innych wydarzeń;)
PS2. Zapraszam na trzecią część "Venom" i proszę, żeby każdy kto chociaż czasmi mnie odwiedza napisał, ze po prostu jest... jestem bardzo ciekawa ile wspaniałych osóbek wciąż mnie odwiedza! (ponieważ miłość to jedyna rzecz, którą jak dzielimy to mnożymy! :D )
-
Cieszę się, że się zgodziłaś. - Alex uśmiecha się jak
niespełna rozumu, kiedy czuje przyjemny, mocny uścisk swojej dłoni.
- Mam nadzieję, że będzie to owocna współpraca. - Justin posyła
jej uśmiech i mruga jednym okiem.
Justin Timberlake.
Mrugnął. Do niej.
O matko, Alex czuje, że to jest jej
koniec.
Zapomina języka w ustach, kiedy stoi tuż przed nim
i Matko Święta, mówi do niej!
JUSTIN TIMBERLAKE!
Świat
oszalał.
- Też na to liczę. - inteligentnie. Ta, jasne,
zwłaszcza z rumieńcem, który prawdopodobnie przebija się przez
grubą warstwę podkładu.
- Zaczynamy za czterdzieści
minut! Statyści niech zbiorą się przy wyjściu numer cztery, Alex
Ray Jules proszona do garderoby. Dylan Shaun, telefon do pana. -
odzywa się głos z głośników poustawianych w pomieszczeniu, więc
aktorka uśmiecha się w stronę piosenkarza i odchodzi gdzie ją
wołają.
Musi się wziąć w garść, nie może tylko głupio
chichotać na wszystko co powie. O matko, obudziła się w niej
wewnętrzna nastolatka.
Uwielbia to.
Dylan Shaun to
reżyser, pomysłodawca i scenarzysta całego przedsięwzięcia.
Głównym wątkiem w teledysku jest rozstanie pary zakochanych, co
pociąga za sobą chorą obsesję u obojga. To tak w skrócie. Alex
poznała go parę dni wcześniej, kiedy wraz z Arthurem udała się
na spotkanie, gdzie podpisano jednorazowy kontrakt między nią a
agencją zajmującą się promocją nowego albumu Justina. Jest
chwilę po trzydziestce, jest w zarządzie wytwórni muzycznej
Timberlake'a i ma na sobie spore pasmo sukcesów, którymi nie
omieszkał się pochwalić. Jules całkiem go polubiła, mimo
wszystko był dla niej niesamowicie miły i ciągle się
uśmiechał.
Stylistka właśnie spryskuje jej włosy
lakierem, kiedy elektroniczny głos woła ją do sektora A3.
Ma
na sobie krótką, obcisłą i bardzo wyciętą sukienkę bez pleców
w kolorze ciepłego złota. Pierwsza minuta opowiada o pierwszym
spotkaniu kobiety z mężczyzną – na imprezie sylwestrowej gdzieś
na dachu świata. Kiedy wychodzi z garderoby, a jej buty głośno
stukają o posadzkę czuje na sobie wzrok wszystkich statystów,
którzy kulą się po lewej stronie planu. Po chwili dostrzega
reżysera, siedzącego na swoim charakterystycznym dla tego zawodu
krzesełku i pogrążonego w swoich notatkach. Dalej siedzi Justin,
rozmawiający ze swoim menadżerem, opierając się plecami o
rekwizyt. Mężczyzna ma na sobie ciemnoszary garnitur od Alexandra
McQueena, który zresztą sponsoruje ubrania dla ich obojga. Wygląda
bardzo dobrze z ładnie zaczesanymi do tyłu włosami, krótkim
zarostem i słynnym błyskiem w oku. Alex czuje, że mogłaby się
zakochać.
Witają się w momencie, w którym dziewczyna
podchodzi bliżej a on wstaje ze swojego miejsca i uśmiecha się
serdecznie w jej stronę.
- Po tym klipie zdecydowanie ludzie
przestaną kojarzyć cię tylko z Venom. - dodaje otuchy i to jest to
czego potrzebowała. Alex najbardziej na świecie bała się
kojarzenia z jedną postacią.
Śmieje się cicho na
wspomnienie poprzedniej roli nieśmiałej, skrytej, zwyczajnej
studentki zakochanej w superbohaterze i zmagającą się z
nadnaturalnymi problemami. Cóż, rzeczywiście, Maggie nigdy nie
ubrałaby czegoś takiego... Po prostu nie byłaby w stanie porzucić
swoich dżinsów na rzecz odkrycia nóg.
Alex jest zupełnie
inna. Wie, że wygląda dobrze – jest szczupła i kształtna, i
bardzo lubi to podkreślać.
I tak mija jej kolejnych
trzynaście godzin – w świetle reflektorów w czasie tańca z
Justinem na środku pustej sali, grania scen śledzenia go na
greenscreenie i krwawej końcówki gdzieś około drugiej nad ranem.
A gdzieś wokół tego wszystkiego są krótkie wiadomości od
Louisa, dwa zdjęcia Maximusa, którym zajmuje się Blanca, trochę
śmiechu z wpadek i kilka uroczych, kradzionych spojrzeń
Dylana.
***
Miesiąc później Alex siedzi w Rosso z Blancą i wspólnie
przeglądają kolorowe katalogi w poszukiwaniu idealnych płaskich
butów, gdy pannę młodą zaczną boleć już stopy. Wesele coraz
bliżej i choć młodzi mają dopięte wszystko na ostatni guzik to
podobno szczegóły stresują najbardziej.
- O mój Boże,
zakochałam się. - oznajmia Alex, kiedy zauważa buty z kolekcji
Oscara de la Renta, model SMOKE
METALLIC ALYSSA PUMPS. Musi je mieć.
- No nie?!
Zastanawiałam się nad nimi, ale mam kremowe dodatki i dużo
bardziej pasowały te od Marca Jacobsa.
Aktorka spogląda na
kolejną stronę, widząc kilka modeli, które nijak jej nie
podchodzą. Kiedy skanuje cenę przypadkowego z butów i widzi
wydatek rzędu tysięcy
zaczyna
chichotać. Przyjaciółka podnosi na nią brew i mierzy podejrzliwym
spojrzeniem, biorąc łyka swojej wody z limonką.
- Po
prostu. - uśmiech nie schodzi z twarzy szatynki, kiedy przewraca
oczami. - Gdybyś półtora roku temu powiedziała mi, że będziemy
siedzieć w jednej z restauracji w Los Angeles, popijać drinki z
najdroższą whisky i rozmawiać o kupnie butów od Marca Jacobsa jak
o nowym tosterze to chyba bym cię wyśmiała.
Blanca
odwzajemnia uśmiech.
- Pamiętaj skąd pochodzisz. - mruga,
z powrotem powracając do kolorowych zdjęć.
Prawda, tyle
że Blanca nie do końca to rozumie.
Alex jest zwykłą
osobą, nie jest nikim szczególnym. Przez pierwsze dwadzieścia lat
żyła tak jak wszyscy – w bloku, z psem, bratem i rodzicami.
Chodziła do publicznej szkoły, na publiczny basen i jeździła
autem z komisu. Na uczelnie dojeżdżała pociągiem i jadała w
McDonaldzie za każdym razem, kiedy główna rola w spektaklu
przechodziła jej przez palce. Miała normalne życie, jak każda
nastolatka – chodziła na imprezy co drugi weekend, spędzała
długie letnie wieczory przy ognisku z grupką przyjaciół i kradła
jabłka z sadu. Pracowała dorywczo na swoje własne małe lub
większe zachcianki i dodatkową benzynę, kiedy razem z Jamiem
urządzali sobie wycieczki po całych Stanach.
Blanca nie.
Owszem, jest bardzo towarzyska, wyrozumiała, miła i dobra.
Jest zabawna i potrafi dogadać się z każdym, ale jej życie od
zawsze opierało się na prywatnych szkołach, wielkim domu i drogich
ubraniach. Jej ojciec jest dyrektorem w jednej z głównych firm
transportowych, działającej w całej Kalifornii a Derek jest synem
właściciela sieci najpopularniejszych hoteli w okolicy i... po
prostu rozumieją świat trochę inaczej. Nawet gdyby oboje nie
postawili się i nie dorobili się własnej małej fortuny to nadal
obie siedziałyby w tej samej knajpie, jadły tego samego homara i
oglądały te same buty.
A gdyby ten mężczyzna nie pojawił
się nagle w dniu dyplomowego spektaklu Alex i nie zobaczył jej
wśród tłumu ról drugoplanowych i gdyby nie zaproponował
współpracy, ona nadal opijałaby każdą porażkę kalorycznym
szejkiem z fast-foodów.
Nigdy nie zagrałaby w Venom,
nie udzielałaby wywiadów kluczowym nazwiskom amerykańskiego
show-biznesu, nigdy nie poznałaby Blanci i prawdopodobnie przez
długie lata nie dorobiłaby się apartamentu w Hollywood.
Ktoś
inny mógłby być właśnie teraz na jej miejscu. Alex bardzo boi
się myśleć o tym trochę
- A te od
Vuitton?
***
-
Yeeeeeeeeah, we'll keep doing what we do, just pretending that we're
cool, so tonight...
- O Boże.
- LIVE WHILE WE'RE
YOOOOOOOOOUNG! - krzyczy Alex dokładnie w momencie, w którym Louis
pociera czoło. - WE WANNA LIVE WHILE WE'RE YOUNG!
Dziewczyna
kontynuuje swój występ stojąc w kuchni w zwykłych, domowych
rzeczach i smażąc naleśniki. W ręce trzyma brudną łyżkę, z
której zjada surowe ciasto na co Louis okropnie się krzywi i posyła
jej dziwne, podejrzliwe spojrzenia. Spędzili ostatnią godzinę na
ganianiu za Maximusem w tę i z powrotem, wymyślając mu tor
przeszkód i mierząc czas jak szybko potrafi zjeść liść sałaty.
Alex jest pod wrażeniem.
Dlatego teraz, kiedy już zagrozili
organizmowi Maxi'ego miażdżycą spowodowaną przez wege-otyłość
przyszedł czas na ich własną.
- Let's go crazy, crazy,
crazy...
- Spalisz to.
- Till we see...
-
Alex.
- THE SUN! Nie przeszkadzaj mi, zrobiłbyś dla odmiany
coś pożytecznego a nie. Ciągle tylko marudzisz, wymądrzasz się i
mnie wkurzasz, taki jesteś cwaniak to chodź pilnuj nam kolacji!
-
Chyba żartujesz.
- Co ty... COŚ TY POWIEDZIAŁ?! - aktorka
oburza się, patrząc na niego spod byka znad lewego ramienia w
czasie przewracania naleśnika na drugą stronę. - Mam nadzieję, że
zdajesz sobie sprawę, że takie rzeczy nie uchodzą na sucho. -
grozi. - Twoje będą z pieprzem.
Louis się nie odzywa
dopóki Alex nie kończy i nie kładzie gotowego dania na wyspie
kuchennej. Odkąd zobaczyli się te dwie godziny temu coś jest z nim
nie tak. Alex zdążyła zauważyć w czasie ich znajomości, że
mężczyzna momentami jest po prostu taki... dziwny. Cichy, trochę
smutny i nieobecny. Dlatego właśnie robi z siebie idiotkę,
próbując go rozbawić.
- Dzięki.
Aktorka uśmiecha
się szeroko i nachyla nad blatem po drugiej stronie. Opiera zgięty
łokieć, a brodę na uniesionej dłoni i nie odrywa od niego wzroku.
Widzi zmarszczkę idącą wzdłuż jego czoła, małe worki pod
oczami, zmęczone spojrzenie. Teraz wygląda na dużo starszego niż
jest w rzeczywistości, kiedy jego twarz przykrywa niedbały zarost,
a cera nabiera niezdrowego, szarego odcienia. Co się z nim
dzieje?
- Co? - pyta, unosząc przy tym brew, ale Alex tylko
wzrusza ramionami, uśmiechając się jeszcze bardziej aż zaczynają
boleć ją policzki. Widzi w nim cień rozbawienia, więc czuje się
trochę lepiej. - No co?
- No nic.
- Dodałaś tam
tego pieprzu, nie?
- Ależ skąd. Jak możesz mnie o to
posądzać? - kładzie dłoń w okolicach serca i przewraca oczami,
kiedy widzi jak Louis kroi mały kawałek i nadziewa go na widelec,
kierując go do jej ust.
- Nie ufam ci. - przysuwa kęs
jeszcze bliżej. - No jedz.
Dopiero kiedy mija długie
dziesięć sekund od spróbowania mężczyzna czuje się bezpiecznie
i zbiera się na odwagę, żeby zjeść swoją porcję.
-
Przenosimy się do pokoju? - proponuje Alex kilka minut później,
kradnąc banana z jego talerza. Za niecałe dziesięć minut miała
odbyć się premiera teledysku Justina, w którym wystąpiła i to
właśnie było główną przyczyną ich dzisiejszego spotkania.
Minęły dwa tygodnie odkąd skończyła zdjęcia i reżyser wysłał
jej rano wiadomość z dokładną godziną premiery i numerem kanału
muzycznego, który powinna włączyć.
Dylan okazał się
całkiem miłym facetem, czasem wymieniają krótkie wiadomości i
zaczęli obserwować się w mediach społecznościowych. Mężczyzna
ma trzydzieści dwa lata i z tego co zdążyła się zorientować
naprawdę imponującą listę osiągnięć i sukcesów. Alex uwielbia
takich ambitnych ludzi.
Louis sam zaproponował spotkanie,
ponieważ zupełnie nic nie wie o tym projekcie. Dziewczyna nie
zdradziła mu scenariusza nawet w kilku słowach a co dopiero
pikantnych szczegółów z planu (które nie istniały, ale to
nieważne).
Kiedy włączają odpowiedni program widzą w
dolnym rogu ostatnie cztery minuty odliczania do premiery.
Alex
zwija się przy jego boku i czekają w zupełnej
ciszy.
Spędzają ze sobą
naprawdę miły wieczór (przedłużony o poranek) po którym Louis
nie odzywa się przez kolejne cztery dni.
***
-
Alex Ray Jules... Jeszcze dwa lata temu to nazwisko było nam
wszystkim zupełnie obce. Zadebiutowała główną rolą w filmie
Venom Marca Webba, co
zaowocowało ogromnym zainteresowaniem jej osobą. Krytycy filmowi
wypowiadają się bardzo pochlebnie o tej produkcji, jak i o
wspaniałym debicie nowej aktorki młodego pokolenia gwiazd
Hollywood. Kilka tygodni później, gdy emocje powoli opadły
gościnnie pojawiła się w teledysku Justina Timberlake'a do
piosenki Be mine**, w
jednym odcinku serialu Bones a
parę dni temu do sieci trafiły informacje o tym, że podpisała
kontrakt z producentami Supernatural
na udział w jedenastu odcinkach dwunastego sezonu. Ta młoda, bo
zaledwie dwudziestodwuletnia aktorka z Connecticut staje dziś na
czerwonym dywanie obok gwiazd wielkiego formatu, a ja wreszcie mam
okazję poznać ją osobiście. Panie i Panowie w studio i przed
telewizorami, mam zaszczyt zaprosić dziś na tę kanapę jedno z
największych objawień tego roku – Alex Ray Jules!
- Alex,
kamera za trzy, dwa...
Pisk,
trochę wołania i dużo, dużo oklasków – to jedyne co udaje jej
się zarejestrować. Program leci na żywo a jedynym źródłem
uniknięcia kłopotów jest słuchawka w jej lewym uchu. Alex jest
właśnie w programie niejakiego Gabriela Sandersona, gdzie opowiadać
ma o najbliższych kilku tygodniach swojej pracy. Wywiad wypadł dość
spontanicznie a poza tym ostatnie pięć dni spędziła w Europie,
więc nie miała czasu przygotować się na to spotkanie.
Mimo
to przykleja na usta jeden z najlepszych uśmiechów i wysyła kilka
buziaków do kamery a później jeszcze parę w stronę
publiczności.
Widownia powoli się uspokaja a dziennikarz
siada przy swoim biurku i opiera łokcie o blat, patrząc przy tym na
nią w bardzo uprzejmy sposób. Alex zakłada nogę na nogę i splata
palce na uniesionym kolanie. Uśmiecha się jeszcze szerzej i wzrusza
ramionami.
- Pięknie wyglądasz. - komplementuje mężczyzna
na co ona tylko krótko dziękuje.
Ma na sobie limonkową,
krótką sukienkę, którą odbierała w zeszły czwartek razem z
Louisem z butiku w Beverly Hills. Arthur stwierdził, że niektórzy
fani to zauważą a to czego najbardziej potrzebują to nadmierna
uwaga i zainteresowanie jej osobą.
Wymieniają kilka
uprzejmości, które zawierają się w pytaniach o to jak minęła
jej podróż, czy dobrze się czuje i czy specjalnie stresuje się tą
rozmową. Nie specjalnie będąc szczerą. Alex odpowiada grzecznie
na każde pytanie i co chwile wchodzi w interakcje z publicznością,
co wywołuje ogólnie pozytywne emocje.
- Cóż, Alex, może
zaczniemy od skomentowania najświeższych doniesień, hm? Zapewne
nasi widzowie chcieliby poznać kilka nowych informacji dotyczących
twojego udziału w dwunastym sezonie Supernatural. W
sieci pojawiła się masa spekulacji na ten temat, portale fanowskie
aż wrzą. Czy to znaczy, że pójdziesz w tym kierunku kina? Nie
zobaczymy cię w żadnej słodkiej, romantycznej komedii czy
przerażającym horrorze? Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że
zobaczymy się w Obecności 3.
- żartuje Gabriel a ludzie cicho się śmieją.
Więc Alex
też, choć jego humor średnio do niej przemawia.
- Jak tak
to przedstawiasz to myślę, że chciałabym zagrać w drugiej części
Pamiętnika. - znów
chichot. - Ale odpowiadając na twoje pytanie to... Właściwie nie
mogę na nie odpowiedzieć. To prawda, podpisałam kontrakt i pojawię
się w przyszłym sezonie razem z braćmi Winchester. - oklaski i
kilka pisków, Alex kłania się leciutko. - Nie mogę potwierdzić
liczby odcinków, ponieważ nadal trwają rozmowy na ten temat. Nie
zdradzę także charakteru mojej postaci, ponieważ sama nie znoszę
spoilerów.
- Podpowiedź?
- Kobieta, niezbyt wysoka
szatynka. Niebieskie oczy, pieprzyk nad brwią. - śmieje się,
pokazując na charakterystyczne znamię przy prawej brwi.
-
Wiążesz się z podobnymi gatunkami?
- Czy ja wiem... Chyba
nie odpowiem na to pytanie. Dopiero zaczynam, nie zastanawiałam się
nad tym dłużej. Nie chcę się szufladkować, od początku moim
założeniem jest wybieranie ról zgodnie z tym co czuję i co w
miarę obiektywnie myślę o swoich umiejętnościach. Jeżeli wiem,
że dam radę wcielić się w postać to dopiero wtedy biorę pod
uwagę całą resztę. Myślę, że to jedna z najważniejszych
wartości, wiesz? Żeby robić w życiu to co jest zgodne z tym jaką
osobą jesteś, co czujesz i jak postrzegasz świat. Jeżeli
przyjęłabym coś co zupełnie mnie nie odzwierciedla, jeżeli
wzięłabym rolę, której odgrywanie sprawiałoby mi trudności i
wewnętrzną walkę wtedy już z góry wiem, że nic by z tego nie
wyszło. Nie mogłabym robić czegoś wbrew sobie samej, to bardzo
unieszczęśliwia.
Kłamstwo 1, prawda 0.
Skrywane
uczucia 0, Alex 1.
- Czyli chcesz powiedzieć, że każda
rola jaką dotąd odgrywałaś ma w sobie coś z ciebie samej?
-
I tak, i nie. We wszystkich czułam się dobrze, byłam szczęśliwa.
Myślę, że to jest klucz do sukcesu.
- A w życiu
prywatnym jesteś szczęśliwa?
W tym momencie?
Nie.
- Oczywiście! -
pisk fanów znów rozchodzi się po studio a Alex posyła im szeroki
uśmiech i kładzie dłoń na sercu. - Jestem w miejscu o którym
zawsze marzyłam, otaczam się ludźmi, którzy mocno trzymają za
mnie kciuki i kopią w tyłek, kiedy mam gorsze dni. Poznałam na
planie Venom kilka
osób, które są dla mnie teraz jednymi z najważniejszych w życiu
i nie zamieniłabym ich na nikogo innego. Mój chłopak Louis, moja
przyjaciółka Blanca oraz jej narzeczony i wielu, wielu innych,
którzy całkowicie odmienili mój świat.
- A propos twojego
chłopaka. To chyba bardzo trudne, oboje jesteście bardzo zajęci,
Louis już niedługo razem z zespołem powróci z przerwy, ty
rozpoczniesz zdjęcia w Vancouver... - urywa dziennikarz a Alex
zaciska usta na całe pół sekundy, dopóki kamera nie uchwyci jej
twarzy.
Dupek.
- Oboje wykonujemy zawody, które
wiele od nas wymagają i dobrze zdajemy sobie z tego sprawę. Nie
sądzę, że to mogłoby coś między nami zmienić, jesteśmy ponad
to. - kolejna fala oklasków, dzięki którym Alex czuje się
znacznie bardziej podbudowana.
Przynajmniej
udaje.
***
Jest
środa, dwudziesty sierpnia, kiedy Louis wreszcie przypomina sobie o
istnieniu własnej dziewczyny. Udawanej dziewczyny.
Dwudziesty
sierpnia jest także dniem, w którym Alex dostaje wiadomość od
Arthura o terminie rozprawy sądowej wytoczonej z jej ramienia
przeciwko dziewczynie, starającej się ją naćpać w czasie jej
randki w Rosso. Naprawdę nie sądziła, że jest w stanie tak długo
wypierać ten dzień z pamięci.
Aż do dzisiaj.
Za
miesiąc stanie przed sądem w procesie, który może zniszczyć
czyjąś przyszłość.
Dlatego nie ma najmniejszej ochoty na
imprezę z siostrą mężczyzny, która właśnie odwiedziła Stany.
- Właśnie wyjeżdżam z lotniska, przyjadę po ciebie koło
dziewiątej, co? Daj spokój, Alex, wiem, że nie masz dzisiaj
żadnych obowiązków.
- Louis, nie ch...
- Wróciłem
właśnie z Anglii. Nie tęskniłaś za mną? - śmieje się cicho do
słuchawki, choć jej wcale nie jest wesoło.
- Louis.
-
Ja bardzo. Naprawdę chciałbym cię dzisiaj zobaczyć.
Więc
Alex mu nie odmawia.
***
-
Zdajesz sobie sprawę jak to wygląda? - pyta Blanca, kiedy kilka
godzin później wpada do mieszkania Alex z dwiema kubkami ciepłej
kawy z kawiarni na rogu ulicy.
Siedzą w sypialni aktorki,
blondynka rozłożona na miękkim łóżku z papierowym kubkiem w
dłoni. Mierzy wzrokiem koleżankę, przygotowującą się na
wieczorne wyjście. Alex nie opowiedziała jej niczego więcej prócz
nagłego telefonu Tomlinsona po kilku dniach ciszy i ta wzięła
sobie za cel umoralnianie Jules za wszelką cenę. Mimo że widzi jej
stosunkowo kiepski stan i zmęczenie na samą myśl, że jeszcze
czeka ją droga do Long Beach, gdzie zatrzymała się Charlotte
razem ze swoim chłopakiem. Wynajęli sobie mieszkanie na całe dwa
tygodnie pobytu, ponieważ łączą z tym miejscem wiele pięknych
wspomnień. To tutaj poznali się w ubiegłym roku, gdzie zespół
dawał mały, charytatywny koncert.
- Nie chcę o tym
gadać.
- Nie znam Louisa praktycznie w ogóle, widziałam go
dwa razy w życiu. - ignoruje ją, dalej ciągnąc temat, który
rozwija miliardy myśli w jej głowie. - I nie myśl, że skoro my
znamy się rok to nie poznaję kiedy coś się dzieje.
- Nic
się nie dzieje.
- Pewnie, oprócz tego że byłyśmy
umówione na wieczór a ty olałaś mnie dla swojego publicznego
chłoptasia, który zabiera cię na prywatną imprezę w domu jego
siostry. Cztery godziny przed jej rozpoczęciem.
-
Przepraszam za to.
- Nie przepraszaj! Nie jestem zła, Alex,
tylko zaczynam się o ciebie martwić. Wpadłaś, prawda?
-
Nieprawda! Po prostu... - zaczyna, ale szybko rezygnuje, opierając
nadgarstek trzymający pędzel o blat toaletki i odchyla głowę
lekko w dół. - Nie wiem, B. Nie wiem już o co w tym wszystkim
chodzi. Jest nam razem dobrze jak jest, poważnie. Dogadujemy się,
lubimy się i mamy wspólne zwierzątko. A później on po prostu
przestaje się do mnie odzywać i dowiaduje się z tumblra, że mój
własny facet jest po drugiej stronie oceanu. Z dnia na dzień, a
później mówi mi, że za mną tęskni i chce się spotkać i ja po
prostu...
- Ulegasz.
- No. Trochę tak jest... -
przyznaje, przełykając szybko ślinę i z powrotem wpatrując się
w swoje odbicie w małym lustrze gdzie dokańcza makijaż
twarzy.
Po minucie towarzyskiego milczenia Blanca znów się
odzywa.
- Sypiasz z nim?
Alex zastyga z bronzerem w
ręce i boi się odwrócić twarz w jej stronę.
- Wiem, że
widziałam was na Village,
ale to była inna sytuacja. Sypiasz z nim tutaj? W domu?
Wciąż
milczy. Czuje się jak wtedy, gdy miała dziesięć lat i kazała
Jamiemu zjeść zgniłą pomarańczę. Mama nie podarowała jej
pogawędki i tygodniowego szlabanu.
- Mam nadzieję, że on
także coś do ciebie czuje, Alex. Bo jak na razie to wygląda jakby
wyciągał medialne korzyści na związku z naiwną aktorką. Zajmuje
się tobą tylko wtedy gdy on ma na to ochotę i jeszcze mu za to
płacą. Naprawdę chcesz się w to pakować..?
- Chyba nie
mam innego wyjścia.
- Gówno prawda! - Blanca podnosi głos,
przenosząc cały ciężar na kolana i klęczy teraz na środku
wielkiego materaca, a jej twarz odrobinę czerwienieje. Zaciska
dłonie w pięści i warczy w stronę przyjaciółki, by ta wreszcie
na nią spojrzała. Kiedy utrzymują kontakt wzrokowy kontynuuje. -
Nie rób z siebie idiotki! Nie pozwól, żeby cię skrzywdził albo
cokolwiek. To nie jest tego warte, jeżeli czujesz, że nic z tego
nie będzie to po co się w to pakujesz?
- W nic się nie
pakuję, uspokój się.
- No jasne. I wcale nie chodzisz
przybita od tych kilku dni w których Louis dobrze bawił się na
innym kontynencie? Nawet Derek to zauważył. Derek, Alex. A on jest
ślepy na takie rzeczy. On jest ślepy na wszystko oprócz baseballu
i ciasta czekoladowego. - jej głos odrobinę łagodnieje, gdy
aktorka bierze głęboki, uspakajający oddech. Nie powinna dobijać
jej jeszcze bardziej, ale nie może patrzeć jak powoli ucieka z niej
radość, którą zawsze w niej uwielbiała. - Po prostu... Kurczę,
rozumiem cię, znam twoją historię, ale nie możesz być taka
naiwna. Najpierw upewnij się w tej znajomości zanim się
zaangażujesz, okej? Zasługujesz na coś
więcej.
***
Louis
faktycznie przyjechał prawie punktualnie, Alex widzi jak wysiada z
samochodu. Jest to mini bus, więc podejrzewa, że kierowcą jest
któryś z dwóch ochroniarzy, których poznała na samym początku.
Zgłosiła wcześniej dozorcy, że ktoś ją odwiedzi, dlatego nie
oczekuje telefonu z parteru i zamiast tego wkłada buty i po raz
ostatni sprawdza torebkę.
Blanca zabrała Maxiego jakąś
godzinę wcześniej do swojego mieszkania, gdzie ma przenocować.
Jest jeszcze malutki i Alex boi się zostawić go w domu samego na
całą noc a jej przyjaciółka jest nawet bardziej niż chętna by
się nim zajmować, więc wszystko idealnie się składa. Poza tym
maluch przyzwyczaił się już do takiego trybu życia i nawet
przyjaźnie wita się z nowymi opiekunami za każdym razem, kiedy
porywają go do siebie na kilka godzin albo bawią się z nim w
mieszkaniu Alex. Etap siusiania poza klatką mają już za sobą, co
okazuje się być normalne kiedy tylko zwierzak się zaaklimatyzuje i
zna drogę powrotną do trocin. Choć jeszcze sporo pracy przed nimi
(Alex straciła już jedną ładowarkę i za moment straci lampę,
której kabel trzyma się ostatnimi siłami) to wszystko idzie powoli
ku lepszemu.
Gdy zakłada sweter słyszy delikatne pukanie
do drzwi. Przegląda się w lustrze ostatni raz sprawdzając, czy
dobrze wygląda w krótkiej spódniczce i crop topie po czym wreszcie
szarpie za klamkę.
Louis wygląda zwyczajnie, ale Alex już
zdążyła zauważyć, że nie przywiązuje szczególnej wagi do
ubioru. Ma na sobie czarny t-shirt i czarne dżinsy z dziurą na
kolanie. Jak zwykle jego żuchwę zdobi krótki zarost, a włosy są
jednym wielkim nieładem. Mimo to wygląda bardzo przystojnie i to
nigdy nie przestanie jej zadziwiać.
- Gotowa? - pyta z małym
uśmiechem, na co dziewczyna kiwa głową.
Mimo wszystko
wciąż nie może pozbyć się smutku widocznego na jej twarzy.
Ale
Louis o to nie pyta. Nawet wtedy, gdy jadą windą w dół w zupełnej
ciszy.
Okazuje się, że w samochodzie jest także Harry,
który serdecznie się z nią wita. Dowiaduje się, że Charlotte
zaprosiła całą czwórkę i paru innych znajomych na kameralną
domówkę powitalną. Droga mija im w krótkich rozmowach o sporcie i
komplementach od Stylesa na temat teledysku Justina.
-
Och, Alex! Dobrze znowu cię widzieć. - uśmiecha się Charlotte,
wyciągając ramiona w jej stronę. Aktorka unosi brew ze zdziwieniem
(przecież widziały się tylko raz!), ale uprzejmie oddaje delikatny
uścisk. Dziewczyna wydaje się naprawdę miła i od razu zagaja
rozmowę, dzięki czemu Alex odrobinę się rozluźnia. Naprawdę to
docenia.
W środku jest już jakieś piętnaście osób wśród
których szybko rozpoznaje Nialla i Agness, która macha do niej, by
podeszła bliżej.
- Cześć. - wita się i pozwala tej
dwójce pocałować się w policzek. Uśmiecha się delikatnie, kiedy
pytają co słychać i szybko ich zbywa z zazdrością patrząc na
drinki w ich dłoniach. To może być jedyne źródło jej
dzisiejszego spokoju.
Rozmawiają trochę o Sylvii i Jamiem,
którzy utrzymują ze sobą kontakt nawet mimo tego, że mieszkają
na dwóch różnych końcach kraju. Alex chwali się bratem, jego
uczelnią i wynikami w nauce a Agness zdradza, że jej siostra
poważnie myśli nad karierą w modelingu. To właśnie z nimi
aktorka spędza pierwszą godzinę imprezy prawie zapominając, że
przyjechała na nią z Louisem, który nie odstępował na krok
swojej siostry i Toma.
Koło jedenastej wieczorem Alex
wychodzi z Liamem i Cheryl na balkon. Kobiety opierają się plecami
o wysoką barierkę, a Liam przed nimi wyciąga z tylnej kieszeni
paczkę papierosów, którą częstuje aktorkę. Jules nie pamięta
kiedy po raz ostatni paliła, ale takich rzeczy się przecież nie
zapomina, nie?
Rozmawiają kilka chwil aż nagle Cheryl
dyskretnie pokazuje coś wzrokiem swojemu chłopakowi i ciągnie go
za rękę w przeciwną stronę, posyłając Alex znaczący uśmiech.
Wie co oznacza i z trudem powstrzymuje się od przewróceniem oczami.
Zamiast tego obraca się przodem w stronę widoku i patrzy na niebo,
gdzie nie widać prawie żadnych gwiazd.
- Unikasz mnie? -
słyszy za plecami znajomy głos Louisa, który ginie gdzieś w
powietrzu. Alex wypuszcza z płuc oddech i odwraca się, jednocześnie
zaciągając papierosem. Mężczyzna stoi zdecydowanie zbyt blisko,
do tego stopnia, że gdyby odsunęła rękę trochę do przodu
mogłaby go oparzyć. Spogląda w jego twarz i zauważa, że alkohol
już zaczął działać w jego organizmie – charakterystycznie
zmrużone, zeszklone oczy i głupawy uśmieszek przyklejony do ust.
Wydmuchuje dym z ust tak, by w niego nie trafić, ale by
nadal wyglądał szlachetnie i honorowo jakkolwiek może to wyjść
podpitej dwudziestodwulatce.
- Stwierdziłam, że
potrzebujesz trochę czasu z siostrą. - unika, palcem strzepując
żar z papierosa.
- Moja siostra nie jest aż tak zajmująca.
Ma wielu innych gości, którymi powinna się zająć.
- W
takim razie chodźmy. - szpecze, wyjmując z jego dłoni szklankę z
whisky i upijając pierwszy łyk wraca do środka.
Siedzą
na kanapie w salonie, Alex wciśnięta między Louisa i Harry'ego
popija swojego drinka i rozmawia z siedzącą naprzeciw Agness. To z
nią tak naprawdę złapała najlepszy kontakt ze wszystkich obecnych
i całkiem dobrze się dogadują. Jest miło nawet mimo tego, że
Louis nadal praktycznie jej nie zauważa. Nie dotyka jej, nie zwraca
się do niej bezpośrednio, nie proponuje jej napoju ani nie pyta jak
się bawi. Po prostu... jest.
Za to Harry całkowicie przejął
jego rolę. Chłopak stara się, by czuła się jak najlepiej w tym
towarzystwie, co o dziwo, bardzo dobrze mu wychodzi. Czasem wtrąca
się w jej rozmowę z Agness i komentują coś wspólnie, co
najczęściej kończy się gromkim śmiechem.
I nic się nie
zmienia przez kolejnych parę godzin aż do chwili, w której Louis
wraca z łazienki i prawie zabija się o dywan. O dywan.
Z
gości pozostało już tylko siedem osób, razem z gospodarzami.
Kanapowa ekipa nadal tkwiła w tym samym miejscu opowiadając kilka z
najbardziej żenujących historii w życiu i konkurując ze sobą kto
jest większym pechowcem. Alex jest odrobinę pijana, ale nie na tyle
by robić coś nieświadomie lub nie pamiętać części wieczoru. W
przeciwieństwie do Tomlinsona.
- Ohoo, bracie. - śmieje się
Tom, zrywając z fotela i prawie biegnąc w stronę chłopaka, łapiąc
go za boki. Louis uśmiecha się głupio w odpowiedzi i przeklina
dywan, który zrobił to specjalnie.
- Chyba masz dość, co?
- Chyba nie, co? - pyskuje, choć
tak naprawdę ledwo trzyma się na nogach. Zwraca na siebie całą
uwagę wszystkich gości, ale jedynym komentarzem okazuje się ten
Harry'ego a raczej wymowne westchnięcie.
- Chodź, Louis,
położysz się już, okej? Zaprowadzę cię, mamy dodatkowy pokój.
- próbuje Charlotte, obchodząc brata i obejmując go w pasie z
drugiej strony.
- Przestań mnie niańczyć.
-
Louis.
- Louis. - małpuje ją głupio, a dziewczyna
przewraca oczami zupełnie jakby była do tego przyzwyczajona.
-
Może zadzwonię po nasz transport? - próbuje Harry, ale Alex szybko
sprowadza go na ziemię.
- Nie sądzę, że godzinna podróż
będzie na jego siły, spójrz. Trochę nim potrzęsie i się
porzyga. - mówi cicho tak, żeby nikt poza Stylesem tego nie
usłyszał. Aktorka wstaje z miejsca i poprawia spódnicę, która w
czasie siedzenia trochę się podwinęła. Obraca się w stronę
rodzeństwa i widzi proszący o wsparcie wzrok Charlotte. Alex mija
na kanapie Nialla i podchodzi bliżej nich. Z bliska może dokładnie
zobaczyć, że chłopak niewiele zapięta z tej imprezy.
-
Idziemy spać, Louis? - pyta cicho, łapiąc jego palce między swoje
i zyskując tym całą jego uwagę. Tomlinosn uśmiecha się
zdecydowanie zbyt szeroko jak na jego stan i kiwa twierdząco głową.
Charlotte wywraca oczami a Alex ma ochotę zrobić dokładnie to
samo. Zamiast tego jednak odzywa się do niej cichutko. - Powiedz
Harry'emu, żeby na mnie nie czekał, okej? Poradzę sobie.
I
z tym, przejmuje na wpół świadome ciało Louisa na siebie i
prowadzi w stronę drugich drzwi na lewo, które wskazała jej
dziewczyna. Idą w ciszy, a gdzieś za nimi reszta dyskutuje
prawdopodobnie o sposobie powrotu lub ewentualnego przenocowania.
Niewiele ją to obchodzi, będąc szczerą.
Kiedy tylko
zamykają za sobą drzwi Louis od razu na siłę przyciąga ją do
siebie i całuje niedbale, dopiero za drugim razem trafiając w jej
usta. Napiera mocniej na jej ciało aż uderza lekko plecami o
ścianę, czując męskie dłonie w swojej talii, które wędrują
powoli ku górze. Alex stara się odsunąć, odchylając głowę na
bok, ale to zupełnie go nie zniechęca, kiedy przenosi się z
pocałunkami na jej ciepłą szyję. Kładzie rozłożoną dłoń na
jego piersi i stara się go delikatnie odepchnąć.
-
Wystar-aa! - syczy, czując mocne ugryzienie, po którym na pewno
zostanie ślad. - Przestań. Louis. - upomina. - Już dość.
On
oddycha głośno prosto w jej skórę, ale posłusznie rozluźnia
uścisk. Chyba chce zrobić krok w tył, co jednak kończy się
niebezpiecznie i gdyby nie refleks dziewczyny Louis pewnie już
leżałby na tej podłodze jak długi. Jest tak bardzo pijany, że
Alex zaczyna poważnie się martwić i jej plan ewakuacji po
położeniu go do łóżka raczej legnie w gruzach. Bałaby się
zostawić go w pokoju samego, co gdyby zaczął wymiotować?
-
No dalej, Alex. - namawia, prawą dłonią sunąc w górę i w dół
jej boku, nachylając się do jej ucha. - Proszę. Cały wieczór o
tobie myślałem.
Dziewczyna zaciska powieki i w tej samej
sekundzie powracają do niej wszystkie dzisiejsze słowa
Blanci...
- Jesteś taka piękna... taka seksowna... -
flirtuje, stając jeszcze bliżej o ile w ogóle to możliwe. Teraz
czuje go wszędzie razem
z małym pocałunkiem, który zostawia na jej żuchwie i palcami,
które nagle wędrują wzdłuż jej odkrytego uda do wewnątrz. -
Bardzo chcę cię dzisiejszej nocy, naprawdę bardzo...
Alex
musi...
- Nie.
- Co?
- Powiedziałam nie. -
powtarza kobieta, chwytając jego nadgarstki i brutalnie je
odrzucając. Sama jest w szoku, że udało jej się odmówić, więc
trzyma się tej myśli mocno nim na powrót mu ulegnie. Paradoksalnie
alkohol bardzo jej w tym pomaga.
Louis aż odsuwa twarz w
tył, żeby móc dokładnie na nią spojrzeć i upewnić się czy
przypadkiem żartuje.
Nie żartuje.
I to jest... wow.
Oboje są zdziwieni.
- Połóż się do łóżka, Louis.
Jesteś pijany.
- Ty też.
- Tak. - zgadza się,
wypuszczając z ust długo wstrzymywany oddech. - Dlatego chodźmy
spać. Już.
Nie czeka na odpowiedź, chwytając mocno za
jego biceps i prowadząc w stronę wygodnego łóżka. Pomaga mu
usiąść prosto i zrzuca kilka ozdobnych poduszek oraz obsuwa kapę,
odkrywając pachnącą, świeżą pościel. Na sam widok dziewczyna
robi się senna i maksymalnie zmęczona dzisiejszym dniem.
Mężczyzna
przez cały czas coś mamrocze pod nosem ale Alex rozumie najwyżej
co trzecie słowo, które w większości przypadków opiewa w
„cholera”, „głupie to wszystko”. Może nawet byłoby to dla
niej całkiem zabawne tyle że zdecydowanie nie dzisiaj.
Pochyla
się, żeby rozpiąć pasek przy jego spodniach, ale błyskawicznie
odsuwa się, czując jego kolejną próbę alkoholowego uwodzenia.
Przewraca oczami, każąc się uspokoić a Louis robi to, co wprawia
ją w krótkie osłupienie. Nie ma siły już nawet się kłócić
dlatego aktorka po prostu czeka aż wygodnie ułoży się po swojej
stronie. Nie mijają dwie minuty i do jej uszu dobiega miarowy, cichy
oddech.
***
Jest
wiele rzeczy, których nigdy w sobie nie rozumiała. Całe życie
wydawało jej się to jednak zwyczajem prawie każdej młodej
kobiety, ale patrząc na wszystko z boku, Alex nie sądzi, że
którakolwiek prócz niej mogłaby być tak głupia. To nawet całkiem
śmieszne, ale tak właśnie natura wykreowała tę płeć. Potrafią
być mądre, ambitne, odważne i piękne, jednocześnie będąc tak
naiwnymi. To wręcz tragiczne jak wiele są w stanie zrobić dla
mężczyzny, który nawet o to nie prosi. I jak wiele robią by
doprowadzić do własnej krzywdy.
Alex nie jest wyjątkiem,
kiedy leży w miękkim łóżku, czekając aż Louis wróci z
łazienki. Nadal są w mieszkaniu Charlotte, choć nie słyszą zza
ściany żadnych dźwięków. Przeciąga się na łóżku,
rozciągając zmęczone ciało. Nie wypiła dużo, dlatego nie czuje
się dzisiaj tak źle jak co niektórzy...
Podsuwa się
wyżej, opierając się plecami o ramę łóżka i w tej pozycji
próbuje dosięgnąć swój telefon, który utknął na drugim końcu
szafki nocnej. Widziała na Instagramie Setha (tak, stalkuje konta
społecznościowe najlepszego przyjaciela jej brata, pozwijcie ją),
że także bawili się z Jamiem na jakiejś domówce. Pisze do niego
zabawną wiadomość z wiedzą o tym, że w Connecticut jest dopiero
przed piątą rano.
Czyta w odpowiedzi „Za kogo m4jnie
masz...” i ma ochotę zaśmiać się na głos, ale powstrzymuje ją
znajomy dźwięk zamykanych drzwi łazienkowych. Alex specjalnie nie
odrywa wzroku od komórki. Kątem oka zauważa jednak, że Louis
snuje się z powrotem w stronę łóżka i wygląda jeszcze gorzej
niż w nocy a ona naprawdę nie sądziła, że jest to w ogóle
możliwe.
Jest w stanie postawić dziesięć dolarów na
to, że właśnie wrócił z porannego wymiotowania, tak na dobry
początek dnia. No cóż, jedni preferują kawę – inni rzyganie. A
jeszcze inni jedno i drugie. Alex nie jest tutaj po to by
oceniać.
Materac ugina się z lewej strony przez ciało
Tomlinsona, który chyba nadal nie wytrzeźwiał. Kilka długich
sekund zajmuje mu przyzwyczajenie się, że już siedzi a nie stoi i
kolejnych kilkanaście na położenie się obok niej. Chciałaby
zobaczyć teraz jego minę, ale postawiła na obojętność, której
ma zamiar się trzymać.
- Ja pierdolę. - chrypie tak
szorstko, że ją samą zaczyna boleć gardło. Mimo to wciąż
patrzy w swój wygaszony telefon i oczekuje nie wiadomo czego, więc
decyduje się włączyć slither.io by w jakikolwiek sposób zabić
tą niezręczność, która rozlewa się po jej ciele.
Mniej
więcej po zjedzeniu czterech węży i jednej uciekającej świecącej
kropeczki znów słyszy szelest pościeli a chwilę później ramię
owijające się wokół jej brzucha. Ignoruje to i zaczyna atakować
tę zieloną z nickiem 'I'll kill you my lord”. Alex nazwała się
„Yummy snakes” gdyby ktoś pytał.
Louis kręci się chwilę
tuż obok i choć w dziewczynie już się coś gotuje nadal go
ignoruje. Nawet jeżeli gdzieś w środku zastanawia się nad tym czy
powinna go przytulić czy wyszarpać za kłaki.
- Nie chcę
widzieć więcej alkoholu w swoim życiu. - marudzi cicho, ale przez
jego zniszczony głos Alex rozumie tylko co drugie słowo. Jest,
zjadła „I'll kill you my lord” ha! Nie tym razem, podła zielona
glizdo. Jej wąż zaczyna szukać kolejnej ofiary, gdy czuje ciężar
na swoim brzuchu, który okazuje się być głową Louisa. Aktorka
unosi brwi na widok jego dłoni, podwijającej koszulkę Charlotte
(która robi jej dziś za piżamę) lekko do góry i policzka
wtulającego się w nagą, miękką skórę.
Bez
przesady.
- Pół metra dalej masz własną stronę i własną
poduszkę. - mówi dobitnie, wężem doganiając tę żółto-czarną
„Amnesia”. Kurczę, jest dość wielka, Alex nie ma pojęcia czy
jej mały rozmiar podoła.
- Tu mam własną marudę.
-
Na pewno znalazłbyś ich znacznie więcej. - syczy ostro pod nosem,
ale chyba nie zrozumiał, ponieważ następnym co mówi jest:
-
Co?
- Nic.
Dużo myślała w nocy o tym wszystkim co
wydarzyło się w tej relacji. Wczorajsza rozmowa z Blancą dała jej
kilka wskazówek jak i wątków, które musiała dokładnie
przeanalizować, by koniec końców przyznać pełną rację swojej
przyjaciółce...
Alex jest naiwna. Naiwna i głupia,
ponieważ zaczynała czuć coś do mężczyzny, z którym od samego
początku miała jasny kontrakt – udawanie, które miało
ograniczać się do publicznych wyjść, kilku interakcji w czasie
wywiadów i Internecie, i to wszystko. Żadna umowa nie włączała
pocałunków, słodkich poranków ani seksu. Nie wliczała uczuć ani
rozczarowań.
Jest nowa w tym wszystkim – nowa w branży, w
doświadczeniu i w kłamstwach. Nie tak wyobrażała sobie to
wszystko, nie chciała by wszystko co osiągnęła opierało się na
Louisie i ich związku, nie chciałaby, żeby jej własny
sukces się na nim opierał. Nie
po to walczyła tak długo i tak ciężko by osiągnąć możliwość
bycia w tym miejscu, gdzie jest teraz – gdzie może wreszcie
spełnić swoje marzenia. Nie po to wyrzekła się rzeczy, które
niegdyś wydawały jej się najważniejszymi na świecie i nie po to
postawiła całe życie na jedną kartę, by usłyszeć od niego:
-
Nie chciałbym znaleźć żadnej
innej.
***
Nie
chciałbym znaleźć żadnej innej.
-
Arthur? Musimy się spotkać. Teraz.
***
Nie pamięta kiedy ostatni raz pojawiła się w biurze Arthura, ale
podejrzewa, że gdzieś w okolicach premiery „Venom”. Zazwyczaj
ich spotkanie odbywały się w jej mieszkaniu albo gdzieś na
neutralnym gruncie, pewnie dlatego teraz czuje się tak nieswojo.
Podaje swoje nazwisko recepcjonistce i pozwala odprowadzić
się na odpowiednie piętro, gdzie według zapewnień jej menadżer
ma już na nią czekać. Jest wdzięczna Arthurowi za to, że zawsze
znajduje dla niej czas i stara się jak najlepiej wykonywać swoją
pracę, nawet jeśli nie zawsze się dogadują. W zasadzie od
fatalnej sytuacji w Rosso ich znajomość się odrobiną
ustabilizowała, dzięki czemu o wiele lepiej się dogadują
(mężczyzna nawet zaczął żartować, wow).
- Cześć. -
wita się, gdy tylko kobieta zamyka za nią drzwi. Rozgląda się po
pomieszczeniu i widzi swojego menadżera przy biurku, o które się
opiera i śmieje się do swojej komórki. Jego twarz wygląda bardzo
łagodnie, nie widać tej lwiej zmarszczki, która zawsze zdobi jego
czoło. Wydaje się być rozluźniony, co dotąd Alex uważała za
niemożliwe. - Wszystko okej?
- Okej. Siadaj, chcesz coś do
picia?
- Whisky.
Arthur obraca się przez ramię,
widząc jak siada przy stole i rzuca niedbale torebkę na krzesło
obok. Alex wyciąga ciało i wplata dłonie we włosy, nerwowo je
przeczesując.
- Poważnie?
- Wyglądam jakbym
żartowała? Mamy dużo rzeczy do obgadania, panie Vytautas i nie
sądzę bym mogła zrobić to na trzeźwo.
Czterdzieści
minut później Alex opiera czoło o blat stołu i uderza lekko dwa
razy.
- Dolej mi.
- Alex, jest czternasta.
-
Dolej mi. - powtarza, łapiąc szklankę i przesuwając ją w poprzek
stołu w jego stronę. - Nie żałuj, pozwalam ci na to
zarabiać.
Dziewczyna nie jest w stanie tego zauważyć, ale
może niemal usłyszeć jak on przewraca oczami, ale posłusznie
dolewa jej alkoholu. Arthur właśnie oznajmił, że za trzy dni
czeka ją bal charytatywny, na którym powinna pojawić się z
Louisem jako osoba towarzysząca. Zajebiście.
- Mówiłem ci
o tym.
- Nie mówiłeś. - podnosi się, upijając duży łyk
whisky. Całkiem smaczna.
- Dostałaś grafik miesiąc temu!
Miałaś to w kalendarzu!
- Gówno prawda, kłamco. Robisz mi
to specjalnie, nie? Widzisz jak on mnie wkurwia i pchasz mnie w
paszczę lwa, jesteś najgorszy. W piekle jest specjalne miejsce dla
zołzowatych menadżerów biednych, zniewolonych aktorek. I mówią
tam po niemiecku, twoje litewskie korzenie mogą iść się
pieprzyć.
- Moje litewskie korzenie załatwiły ci
pieniądze, które trzymasz na koncie i dzięki którym żyjesz tak
jak żyjesz, więc możesz zamilknąć i po prostu to przyjąć?
Twoje nazwisko jest aktualnie jednym z najgorętszych amerykańskiego
show-biznesu i to wszystko tak naprawdę dzięki pracy managementu i
Louisowi. Nie – dopowiada, kiedy widzi jak Alex już otwiera usta,
żeby zaprzeczyć. - Nie neguję tego, że jesteś bardzo dobrą i
zdolną aktorką, ale nie oszukujmy się. Nikt nie robi wokół
siebie takiego szumu tylko dzięki debiutanckiej roli.
-
Słodzeniem daleko nie zajdziesz.
- A ty takim marudzeniem.
Daj spokój Alex to nie jest misja samobójcza. Pokazujesz się z nim
publicznie i tyle, to nie może być aż tak złe! Nikt nie każe wam
się lubić, macie po prostu dobrze razem wyglądać przez następnych
kilka tygodni aż management dojdzie do porozumienia kiedy zakończyć
tę szopkę. Podejrzewam jednak, że nie stanie się to prędzej niż
do dnia twojej rozprawy, dlatego weź to na klatę. I tak powinnaś
być wdzięczna, że to wszystko wypaliło. W innych przypadkach
prawdopodobnie nie dostałabyś roli w „Supernatural” i nie mam
pewności czy Justin Timberlake zaprosiłby cię do
współpracy.
Alex to wie. Niestety.
Dokańcza
swojego drinka i jeszcze przez kilka chwil gapi się bez sensu w
puste szkło. Jest jej przykro, jest zła i bardzo zawiedziona,
ponieważ przyszła tu z myślą, że pozna dokładną datę
zakończenia tego całego przedstawienia a tymczasem...
-
Jeszcze troszkę, Alex. Nie myśl o tym w taki zły sposób tylko
doceń to ile jeszcze możesz na tym
zyskać.
***
Alex
wraca do domu jako najbardziej zaskoczona kobieta. Po rozmowie z
Arthurem i małej sesji (jednoosobowej) popijawki skoczyła po kawę
na wynos, gdzie spotkała kilkoro fanów i cała jej złość tym
dniem całkowicie przeszła. Po fali cudownych komplementów i
przytulasków znów czuje się szczęśliwa.
Teraz, gdy
wchodzi do swojego budynku i wita się z dozorcą i odźwiernym jakaś
kobieta zza lady (Alex jej nie kojarzy, ale rzeczywiście miał
pojawić się ktoś nowy) recepcji woła ją po nazwisku. Dziewczyna
unosi brew i spogląda na nią przez ramię.
Jest bardzo
młoda, być może nawet młodsza od Alex i rumieni się uroczo,
kiedy ta skupia na niej całą uwagę. Mężczyzna, który jej
towarzyszy (Marl, aktorka dobrze go zna, pracuje tu odkąd się
wprowadziła) coś do niej szepcze i wciska w dłoń jakieś
klucze.
- Um... Jest przesyłka do Pani. Jak... Był rano
kurier a nie zaznaczyła Pani, że zamierza przyjąć jakichś gości
a kiedy dzwoniliśmy telefon był...
- Po prostu przyszła
przesyłka. - wstaje Marl i podchodzi bliżej. - To Janet, jest nowa
to pierwszy dzień. Proszę jej wybaczyć.
- Nic się nie
stało. - śmieje się Alex i staje przy blacie, podając rękę
dziewczynie, która nieśmiało ją ściska. Przedstawiają się
sobie imieniem, ponieważ aktorka nadal bardzo niezręcznie czuła
się w towarzystwie osób nadwyraz przejętych jej osobą. - Odbiorę
ją teraz, jeśli to nie problem.
- W porządku, pójdę na
zaplecze, Regan Pani z tym pomoże. - informuje Marl, wskazując na
ochroniarza, który lekko się kłania.
- Nie sądzę, że
potrzebuję pomocy, ale dziękuję.
- Za chwilę zmieni Pani
zdanie. - mówi tajemniczo mężczyzna i znika za drzwiami.
Okej,
cokolwiek ma to znaczyć.
Alex nadal widzi, że Janet jest
bardzo zestresowana i po raz siódmy już przestawia ten sam długopis
na inne miejsce.
- Więc jak pierwszy dzień? - zagaja, na
co dziewczyna podnosi szybko głowę w górę i wygląda na jeszcze
bardziej przerażoną. Aktorka posyła jej spokojny uśmiech, więc
może odrobinę ją to uspokaja. Pamięta swój pierwszy dzień
pracy, więc doskonale ją rozumie.
- Chyba okej... Trochę
nudno.
Alex śmieje się pod nosem.
- No,
szczególnego tłoku to raczej tu nie ma. - wspomina, dobrze wiedząc,
że w całym bloku znajduje się tylko siedemnaście mieszkań. -
Powinnam coś podpisać w związku z tą paczką?
- Och,
tak! Gdzie ja to... O tutaj, proszę. - dziewczyna schyla się pod
ladę i za chwilę kładzie na blacie zwykłą kartkę
A4.
Potwierdzenie odbioru, poczta kwiato... Poczta
kwiatowa?
- Co... - zaczyna, ale nagle zza drzwi, gdzie
zniknął Marl słychać głośne szuranie i ciche przekleństwo.
Ochroniarz – Regan – marszczy czoło i mówi coś odźwiernemu
także dołączając do kobiet.
Po chwili Alex otwiera
szeroko oczy widząc z czym Marl wychodzi z zaplecza. Robi aż pół
kroku do tyłu, bo... wow. Mężczyzna popycha przed siebie duży
koszyk, z którego wychodzi jakieś dziesięć ogromnych bukietów
czerwonych róż każdy mający chyba z pięćdziesiąt kwiatów...
Kobieta otwiera szerzej usta a Janet posyła jej małe, urocze
spojrzenie.
Aktorka jeszcze raz zerka na kartkę, żeby
upewnić się, że jest tam jej nazwisko i czy przypadkiem to nie
jest żart.
Kiedy Marl ląduje tym tuż obok niej wskazuje
bukiet na samym środku i małą kopertę wsuniętą pomiędzy
pojedyncze kwiaty. Cały prezent jest tak duży, że Alex podejrzewa,
że biedny Regan złamie się wpół próbując wnieść to do jej
mieszkania.
Alex doskonale wie od kogo prawdopodobnie jest
ten gest, ale nie zamierza odczytywać wiadomości tutaj. Pozwala
Reganowi zająć się tym i kiedy już oboje są w domu pozostawia mu
zasłużony napiwek.
Otwiera zaklejoną, małą kopertę,
gdzie widzi pochyłym pismem krótką wiadomość. ***
Some
people are artists. Some, themselves, are art.
L.
***
-
ILE ICH JEST?! - powtarza Blanca w czasie gdy Alex jest bliska płaczu
w swojej kuchni z telefonem wciśniętym między ramię a policzek.
Właśnie przygotowuje sobie posiłek a raczej kroi banana, którego
ma zamiar wciągnąć z niedorzeczną ilością masła
orzechowego.
- Pięćset. To jakieś szaleństwo.
-
Ja pierdole, a mój Derek przyniósł mi dzisiaj Hummus z marketu.
Alex parska cichym śmiechem.
- Od kiedy ty lubisz
Hummus?
- Nie dobijaj mnie, okej? Ten facet już niedługo ma
zostać moim mężem, przysięgam, że jeszcze jedna taka akcja i
odwołuję ślub. A teraz serio, Jules. Co z tym zrobisz?
Alex
zastyga na chwilę w miejscu i oddycha ciężko. Właśnie, co z tym
zrobi?
- Nie mam pojęcia.
- Podziękowałaś mu
już?
- Nie. Boże, Blanca, to jest chore. Dlaczego to
zrobił? Ostatnim razem dałam mu wyraźnie do zrozumienia co myślę
o tym wszystkim i...
- … I potem on powiedział ci, że nie
ma innej, wysłał kwiaty a ty znów masz na niego ochotę.
-
Mniej więcej. - przyznaje.
- Masakra, to najbardziej
pokręcona relacja o jakiej słyszałam. Już nadnaturalny Venom
wydawał się bardziej prawdopodobny.
- Dzięki.
-
Słuchaj, to że nagle zrobił się z niego taki romantyk nie zwalnia
was od szczerej rozmowy. Spotkaj się z nim Alex i wyjaśnij na czym
ma polegać wasza relacja. Postaw mu jasne granice, okej? Jeżeli się
przyjaźnicie to się przyjaźnicie a nie sypiacie ze sobą i
wysyłacie sobie prezenty.
Gdyby to było takie łatwe...
-
Nie mogę z nim o tym gadać, bo pomyśli, że coś do niego
czuję.
- Bo czujesz kretynko. Boże, jesteś nastolatką?
Nie wierzę, że prowadzę tę rozmowę...
Alex pociera
czoło ze zmęczenia. Nie ma pojęcia co właśnie dzieje się w jej
życiu, ale nie potrafi ignorować ciepłego uczucia, które rozlewa
się po jej brzuchu, gdy przypomina sobie np. ten moment, w którym
Louis przyniósł Maximusa do jej mieszkania i wszystko było
takie... Takie dobre i odświeżające. Zwłaszcza po jej ostatnim
związku. Albo gdy jechali razem na koncert Zimmera, ich randka na
targu kwiatowym i po prostu... Wtedy czuła jakby miała coś za czym
zdążyła się już cholernie stęsknić.
Za uczuciem, że
komuś mogłoby zależeć.
I choć, oczywiście, Alex
doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to jednostronne to boi się
usłyszeć to z jego ust.
- Blanca to wszystko jest znacznie
bardziej skomplikowane.
- Ponieważ sama to komplikujesz,
wiesz o tym, prawda?
- Wiem...
***
-
Już jutro wieczorem w Londynie odbędzie się druga edycja
charytatywnego balu**** organizowanego przez fundację „Believe in
Magic”, której ambasadorem jest Louis Tomlinson oraz jego
przyjaciele z zespołu. Tegoroczna edycja wydaje się być jeszcze
bardziej wyczekiwana, ponieważ zespół poinformował o premierze
nowego singla! Bilety rozeszły się w godzinę, a na konto
stowarzyszenia w ubiegłym roku wpłynęło pięć razy więcej
środków niż kiedykolwiek. Jesteśmy zachwyceni heroiczną postawą
artystów oraz chęcią niesienia pomocy potrzebującym!
Alex
przycisza telewizor, kiedy dopakowuje do walizki ostatnie rzeczy.
Nigdy nic nie wiadomo z angielską pogodą, więc pakuje
nieprzyzwoitą ilość swetrów na ten krótki weekend.
Lot
zaplanowany jest na piętnastą i ma trwać czternaście godzin, więc
na miejscu powinni być o czternastej czasu lokalnego. Na całe
szczęście jest to prywatny samolot z kabiną sypialnianą, więc
Alex marzy jedynie o tym by na cały ten czas zakopać się w
miękkiej pościeli i unikać Louisa tak długo jak tylko się da.
Nadal nie podziękowała mu za prezent...
Rozgląda się
wokół, z żalem patrząc na puste miejsce na podłodze, gdzie
zawsze stała klatka Maxi'ego. Blanca aż za bardzo przykolegowała
się do króliczka i zabrała go już w południe, twierdząc, że
maluch nie powinien być sam całą noc, ponieważ nie miałaby jak
odebrać go w innych godzinach. Alex przytulała go przez dwadzieścia
minut zanim zdruzgotana oddała go w ręce przyjaciółki. Już za
nim tęskni.
Godzinę później jest już na lotnisku i
ubrana w najwygodniejszy dres jaki ma, kieruje się za Danielem –
asystentem Arthura, który częściej robił za jej szofera, który
prowadzi ją do poczekalni VIP, gdzie podobno wszyscy już są. Alex
przełyka głośno ślinę, kiedy obejmuje ramię mężczyzny i idą
razem między ludźmi czekającymi na własny lot. Kilkoro z nich
zwraca na nią uwagę i słyszy kilka niewyraźnych szeptów,
ponieważ tak. Kobieta w czapce i okularach słonecznych (w środku
lata) z wysokim, ubranym w garnitur barczystym facetem może wzbudzać
niemałe zainteresowanie.
- Cholera. - syczy pod nosem Daniel, a kiedy Alex chce podnieść na niego wzrok zostaje oślepiona błyskiem flesza.
Paparazzi.
I nagle robi się okropny tłok,
wszyscy podchodzą obok a Daniel coś warczy o zachowaniu bezpiecznej
przestrzeni. Mocniej zaciska uścisk wokół jego ramienia, gdy
światła się robią coraz bardziej oślepiające a jej imię
powtarzane jest tak wiele razy, że nie zdoła tego zliczyć. Żadne
z nich jednak się nie odzywa i idą we dwoje w milczeniu nieznacznie
przyspieszając.
- Alex, możesz tutaj spojrzeć?
-
Alex, zdejmij okulary proszę.
- Jak się czujesz przed
lotem?
- Alex.
- Tutaj!
Skręcają ostatni
raz aż wreszcie Daniel otwiera jej drzwi a fotografowie rzucają
krótkie „Dzięki Alex!”. Cóż, chociaż odrobina
kultury.
Pomieszczenie jest nieduże, ale ludzi wydaje się
być wielu. Spokojnie dwudziestu, Alex nie zdąża ogarnąć ich
wzrokiem, ponieważ od razu podchodzi do nich jakiś starszy
mężczyzna i przedstawia się krótko. Okazuje się, że leci z nimi
tylko Niall, ponieważ reszta już od jakiegoś czasu jest na
Wyspach. Może to i lepiej?
Paparazzi mają pozwolenie by
fotografować ich w momencie wchodzenia na pokład, dlatego cała
załoga (prócz Louisa) znajduje się już w samolocie. Oczywiście,
że wszystko musi wyglądać wiarygodnie...
Podchodzi do nich
jeden z ochroniarzy Louisa i prowadzi ją w stronę głównego
wyjścia.
Przedstawienie czas zacząć...
Widzi go
rozmawiającego z kilkorgiem mężczyzn zaraz przy wejściu (które
jest przeszklone, więc Alex od razu domyśla się, że aparaty
również mogą ich tu złapać), więc postanawia zacisnąć mocno
zęby i podejść się przywitać jak na kulturalną osobę
przystało. Wszyscy grzecznie jej odpowiadają, a Louis zostawia
szybkiego buziaka na jej czole.
- Musimy zrobić jeszcze
jeden przystanek w Ottawie po około siedmiu godzinach. A później
prosto na Heathrow.
A więc kierunek
Ottawa.
***
Niall
ma kaca. Takiego naprawdę bardzo.
- Ja pieprze, czuję się
chyba jak ty w sobotę, Tomlinson. - mówi, znów przysysając się
do swojej butelki. Siedzą na razie w pomieszczeniu głównym razem z
czterema innymi mężczyznami (troje z nich to ochroniarze a o
czwartym Alex zapomina) i rozmawiają o niczym. A właściwie to Alex
i Niall rozmawiają w czasie gdy Louis tylko słucha i wtrąca się
może dwa razy. Blondyn siedzi tuż naprzeciw nich i rozpacza co
chwilę nostalgicznie wpatrując się w okno. Lot trwa może jakieś
pół godziny a dziewczyna już ma dość.
- Ta? W takim
razie najgorsze jeszcze przed tobą. - odpowiada mu szatyn, nadal ze
wzrokiem wbitym w jakąś gazetę. - Powodzenia.
Milczą
przez kolejną minutę aż wreszcie znów odzywa się Horan.
-
Nie no, nie wytrzymam, idę się położyć. - marudzi od razu
wstając z miejsca i odrobinę się przy tym chwiejąc. - Obudźcie
mnie w razie katastrofy, chciałbym chociaż być świadom swojej
śmierci.
- Tylko nie zabrudź pościeli. - śmieje się z
niego Louis, ale Niall nie bardzo się tym przejmuje. Już rusza w
stronę swojej sypialni, kiedy na oślep pokazuje w ich stronę
środkowy palec.
- Teraz nie muszę już patrzeć na twoją
twarz, Tommo, więc może być już tylko lepiej!
- Piliście
wczoraj razem? - pyta trochę później Alex, kiedy cisza między
nimi zaczyna robić się niezręczna.
- Naszemu kumplowi
urodziła się córka. Szybko się zwinąłem, ale reszta odrobinę
popłynęła. - wspomina mężczyzna z uśmiechem, spoglądając na
nią ze swojego miejsca. - A co u ciebie?
Ha, dobre.
Alex sądzi, że to ten czas.
- Wiesz... - zaczyna cicho by nikt
inny nie mógł usłyszeć ich rozmowy. Louis obraca się do niej,
skupiając całą swoją uwagę. Mimo tego Alex ucieka spojrzeniem z
jego oczu, gdzieś na nogi i z powrotem. Nie sądziła, że będzie
ją to tyle kosztować. - Chciałam podziękować za kwiaty to
było... nie spodziewałam się.
- W takim razie powinienem
robić to częściej.
- Nie, ja... Naprawdę nie uważam, że
to dobry pomysł. - zdradza, wpatrując się w swoje dłonie. Czuje
się trochę jak nastolatka, ale ma dopiero dwadzieścia dwa lata i
naprawdę małe doświadczenie w sprawach sercowych. Miała jak dotąd
na koncie jeden poważny związek i dwa przelotne dlatego nie jest
przyzwyczajona do... czegoś takiego.
- Ponieważ..?
-
Ponieważ to wszystko komplikuje. Przecież dobrze wiesz.
-
Co komplikuje? - pyta spod uniesionej brwi a Alex pęka serce, kiedy
widzi cień rozbawienia plączącego się gdzieś po jego twarzy.
I
to jest jak nóż w plecy.
- Idę spać.
Dobranoc.
***
O
dwudziestej piętnaście Alex i Louis zatrzymują się przed głównym
wejściem teatru, gdzie ma odbyć się dzisiejsza uroczystość.
Dostali wcześniej harmonogram przyjęcia i aktorka doskonale wie co
będzie się dziś działo. I choć naprawdę (naprawdę) próbuje
się z tego cieszyć to nijak jej to wychodzi, kiedy nie może pozbyć
się smutku z twarzy.
Wie, że Louis to widzi, ale nic z tym
nie robi. Alex przesiedziała cały lot w części sypialnianej i
nawet zdecydowała się zjeść tam dwa posiłki. Z wiadomych
względów.
Ale teraz, kiedy prawie godzinę dojeżdżali na
miejsce ich rozmowa opierała się na zupełnie neutralnych gruntach.
Na szczęście.
Alex korzysta ze swojego warsztatu i
przykleja na usta sztuczny, szeroki uśmiech, kiedy wychodzą na
czerwony dywan by zapozować do kilku
zdjęć.
***
Louis,
Harry, Niall i Liam zniknęli piętnaście minut temu, żeby za
kulisami zrobić małą próbę dźwięku. Jest dwudziesta druga
jedenaście, czyli za dziewięć minut chłopcy powinni zagrać
przedpremierowo swój nowy singiel. Jej obecność jest tutaj
praktycznie zbędna, oprócz dodawania otuchy kilku dzieciom (tym
starszym, które oglądały „Venom”) i dobrego wyglądu przy boku
ambasadora fundacji.
Alex więc cierpliwie czeka. Widzi
wokół siebie pięknie przystrojoną salę, wielu ważniejszych
gości (głównie brytyjskich dlatego nie pamięta prawie żadnego
nazwiska, o którym opowiadał jej Tomlinson), widzi przede wszystkim
szczęśliwie i wyjątkowe buzie dzieci, które czekały na to cały
rok. Widzi jak wizażystki malują im twarze, jak pozują do zdjęć,
jak opowiadają o wszystkim o czym tylko mogą i jak dzielą się
pozytywną energią nawet pomimo wszystkiego przez co muszą
przechodzić. Alex nigdy nie była dotąd zbyt empatyczna, oczywiście
zawsze pomagała gdy tylko zdarzała się okazja, ale teraz, kiedy
widzi tych młodych, radosnych ludzi czuje w sercu wyrzuty sumienia.
Powinna zrobić znacznie więcej, powinna wykorzystać swoją
pozycję, to kim jest i swój wpływ właśnie w takim kierunku. Jest
wzruszona.
Czuje czyiś dotyk w dole swoich pleców, kiedy
właśnie pije szampana i przygląda się tej uroczej pięciolatce,
która żywo opowiada pozostałym o tym co robiła w te wakacje.
Odruchowo odwraca się do tyłu, prawie wylewając na siebie drinka,
ale na szczęście szybko uspokaja się widząc znajomą twarz.
To
Dylan Shaun, reżyser teledysku Justina, w którym brała udział.
Zaraz, chwila... Co?
Ale tak, to Dylan Shaun. Ten sam
wysoki, barczysty mężczyzna, z tą samą małą bródką i tym
samym dobrym uśmiechem wchodzącym gdzieś do środka serca. Jest to
jedna z takich osób, których posiadanie blisko przynosi same
korzyści. Alex od razu przypomina sobie ich współpracę, gdzie
mężczyzna troszczył się o jej wizerunek w klipie, o samopoczucie,
pytał nawet o to czy nie ma zażaleń do scenariusza (na co czas
minął na miesiąc od podpisania umowy). Naprawdę go
polubiła.
Rozmawiają dopóki muzyka nie zaczyna cichnąć
albo jeszcze dłużej. Dylan opowiada żarty, z których Alex wybucha
śmiechem może odrobinę zbyt głośno i zbyt oczywiście, ale to
nie ma znaczenia. A potem stara się zignorować minimalne napięcie
między nimi, gdy kładzie dłoń na jego ramieniu.
- Cieszę
się, że cię poznałem, Alex. Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą
i mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze kiedyś się zejdą.
A
później na scenę wchodzi zespół, światła lekko gasną
przykrywając jej rumieniec i chęć powiedzenia wszystkiego o czym
właśnie myśli.
-
… Dlatego jestem bardziej niż szczęśliwy móc stać tutaj po raz
kolejny razem z moimi najlepszymi przyjaciółmi i po prostu być dla
was. Jesteście wielką siłą, która napędza ludzi takich jak ja
do bycia lepszym człowiekiem, do rozumienia więcej i do kochania
bardziej. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć jak
bardzo jestem wdzięczny za to czego mnie nauczyliście i na jak
wiele rzeczy otworzyliście oczy. Jesteśmy z wami.
Oklaski
zaczynają huczeć jej w uszach. W sali jest około dwustu osób,
które głośno pokazują jak bardzo trafiły do nich słowa
Tomlinsona. Alex jest jedną z nich i zupełnie tak samo stara się
ignorować małe, zapalające spojrzenie posłane prosto w jej
stronę. Zamiast tego, przysuwa się odrobinę bliżej w stronę
Dylana i pozwala by dokończył jej kolejną anegdotę szeptem,
prosto do jej ucha.
Naprawdę nie wie co nią kieruje.
Albo
wie, ale cholernie się tego wstydzi.
- Ten utwór powstał
niedawno. Napisaliśmy go pod wpływem bardzo wielu nowych
doświadczeń, nowych uczuć i nowych prawd, które odkryliśmy w
ciągu jakichś dwóch miesięcy. - Alex sztywnieje w połowie
opowieści Daniela, wyostrzając zmysły na kolejne słowa Louisa ze
sceny.
Dwa miesiące?!
Dokładnie dwa miesiące temu
Alex pojawiła się na czerwonym dywanie razem z Louisem, promując
„Venom”.
Dwa miesiące temu spotkali się po raz
pierwszy.
Oby nie chodziło o to o czym właśnie myśli.
-
Zrozumieliśmy, że czasami to nie wydarzenia wpływają na nasze
życie i nie na tym musimy budować własny sukces i własną
osobowość. Czasem poznanie jednej osoby, wymiana jednego spojrzenia
i jednego dotyku może okazać się decydująca. Bez względu na to
ile macie lat, ponieważ to was nie definiuje. Poznanie żadnej osoby
nie jest przypadkowe i każdą taką wyjątkową znajomość należy
pielęgnować. Chcemy przedstawić wam nowy utwór zatytułowany
bardzo prosto, ale i bardzo wymownie. Zapraszamy do wysłuchania
nowego singla Art.
I
już teraz, gdy muzyka nie zaczyna nawet grać Louis nuci prosto do
mikrofonu.
Some people are artists. Some,
themselves, are art.
I
widzi dokładnie, w tamtym momencie, wzrok Louisa przeszywający ją
na wskroś.
W
dodatku ledwo powstrzymuje gulę w gardle słysząc część
Harry'ego śpiewającego o pięciuset czerwonych różach i Liama,
proszącego o nic więcej poza kolejną szansą.
Alex nawet
nie ma niczego więcej.
__________________
Uwielbiam otwarte zakończenia, ponieważ zawsze gdzieś w głębi siebie liczę na to, że uda mi się stworzyć drugą część :)
Pozdrawiam was cieplutko i dziękuję, za to że statystyka wejść wciąż tu rośnie.
To niesamowite. Jesteście niesamowite :)
__________________
Uwielbiam otwarte zakończenia, ponieważ zawsze gdzieś w głębi siebie liczę na to, że uda mi się stworzyć drugą część :)
Pozdrawiam was cieplutko i dziękuję, za to że statystyka wejść wciąż tu rośnie.
To niesamowite. Jesteście niesamowite :)
Ty jesteś niesamowita :** Ten uczuć, gdy jesteś w klimacie i widząc tekst zaczynasz śpiewać "LWWY" xddd Tylko Ty potrafisz to ze mną robić :› I co tu się obszernie rozpisywać? Znowu odwaliłaś kawał DOBREJ roboty *-* Wyrabiasz się czasowo, odpisujesz na komentarze. Hmmm... zauroczyłaś mnie swoją osobą xdd Nie poddawaj się, pisz dalej, dodawaj rozdziały i ciesz się! (xddd) Uważam, że nie jest najważniejsze to, ile tysięcy osób będzie czytać twoje prace bez większego zainteresowania, a będą ważni ci czytelnicy, którzy zostaną do końca pomimo przerw i utrudnień. Myślę, że szybko uzbierasz taką swoją małą, sympatyczną grupkę czytelniczą, która będzie starać się Ciebie wspierać ������
ReplyDelete~ W.S.M.
Dziękuje! : )
DeleteZ wyrabianiem się czasowo to u mnie gorzej niż źle, ale cieszę się, że idzie ku lepszemu i wyrobiłam się z Venom tak jak planowałam. Zawsze odpisuję na komentarze, ponieważ to dla mnie bardzo ważne i mam nadzieję, że widać dzięki temu jak bardzo zależy mi na czytelnikach.
Nie potrzebuję tysięcy, cieszę się z każdej pojedynczej osoby ;))
Tak, uwierz. Bardzo to widać �� Jeszcze nie spotkałam się z osobą, która tak często by się "integrowała" z czytelnikami. To pokazuje twoją dobrą stronę. Miłego dnia :***
Delete~ W.S.M.