Tuesday, March 22, 2016

Happy Easter!



        Witajcie :)!
    Nadeszła ta chwila, której troszkę się obawiałam a mianowicie nie dokończyłam rozdziału 4. Tzn teoretycznie mam napisane pierwsze dziesięć, ale postanowiłam trochę zmienić koncepcję :) Zgodnie z zapowiedziami rozdział miał pojawić się dzisiaj, ale za kilka godzin wyjeżdżam do rodziny i po prostu nie mam jak go skończyć. Wracam w sobotę także być może do niedzieli się pojawi, a jeśli nie to zobaczymy się dopiero w następny wtorek.

    Korzystając z okazji chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji świąt, więcej pogody ducha, mnóstwo uśmiechu, smacznego jajka i... no wiecie. Wszystkiego czego chcecie, bo zasługujecie na najlepsze i nie możecie o tym zapominać :)

Monday, March 14, 2016

3. Build a website.

       Brad wychodzi koło drugiej w nocy, a Jenna odprowadza go do drzwi z na wpół sennym uśmiechem. Jest trochę zmęczona wrażeniami dzisiejszego dnia i chciałaby wreszcie położyć się spać. Porozmawiali chwilę o dwudniowym wyjeździe do Manchesteru, który czeka ich w weekend i co do którgo musieli dograć parę szczegółów.  Później Brad opowiedział o swoim nieprzyjemnym incydencie w pracy, a Jenna skłamała co do spotkania z Nicole i słowem nie wspomniała o Zaynie. Natępnie już niewiele rozmawiali.

Żegnają się pocałunkiem, co robią dosyć rzadko i zawsze wtedy Jenna czuje się niezręcznie. To tak jakby było to coś nienaturalnego, sprzecznego, ten moment wychodzenia, nawet mimo, że stara się zrobić to jak najlepiej. A przecież nie powinno się różnić to od tego, co robią przez pozostałą część wspólnego czasu. 

Kiedy zamyka za nim drzwi, zaciska mocniej wstążkę owiniętą wzdłuż szlafroka i chce wrócić do sypialni. W połowie drogi dostrzega swój telefon na komodzie, któremu mała dioda świeci na zielono, powiadamiając o nowej wiadomości. Odblokowuje więc komórkę i uśmiecha się na treść, którą dla pewności czyta siedem razy.

Nicole (22:42)
Myślę, że powinnaś to zrobić. Spotkajmy się jutro, bardzo chętnie pomogę :) dobranoc x.









Jest chwilę przed dziewiętnastą, gdy Jenna wreszcie wyjmuje z torby swój laptop i kładzie go na stoliku. Są w ich ulubionej kawiarni, na swoim ulubionym miejscu, czyli bordowej, miekkiej skórzanej kanapie. Kelner właśnie przyniósł ich zamówienie a one mogą zacząć pracować. Dziewczyna jeszcze dwa razy dziękuje Nicole za pomoc i zapewnia, że ma u niej dług. Ta jednak podsumowuje to śmiechem i mówi, że to sama przyjemność.

- Porobiłaś już skany? - pyta, przejmując komputer Jenny i włącza najszybszą przeglądarkę, korzystając z kawiarnianego wi-fi. 

- Są w folderze na pulpicie. Mogłabyś sprawdzić, czy to w ogóle się nadaje..? Miałam długą przerwę od ostatniego projektu i...

- Jenna, spokojnie. - odrywa wzrok od komputera, posyłając jej szeroki uśmiech. - Widziałam twoje prace i jestem bardziej zdziwiona, że robisz to DOPIERO teraz.  Pobawiłam się trochę wczoraj i przygotowałam dla ciebie parę szablonów. Nie są jakichś najwyższych lotów, ale na sam początek wystarczy. Z czasem pomogę ci wszystko rozbudować.

- Naprawdę nie wiem jak ci dziękować.

- Postawisz mi szarlotkę i będziemy kwita. - odpowiada, mrugając jednym okiem. Po kilku długich chwilach jej maniakalnego stukania w klawiarutę i cmokania, kiedy coś nie wychodziło odzywa się po raz kolejny. - Okej, nazwa. Najlepiej krótka, chwytliwa, ale poważna. Coś jak...

- jploudre? To moje nazwisko i pierwsza litera imienia. 

- Idealnie. - kolejna partia stukania w klawisze. - I zaczynamy zabawę... Odnośniki?
 







- ... I wtedy mówi, że zapłaci, a ja, że nie i dam sobie radę, ale on specjalnie otwiera portfel, żebym na pewno zobaczyła ile ma w środku. - Nicole przewraca oczami. - Oczywiście, że było tam dwadzieścia funtów, ale musiał wyjąć stówę, żeby mi coś udowodnić.

  Typowe buractwo, z którym dość często się spotyka, dlatego szybko podchwytuje temat.

- Raz wyszłam z przyjaciółką na sushi i siedziałyśmy przy barze. Wtedy facet obok mnie wyjął telefon i zaczął udawać, że rozmawia z salonem samochodowym o kupnie najnowszego mercedesa.

Wtedy obie śmieją się już tak głośno, że ta para stolik dalej na pewno doskonale je słyszy. Jest chwilę przed jedenastą wieczorem, a one skończyły pracę już jakiś czas temu, więc postanowiły sobie poświętować. Nicole właśnie opowiadała historię, kiedy to poszła po drugą kolejkę Bellini a ktoś próbował ją poderwać najstarszym i równocześnie najgorszym sposobem świata.

- Nie wierzę, że jakiekolwiek kobiety dają się na to złapać. - podsumowuje dziewczyna, upijając pierwszy łyk z następnej kolejki.

- Prawda?!

  Nicole wzrusza niewinnie ramionami i dopowiada:

- Przecież od grubego portfela ważniejszy jest gruby penis. 

  Jenna prawie krztusi się swoim drinkiem, niedowierzając. Kiedy spogląda na swoją towarzyszkę, która tylko uśmiecha się lekko nie może powstrzymać się od wybuchu śmiechu, którego nie może pohamować przez kolejną minutę.

  Chwilę później tuż obok ich stolika przechodzi przesadnie szczupły kelner w za dużej koszuli, więc mimowolnie obie spoglądają na siebie, rozumiejąc się bez słowa i dostają kolejnego napadu rozbawienia.

  Jenna śmieje się tak bardzo, że czuje jak łza spływa jej po jednym policzku. Ściera ją szybko dłonią, spoglądając na koleżankę wzrokiem z zakresu "patrz, co zrobiłaś!", ale ma tak dobry humor, że jest pewna, że to dopiero pierwszy raz dzisiejszej nocy.

  - Powinni nauczyć się pokazywać odpowiedniejsze... walory. 

  - O Boże.

  - Nie bądź taka pruderyjna! - upomina Nicole, wygodniej sadowiąc się tuż obok.

  - Wcale nie jestem pruderyjna, po pros... Oh, zaczekaj. -  przewraca oczami, kiedy gdzieś z dna jej torebki rozbrzmiewa dzwonek telefonu ustawiony specjalnie dla numeru Brada. Zanim jednak Jenna odkłada swojego drinka, sięga po torebkę i zaczyna ją przeszukiwać połączenie urywa się (dwa razy).

  Kiedy wreszcie znajduje komórkę i sprawdza, że ma pięć nieodebranych połączeń już chce oddzwaniać, ale Brad jak zwykle ją ubiega.

  -  Tak?

- Gdzie ty, do kurwy, jesteś?! - jad z jego głosu powoli roznosi się po ciele dziewczyny, która przełyka szybko ślinę.

  - Coś się stało? - pyta łagodnie, spoglądając kątem oka na Nicole, która zajmowała się własnym telefonem.

  Przegryza wargę.

  - Czy coś się stało?! Wydzwaniam od godziny! 

  - Nie słyszałam, możesz nie krzyczeć?

  - Nie mogę! - warczy, a ona nie przestaje upewniać się, że Nicole niczego nie usłyszy, ale dziewczyna jest zbyt zajęta piciem swojego drinka. - Gdzie, do cholery, miałaś dzisiaj być? - syczy przez zaciśnięte zęby, ale sili się na spokój. To dobrze, Jenna nie lubi, kiedy krzyczy.

  - Nie wie... Oh... - wypuszcza z płuc powietrze, i przykłada dłoń do czoła, czując wyrzuty sumienia spływające w dół wzdłuż jej kręgosłupa. Czuje, że trochę jej słabo, zawaliła. O ósmej była umówiona w salonie sukien ślubnych, żeby odebrać sukienkę na jutro. - Brad, bardzo przepraszam, naprawdę. Zupełnie wyleciało mi to z głowy i...

  - Nic mnie to nie obchodzi, wysłali ci dwa maile! Płacę za twój pieprzony telefon i oczekuję, że będziesz odbierać! Nieważne czy śpisz, jesz czy bierzesz prysznic. Masz pieprzony obowiązek, żeby mieć go przy dupie!

  - Przepra...

  - Nie tak się umawialiśmy, Jeanette. Gdziekolwiek teraz jesteś radzę ci wrócić do domu i nie wkurwiać mnie do rana. Przyjeżdżam jutro o dziesiątej i mam nadzieję, że zobaczę cię w reprezentacyjnym stanie. Godzinę wcześniej ktoś przywiezie ci sukienkę, oby to był ostatni raz. - rozłącza się. 

Więc dokładnie to robi.













  Brad wysyła smsa za dwie dziesiąta, ale Jenna jest gotowa już od dziwiątej. Szybko pakuje telefon do małej kopertówki i zamyka za sobą mieszkanie. Jadą właśnie na brunch do wynajętej specjalnie na tę okazję rezydencji państwa Styles, gdzie mają spotkać się z rodzicami Brada i masą innych ważnych dla ich firmy osób. Prowadzą rodzinną agencję reklamową od prawie dziesięciu lat, mając już dwie filie. Jedną tu, w Anglii, a drugą w Nowym Jorku.

  Spędzają pierwszą godzinę na miłych pogawędkach z gospodarzami oraz ich córką, ale Jenna nie potrafi skupić się na tym w stu procentach. Miała nadzieję, że kiedy wsiądzie do samochodu Brad okaże się zapomnieć o wczorajszym wieczorze i przejdą do porządku dziennego, jednak... No właśnie. Nie zapomniał.

Kiedy tylko wsiadła nawet nie raczył się z nią przywitać, od razu pochylając się w stronę kierowcy i podając mu adres. Całą drogę spędzili więc w ciszy i przy nerwowym tupaniu dziewczyny za każdym razem, kiedy mężczyzna brał głębszy oddech.

  A później znaleźli się tutaj - wśród masy osób, przed którymi wypada udawać, więc Brad mocno owinął ramię wokół jej talii i wprowadził do salonu, unikając przepraszającego spojrzenia. 

  Jest wpół do dwunastej, kiedy Jenna czuje jak telefon w jej torebce zaczyna wibrować. Szepcze ciche "przepraszam na chwilę" do towarzystwa, odchodząc w stronę łazienki. Mija kilka obficie zastawionych stołów, ale nie jest w stanie przełknąć czegokolwiek, dopóki jest tak bardzo zestresowana zachowaniem swojego... Zachowaniem Brada. 

Wchodzi do dużej łazienki i zamyka się w środku. Spogląda na swoje odbicie w lustrze i z przykrością stwierdza, że nieprzespana noc odznacza się szarawym piętnem na jej twarzy. Jej skóra nie jest tak promienna jak zazwyczaj, wydaje się bledsza i korektor, którego użyła rano nie podołał w zasłonięciu sinych cieni. Nie chce znów się z nim męczyć, więc szybko odwraca wzrok, żeby nie zdołować się jeszcze bardziej. 

Przeszukuje torebkę w poszukiwaniu małej, różowej kosmetyczki, z którą nigdy się nie rozstaje i wyjmuje listek tabletek. Przeklina cicho, że nie wzięła nic do popicia, bo zawsze ma odruch wymiotny nawet jeśli pastylka jest średnicy trzech milimetrów. 

Wyciska jedną na otwartą dłoń i już ma chować je z powrotem, kiedy nagle zastyga w miejscu.

O Boże.

Jenna szybko odwraca się po telefon, żeby upewnić się w dzisiejszej dacie - dwudziesty pierwszy... Zerka jeszcze raz na... O Boże.

Czuje, że za chwile zemdleje.

A później umrze.

Wybiega z łazienki tak szybko, że jest pewna, że pod jej stopami podłoga płonie. Szybko odszukuje wzrokiem Brada i jedyne o czym myśli to jak najszybsze wyjście stąd, odwiedzenie apteki i... cokolwiek, byleby natychmiast stąd wyjść.

  - Kochanie? Mogę prosić cię na chwilę? - podchodzi do mężczyzny, łapiąc jego dłoń w swoje i uśmiechając się uprzejmie w stronę reszty, która od razu powraca do przerwanej im rozmowy. Odchodzą kilka metrów na wschód, gdzie jest zupełnie pusto i mogą spokojnie porozmawiać. Jenna próbuje udawać, że wcale nie widzi jego gorszącej miny i spojrzenia pełnego wyrzutu. To nie jest czas, by cokolwiek takiego mogło na nią wpłynać.

- Co jest? - warczy Brad, ale na tyle cicho, by okazało się to szeptem. Pochyla się nad dziewczyną, chcąc zasłonić ją przed pozostałymi gośćmi, bo już dostrzega jak jej dolna warga zaczyna drżeć. Zna ją na wylot, nie da się niczym zaskoczyć. Podnosi wzrok, który natychmiast zaczyna się skrzyć. - Stało się coś..? - pyta już znacznie łagodniej, chcąc uniknąć niepotrzenej sceny w środku przyjęcia, dlatego stawia na uspokojenie kobiety.

 - Po prostu... Po prostu źle się czuję, bardzo. Czy mógłbyś poprosić Diego, by odwiózł mnie już teraz? Przepraszam, ale... Przepraszam, wiem, jak to wygląda, zawaliłam wczoraj i jeszcze teraz tyle że...

- Hej, spokojnie. - przerywa jej, kiedy głos zaczyna jej się troszkę załamywać a ona sama wpada w małą panikę. Kładzie dłonie na jej szczuplutkich (może odrobinę za bardzo) ramionach i naciska palcami gładką, odkrytą skórę. Milknie, ale jej oddech nie stabilizuje się. Mężczyzna unosi brwi i próbuje zajrzeć w jej twarz, którą ukrywa od początku rozmowy. Dotyka palcem jej brody i delikatnie unosi. - Uspokój się, dobrze? I powiedz co się dzieje. Coś cię boli?

- Nie.

- Więc co się dzieje? To przyjęcie naprawdę nie potrwa długo, jesteś pewna, że nie dasz rady wytrzymać tych paru godzin?

- Proszę... Nie.

- W porządku. - odpowiada cicho, kiedy znów zaczęła się spinać, a jej obojczyki, których nadal dotyka stają się jakby bardziej wyczuwalne, kiedy odchyla głowę. - W porządku, chodźmy. Diego czeka na parkingu, zadzwonię, żeby podjechał pod wejście. Minuta, dobrze?

Jenna kiwa głową, a on nie odstępuje jej na krok, wysyłając wiadomość do swojego kierowcy.
 










Podjeżdżają pod jej blok niecałe pół godziny później. Cała droga minęła im w ciszy, przerywana jedynie niespokojnym stukaniem dziewczyny o materiał tylnej kanapy. Co chwilę zagryzała dolną wargę i przez cały czas powstrzymywała się od płaczu.

Jenna żegna się kilkoma słowami z Bradem, nie odzywając się już nawet do Diego, gdy wysiada prędko z samochodu i kieruje się w stronę klatki schodowej. Udaje, że zdecydowanie zbyt długo szuka kluczy, dopóki kątem oka nie spostrzega jak czarny SUV nie odjeżdża. Natychmiast schodzi i niemal biegnie w stronę apteki, która znajduje się jakieś sto metrów od jej mieszkania.

Już nie kryje swojego zdenerwowania, kiedy prosi farmaceutkę o pięć opakowań testów ciążowych różnych firm i nawet jej nie dziękuje, chcąc jak najszybciej poznać prawdę.

Kiedy tylko przestępuje próg i podnosi wzrok, chcąc upewnić się, że żaden nieostrożny rowerzysta nie zamierza zajechać jej drogi dostrzega ten sam samochód, który opuściła niecałe dziesięć minut wcześniej. Brad stoi na zewnątrz, opierając się plecami o tylne drzwi i ruchem głowy nakazuje jej wejść do środka. 

Jak tylko oboje znów siedzą wewnątrz, Brad bez ogłady wyrywa jej reklamówkę z ręki od razu lustrując wzrokiem jej zawartość. Jenna myśli, że to już koniec, ale wtedy mężczyzna pochyla się do przodu i syczy pełną pogardy i gniewu wskazówkę do kierowcy.

- Do mnie, Diego.

 



_______________
Jest i część trzecia. Mam nadzieję, że się spodoba :) Byłoby mi także niezmiernie miło gdybym mogła przeczytać waszą opinię w komentarzu :) wszystkiego dobrego i do zobaczenia przy następnym!
PS. Postaram się, żeby następne części były dłuższe :)

Monday, March 7, 2016

2. Art is the new black.

- Zayn? - pyta ze zdziwieniem Jenna, wychodząc z taksówki, która podwiozła ją pod sam blok. Poprawia okulary przeciwsłoneczne na nosie i odgarnia kosmyk włosów za ucho, który zdołał uwolnić się z małego koczka na czubku głowy. 

Jest kilka dni później, w których widywali się jedynie w korytarzu i wymieniali krótkim "cześć, co słychać?". Wciąż jest czerwiec i dzisiaj wreszcie od trzech dni nie pada a zamiast tego miasto spowija ciepłe, letnie słońce. Zayn siedzi na schodach przed wejściem do budynku i opiera się plecami o dwa stopnie za sobą. Wygląda dość... komicznie. Może trochę jak bezdomny, Jenna zauważa jego poplamioną koszulę i stare dresy. Tuż obok niego leży duży, porcelanowy kubek z brytyjską flagą i napisem "I love London". Nie odpowiada, nawet nie otwiera oczu, pozwalając aby promienie czerwcowego słońca przyjemnie grzały jego twarz. 

Jenna marszczy czoło i słyszy jak taksówkarz włącza się do ruchu, zostawiając ją na środku chodnika zdezorientowaną i zdziwioną. Stoi prosto a ludzie wokół przechodzą tuż obok, pewnie mając ją za wariatkę. Rusza naprzód dopiero, kiedy jakiś starszy mężczyzna przypadkowo szturchna jej ramię.

Staje przed tą zmarnowaną postacią mężczyzny i przechyla głowę odrobinę w prawo, myśląc, że stało się coś poważnego.

- Zayn, stało się coś? - pyta troszkę przejęta, ponieważ to bardzo niecodzienny widok, kiedy twój sąsiad okupuje wejście do klatki schodowej zamiast swojego przytulnego mieszkanka. W dodatku wyglądając... tak. Poprawia trzymany w dłoniach segregator, w którym pokazywała wcześniej swoje prace Nicole i prostuje postawę.

Zayn otwiera oczy dopiero wtedy, gdy orientuje się, że ktoś rzuca na niego cień. Spogląda z dołu, mierząc dziewczynę dokładnym spojrzeniem - od szczupłych, odkrytych nóg w górę tułowia poprzez krótką granatową sukienkę w pastelowe trójkąty, na końcu lądując na dużych, ciemnych okularach. Sekundę później znów zamyka oczy.

- Cześć.

- Cześć? - Jenna unosi brew, czego jej sąsiad nie może już zobaczyć.

- No. Cześć. - wzrusza ramionami. - Śmiało, zmieścisz się.

Czy on jest poważny?

-  Wszystko okej? - pyta ostrożnie, opierając łokieć o poręcz niskich schodów, na których leży 
chłopak. Stoi stopień niżej od miejsca, gdzie oparł bose stopy i patrzy na niego z niedowierzaniem. Dopiero z tego miejsca dostrzega kawę, którą Zayn ewidentnie musiał znieść ze sobą na dół. 

- Yhym. 

- Na pewno?

- Skąd te pytania?

- Hm, niech pomyślę... - dziewczyna przewraca oczami i wygodniej opiera się całym bokiem. Zayn co chwilę otwiera i zamyka prawe oko, starając się zachować kontakt wzrokowy, ale słońce świeci prosto w jego oczy, więc i tak za wiele nie widzi. Układa ramiona wygodniej pod głową i drapie się gdzieś za uchem. 

- Szukam. - odpowiada, wiedząc, że nie doczeka się rozwinięcia myśli.

- Szukasz? - Jenna już teraz myśli, że jest w ukrytej kamerze.

- Poczekaj chwilę. - prosi, wyjmując telefon z kieszeni brudnych dresów. - Harold, skarbie, znieś mi fajki, co? - odbiera szybko połączenie, które trwa dosłownie chwilę. Następnie całą uwagę znów poświęca sąsiadce. - Szukam, tak. Czekam na chwałę z nieba, strzałę natchnienia albo porządnego kopa w dupę.

Co?

- Jesteś chory? 

  Zayn parska śmiechem, kręcąc na boki głową, a Jenna zastanawia się dlaczego wciąż tu stoi zamiast uciec do siebie.

- Jestem wypalony. Wiesz jakbym był... bez nerki. Chociaż nie, to akurat głupi przykład, bez płuca. Z połową żołądka, z jedną aortą, z...

- Chyba już pójdę.

- Nie! Poczekaj, poczekaj. - szybko podnosi się do siadu, kiedy dziewczyna próbuje go ominąć, 
ale zastyga z jedną nogą na wyższym stopniu, lądując obcasem centymetr od jego stopy. - Zrobisz coś dla mnie..? Potrzebuję twoich skojarzeń, okej? 

- Dawaj.

- Ciekawość zabiła kota*.

- King.

  Zayn przewraca oczami.

- Coś innego..?

- Malik! - ktoś krzyczy zza drzwi, na co oboje szybko obracają się w odpowiednią stronę.

Z klatki schodowej wychodzi jakiś chłopak, a następne co Jenna zauważa to lecąca w ich stronę paczka papierosów, którą w ostatnim momencie łapie Zayn. Brunet kiwa z uznaniem głową i wyjmuje jednego niemal od razu, przeszukując swoje spodnie. Z pomocą przychodzi ten sam chłopak, rzucając na jego uda ciemnofioletową zapalniczkę. 

Dziewczyna od razu łapie, że jest to współlokator Zayna, o którym wiedziała tylko tyle, że zatrzasnął swoje klucze i dzięki niemu dostała numer do ślusarza, który w ubiegłym tygodniu uratował jej życie. Dzieki Bogu za takich ludzi. 

Chłopak ma około dziewiętnastu lat, może dwudziestu. Na pewno jest młodszy od Zayna, któremu dawała mniej więcej dwudzieścia trzy. Poza tym wyglądają... odmiennie. Tak, to chyba dobre słowo. Ten ma burzę kręconych włosów i jest stosunkowo blady. Właściwie to tylko tyle jest w stanie teraz zauważyć, ponieważ ma na nosie okulary przeciwsłoneczne, które zasłaniają mu pół twarzy. Oprócz tego Jenna pozwala sobie szybko spoglądnąć na jego sylwetkę i podejrzewa, że musi być wyższy od Zayna. Ma na sobie zwykły biały t-shirt i ciemne spodnie z dziurą na kolanie, wygląda więc... zwyczajnie. Po prostu.

  Następuje krótka, troszkę dziwna chwila ciszy, w czasie której brunet na schodach bierze ostatniego łyka kawy i odapala papierosa. Powoli opiera się o barierkę, przesuwając się tak, by mieć dobry widok na kobietę przed nim i współlokatora tuż za nim. Wypuszcza z płuc pierwszą porcję dymu i wskazuje brodą między pozostałą dwójkę.

- Harold, mój współlokator i Jenna, nasza nowa sąsiadka. - przedstawia, strzepując żar  do pustego kubka.

  Dziewczyna musi szybko przełożyć z prawej ręki do lewej cały swój asortyment rysowniczy, żeby móc uścisnąć dłoń, którą ten chłopak właśnie jej podaje. Posyła mu delikatny uśmiech.

- Harry, właściwie. - prostuje.

- Harold, właściwie. - droczy się Zayn, za co dostaje krzywe spojrzenie od przyjaciela. Jenna chichocze uprzejmie, czym zdobywa na siebie całą uwagę. Harry uśmiecha się trochę, co może odrobinę go ośmiela.

Znają się od minuty, ale Jenna już widzi w jego sposobie bycia, że nie jest taki sam jak Zayn. Jego postawa jest odrobinę wycofana, jest spięty i chyba czuje się trochę niepewnie. Zauważyła to w momencie, kiedy mierzył ją wzrokiem przy rzucaniu fajek, może jest trochę onieśmielony. Mówiąc szczerze to właśnie do czegoś takiego jest przyzwyczajona, mało kto czuje się pewnie w nowym towarzystwie, prawda? Nie każdy jest tym schodowym brunetem. Brawurowy charakter Malika jest czymś znacznie rzadziej spotykanym.

Kiedy dziewczyna orientuje się, że to odpowiedni moment na ucieczkę robi to szybko, zanim któryś z nich postanowi ją przetrzymać. Posyła chłopcom jeszcze jeden mały uśmiech i grzeczne "do zobaczenia" i wymija ich, od razu ruszając do windy. 











Weszła do swojego mieszkania jakieś dziesięć minut wcześniej, kiedy nagle rozlega się dźwięk dzwonka. Marszczy czoło i spogląda na zegar ścienny obok telewizora, który wskazuje dopiero siedemnastą trzydzieści. Brad ma wpaść dopiero koło dziesiątej.

  Odkłada sok z powrotem na kuchenny blat i idzie boso przez salon, po drodze związując włosy, ponieważ na zewnątrz jest jakieś dwieście stopni, a ona nie ma jeszcze klimatyzacji. Będą musieli wieczorem o tym porozmawiać.

Otwiera drzwi i marszczy czoło, widząc przed sobą Zayna. Nadal wygląda jakby coś właśnie go przejechało, ale jego twarz wydaje się trochę strapiona. W lewej dłoni trzyma swój kubek i Jenna już wtedy domyśla się, że przyszedł tu od razu z podwórza. Już chce zapytać czy może w czymś pomóc, ale on szybko zabiera głos.

- Masz chwilę? - pyta, a ona zamiast pomyśleć dwa razy kiwa ostrożnie głową w geście potwierdzenia. - Chciałbym ci coś pokazać. I może wyjaśnić.

Spogląda więc na niego, a jej wzrok ląduje w jego oczach, które są odrobinę przymknięte i wyglądają na bardzo smutne i zmęczone, Jenna czuje małą litość. Kiwa więc głową trochę pewniej i ubiera szybko płaskie baleriny, których akurat nie schowała do szafki i zamyka za sobą drzwi. Zayn przepuszcza ją przodem a ona kieruje się do jego mieszkania, splatając ramiona na brzuchu i czując małe deja vu.

Gdy otwiera przed nią drzwi ona posyła mu małe spojrzenie, które bardziej było upewnieniem się czy to na pewno okej. Zayn unosi kącik ust w smutnym półuśmiechu i wskazuje jej, by przekroczyła próg. Robi więc to odrobinę bardziej niepewnie niż za pierwszym razem.

  Salon się... zmienił. I to naprawdę zmienił. Po minimaliźmie i chłodzie, który dostrzegła tu kilka dni wcześniej nie ma już śladu. Przez chwilę nawet myśli, że ktoś ich napadł, ale szybko zdaje sobie sprawę, że nie to nie wygląda jakby coś zginęło a wręcz przeciwnie.

Jedna z kanap stoi przesunięta o jakieś dwa metry bliżej telewizora, rezerwując miejsce dla... Jenna właściwie sama nie wie jak to określić.

  Połowę pokoju zajmują... płótna. Ze trzydzieści uściślając. Czyste, oparte o kanapę i przytrzymywane przez niezbyt wysoki stos książek typu encyklopedycznego. Dziewczyna niepewnie robi jeszcze parę małych kroków wgłąb pomieszczenia dokładnie lustrując jego wygląd i szukając każdej, nawet najmniejszej zmiany.

Przy oknie dostrzega wielką, drewnianą pustą sztalugę. Na całej powierzchni parapetu porozkładane jedna na drugiej palety malarskie, część brudna, część jeszcze nie, a cały biały dotąd parapet mieni się dziesięcioma odcieniami różnych kolorów. Część pędzli tkwi w szklanym wazonie wypełnionym wodą, ale kilka leży na rozłożonej gazecie na podłodze. I wszędzie wokół rozciągają się podarte kartki, zwinięty ręcznik papierowy i pojedyncze krople farby. 

  To naprawdę ostatnie czego się spodziewała.

Nie może oderwać wzorku od całego tego bałaganu i kompletnie ją zatyka, nie wiedząc co mogłaby o tym wszystkim powiedzieć. A przede wszystkim zastanawiając się co Zayn chciałby od niej w tym momencie usłyszeć.

- Ciekawość zabiła kota. - mamrocze tak cicho, że prawie nie rozumie. - To pieprzony temat mojej wystawy.

  Wystawy? Wow, jest pod wrażeniem.

Obraca głowę w tył tak, żeby móc na niego spojrzeć.

- Jesteś artystą?

- Tak sądziłem, dopóki nie strzeliłem sobie w kolano tym tematem. - obchodzi ją, kierując się w stronę kanapy i opierając się o nią tyłem. Przeczesuje dłonią włosy i ciągnie za kilka kosmyków, wypuszczając ciężki wydech. Bezradnie spogląda najpierw na nią, a później na swoje miejsce pracy i wzdycha jeszcze raz.

Jenna ciekawsko wychyla się trochę w prawo, próbując dojrzeć przy ścisnie część skończonego obrazu, który tylko w części nie był zakryty jakąś tkaniną. 

- Miałem kupę pomysłów, wiesz? Myślałem, że to strzał w dziesiątkę. Nie mogłem się doczekać aż w końcu zacznę malować i wszystko nagle chu... - przerywa nagle, jakby uświadamiając sobie co chce powiedzieć. Patrzy na Jennę, która tylko unosi brew, więc powstrzymuje się od klnięcia. - ... motyla noga.

Jenna tłumi śmiech, zaciskając mocno wargi, żeby się nie roześmiać. Zayn trochę to odwzajemnia, więc uznaje to za dobry znak.

- Dlatego mogłem być nieco... dziwny przed chwilą? Jestem zdesperowany.

Rozumie to. Może nawet lepiej niż mogłoby się wydawać.

Zbiera się na odwagę i podchodzi trochę bliżej sztalugi, którą z ciekawością ogląda. Nie spodziewała się czegoś takiego, było to zaskoczenie, ale z drugiej strony także chęć poznania Zayna bliżej. Uwielbia sztukę pod każdą postacią, jest zakochana w malarstwie Caspara Davida Friedricha i ubóstwia operę, na której zawsze się wzrusza. Fascynuje ją, dlatego postać mulata wydała jej się konieczną składową. 

- Potrzebujesz inspiracji? - pyta po kilku długich chwilach, tym razem przyglądając się panelom.

- Inspiracji, motywacji i czasu. Ale przede wszystkim chęci. To wszystko co dotąd układałem sobie w głowie nagle zniknęło, sczerniało. Umarło. 

- Może powinieneś trochę odpuścić? - obraca się w jego stronę, a on unosi brwi w górę, słuchając dalej z pewną dozą sceptyczności. - Mam na myśli... Nie narzucaj sobie takiej presji, nic dobrego z tego nie wyjdzie.

  Zayn prycha.

- Na pewno. Jeśli odpuszczę to umrę z głodu albo z zimna. Albo z głodu i z zimna.

- Jest czerwiec.

- To całkiem blisko do zimy. 

Jenna przerwaca oczami. - Staram się pomóc.

- Wiem, przepraszam. - mruczy pokonany. - Po prostu dobija mnie to, że tyle na to czekałem i 
wyszło jak zwykle. Coś mnie blokuje i jestem zdesperowany, żeby wiedzieć co to.  Muszę się napić. - informuje nagle, podnosząc się z miejsca. - Lubisz whisky? 

- Nie, dziękuję. 

Wzrusza ramionami na jej odpowiedź i sam wlewa sobie jakieś pół szklanki.

- Może powinieneś podejść do tematu trochę inaczej? Co ciekawi cię najbardziej? W tej chwili, szybka odpowiedź.

- Mam powiedzieć prawdę, czy być dżentelmenem? 

Przewraca oczami po raz tysięczny dzisiejszego dnia, ale podnosi rękawicę, którą jej rzuca.

- A czy dżentelmeni kłamią?

- Tylko wtedy, gdy nadal chcą pozostać dżentelmenami.

- A co jeśli... nie? - Jenna odwraca się już całym ciałem w jego stronę i opiera łokieć o lewe przedramię owinięte wokół brzucha. Przykłada dłoń do  twarzy i sunie palcem po swojej dolnej wardze jakby w geście zastanowienia. A później robi to samo koniuszkiem swojego języka. 

Zayn od razu łapie i trochę śmieje się pod nosem, kręcąc głową i upijając duży łyk whisky.

Ona też ma ochotę skomentować to w jakiś podobny sposób, ponieważ oboje widzą jej niezbyt subtelny flirt i oboje wiedzą, że to tylko żarty, ale mimo to... Odrobinę jakby działa. 

- Jak bardzo niedżentelmeńskie będzie moje zachowanie, jeśli zapytam, czy zostaniesz na noc?

  Wtedy Jenna już nie wytrzymuje i niemal parska śmiechem, niemal, ponieważ jest damą.

Dlatego uśmiecha się może (może) w odrobinę uwodzicielski sposób, kiedy rusza w jego stronę, zatrzymując się w odległości może dziesięciu centymetrów. Zayn wydaje się być zdziwiony, kiedy puszcza mu oczko i mówi znacznie ciszej:

- Nie wystarczy, żebyś się zastanowił nad inspiracją. Czasami trzeba ją poczuć.

A później wychodzi, zostawiając go ze szklanką whisky w połowie drogi do ust.

Chce go poznać. Gdzieś w środku wie, że powinna.




 


_________
* Curiosity killed the cat - ciekawość zabiła kota (przysłowie angielskie) - ciekawość to pierwszy stopień do piekła po naszemu. Jenna jest Francuzką, więc skojarzyła to tylko przez słynny cytat S. Kinga z książki "Buick 8" - Ciekawość zabiła kota, satysfakcja go wskrzesiła.

Jest ktoś? :)
_________


<= Poprzedni                                                    Spis rozdziałów                                                       Następny =>