Friday, August 8, 2014

ZAPOWIEDŹ [OS] Wróć do mnie.

Odebrałam wczoraj laptopa, ale jutro wyjeżdżam na 10 dni na wakacje. Cieszę się, że mój shot został w części uratowany. (jedną część miałam zapisaną na pulpicie, a drugą gdzieś indziej i ta druga niestety zaginęła). Dlatego macie pierwszą scenę (spokojnie, mam napisane dużo więcej) i w sumie została mi końcówka. Myślę, że do końca miesiąca będzie gotowy. 
Pozdrawiam was baaaaaaaardzo i przypominam, że was uwielbiam. Jeśli ktoś wciąż jest ze mną, niech się niżej odezwie, okej? :)
Miłego czytania!


Tytuł: Wróć do mnie.

Autorka: Melie

Opis: Cztery lata to naprawdę dużo, może nawet zbyt wiele.

AU, w którym Harry ma dziewiętnaście lat, masę pierwszych razów przed sobą i ostatnich za plecami, a Nicole próbuje pomóc odnaleźć mu się w nowej rzeczywistości.

Czas akcji: od listopada 2013.

Od autorki: Bardzo dużo miejsca w moim malutkim, pisarskim serduszku. Mam nadzieję, że się spodoba *denerwuje się bardziej niż ogólnie przy IMMWF*.



Wróć do mnie

Jeśli nie możesz znieść bólu, musisz nadać mu sens.




Motto: Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. - Ernest Hemingway

Wszyscy zawsze powtarzają, że prawda wyzwala. Wszyscy zawsze chcą znać szczegóły,
nie zdając sobie sprawy, jak bardzo destrukcyjną siłę mają niektóre słowa.


***



1. Mija godzina nim orientuję się, że Harry zniknął.

Mijają trzy, kiedy zaczynam panikować.

Mija siedem godzin zanim dzwonimy do rodziców Harry'ego.

Mijają kolejne cztery, kiedy całą czwórką siedzimy w poczekalni na komisariacie policji w Bradford.

I jeszcze dwie, kiedy decydują się odwieźć nas do domu, a mama Harry'ego płacze w rogu pomieszczenia.

Mija noc, a ja nie przestaję szlochać w materiał na brzuchu ogromnego pluszaka, którego dostałam na Walentynki. 


***



- Jedyne, co możemy zrobić to czekać. Poinformowaliśmy policję na terenie całego kraju, zdjęcia Harry'ego wiszą w każdej jednostce. Naprawdę, nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej, nie ma żadnego nowego dowodu, proszę być dobrej myśli. Obiecuję, że robimy co w naszej mocy. Proszę dać nam tylko trochę czasu...

Więc czekaliśmy. Całe cztery lata.

Każdego poranka budziłam się smutna i patrzyłam bezmyślnie na kilka rzeczy, które miały z nim jakiś związek i pozwalałam sobie na łzy. Płakałam codziennie, myśląc o tym gdzie może być, co właśnie robi, czy ktoś go krzywdzi i gdzieś w duszy łudziłam się, że zrobił to umyślnie. Może niedługo pokażą w telewizji jego opaloną twarz i okaże się, że przez ten cały czas wypoczywał gdzieś na Malediwach, bo w końcu to Harry, prawda? Więc płakałam tak mocno i tak często jak tylko potrafiłam.

Aż w końcu przestałam.

Któregoś dnia spojrzałam na zdjęcia na mojej tablicy korkowej, później na jego płyty, które ciągle mi pożyczał i na pluszaka, którego wspólnie ochrzciliśmy jako Barry'ego i poczułam się... zmęczona. Nie miałam już sił na łzy, na żal i na życie wspomnieniami. Harry rozpłynął się w powietrzu, a razem z nim jakaś cząstka mnie, której nigdy nie odzyskałam. Moje odbicie w tafli wody od tamtej pory już zawsze pozostawało niewyraźne i wyjątkowo niespokojne, a mój głos łamał się za każdym razem, kiedy ktoś głośno wspominał jego imię. 

Więc wszyscy nauczyliśmy się milczeć.

Żyliśmy dalej. Inaczej, trochę mniej swobodnie, mniej beztrosko, ale dawaliśmy radę. Nikt nie pozwolił sobie na rozpamiętywanie, bo każdy z nas dochodził do tych samych wniosków, które przerażały nas jeszcze bardziej niż same skutki. Cierpieliśmy, ale kiedy nie możesz znieść bólu musisz spróbować nadać mu sens. To jedna z podstawowych zasad prawdziwego życia, z którym prędzej czy później będziesz musiał się zmierzyć. Bez względu na to w jakich okolicznościach cię dopadnie i nieważne jak bardzo będziesz błagał, żeby odeszło.

Dość często o nim myślę. Nie codziennie, ale wciąż zastraszająco dużo. Czasami, kiedy wracam zmęczona z zajęć albo z praktyk i mam ochotę tak po prostu przytulić Liama i napić się herbaty to wtedy jest łatwiej. Myślę tylko o tym, że powinnam przygotować się na jutro, że za miesiąc egzaminy, a ja wciąż jestem w głębokiej dupie z materiałem. 

Studiuję pielęgniarstwo. Trochę słabo, nie? Zawsze chciałam być lekarzem, ale matura udowodniła mi, że jednak się do tego nie nadaję. Mimo wszystko tutaj także się spełniam. Pomagam ludziom, dużo z nimi rozmawiam i upewniam się pięć razy zanim wyjdę, czy aby na pewno wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebują. Czasem wydaje mi się, że to nawet lepsze, bardziej ludzkie. Nie jest to nieczułe gmeranie w cudzych flakach z litrem krwi na rękawiczkach, a zwykła rozmowa, która niekiedy potrafi zdziałać więcej niż skalpel. Ostatnio poszłam zrobić zastrzyk pewnemu staruszkowi z rakiem żołądka, który poddawany był radioterapii przez pięć najbliższych tygodni. I wiecie co? Usiadłam koło niego, pogłaskałam go po dłoni i pozwoliłam opowiedzieć o swojej czteroletniej wnuczce, której zdjęcia pokazywał mi w swojej komórce. To niby tylko pięć minut rozmowy, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy przez resztę dnia, a mi zawsze robiło się odrobinę cieplej na sercu, kiedy szłam sprawdzić, czy dobrze się czuje. 

Mieszkam z Liamem jakieś trzy miesiące. Jest na trzecim roku ekonomii i dzieli nas tylko kilka miesięcy. Wynajmujemy nieduże, dwupokojowe mieszkanie w centrum na trzecim piętrze. To zaledwie czterdzieści siedem metrów kwadratowych, ale jest to takie nasze małe Niebo. Znamy się od dwóch lat, a jesteśmy razem prawie półtora. Świetnie się dogadujemy, Liam mnie słucha i nawet kiedy nie rozumie pozwala wypłakać się na swoim ramieniu i tuli w łóżku tak długo, dopóki nie zasnę. To on tak naprawdę pomógł mi wyjść na prostą, przeszliśmy tak wiele rozmów o mnie, mojej rodzinie, moich skłóconych przyjaciołach i Harry'm, że aż w końcu przestałam rozmyślać nad bólem jaki przywoływały wspomnienia. Nauczył mnie, że nie warto bezustannie wracać do przeszłości, jeśli to nas niszczy. Liam naprawdę nie powinien studiować tej ekonomii i zasypywać mnie rewelacjami na temat inflacji. Znacznie łatwiej przychodziła mu ta typowa gadka psychologów, z którymi rozmawiałam przez pierwsze trzy lata od... incydentu.

Poznaliśmy się w dość nietypowy sposób. W dniu moich siedemnastych urodzin mama zabrała mnie do schroniska dla zwierząt, gdzie Liam był wolontariuszem. Miałam wybrać sobie psiaka o jakim zawsze marzyłam, a ja byłam tak podekscytowana, że wszystko wokół nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Zdecydowałam się na małą, beżową kulkę, która cicho poszczekiwała w ramionach wysokiego szatyna o ciepłych, brązowych oczach i nieśmiałym uśmiechu. Od razu się w nim zakochałam, rzecz jasna w psie. Raphy spojrzał wtedy na mnie swoimi zmęczonymi oczkami i żałośnie pisnął, kiedy Liam podawał mi zwierzaka i rzucał mu tęskne spojrzenia. Ciężko było mu się rozstać ze swoim opiekunem, więc odwiedzaliśmy szatyna w schronisku aż do końca lata. Później to on odwiedzał nas.

Teraz Raphy sypiał w kojcu naprzeciw kanapy, od czasu do czasu włażąc na nasze łóżko i żądając godzinnego głaskania i drapania za uchem.

W moim życiu zmieniła się jeszcze jedna kwestia – moi przyjaciele. Harry, Zayn, Louis, Perrie i ja mieszkaliśmy na tym samym osiedlu i byliśmy piątką najbardziej nieznośnych i rozwydrzonych dzieciaków, jakie poznała dzielnica. Naprawdę, byliśmy straszni. Kradliśmy sąsiadom wiśnie z drzew, deptaliśmy wieczorami po ich idealnie ostrzyżonych krzakach i podrzucaliśmy psie kupy na wycieraczki. Wszyscy mieli nas dosyć i grozili zgłoszeniem naszych występków w szkole, ale szybko zorientowaliśmy się, że to tylko puste słowa, które miały nas nastraszyć. Dorastaliśmy razem i byliśmy typowymi papużkami-nierozłączkami w powiększonej wersji. Aż do siedemnastego sierpnia dwutysięcznego dziewiątego roku.

Liverpool w wakacje tętnił życiem. Zawsze o tym słyszeliśmy, a dodatkowo gdzieś w tle przebąkiwała nam Gemma, która spędziła tam niedawno weekend z przyjaciółkami. To miasto podobno nigdy nie śpi, a to jedna z największych zachęt dla piątki narwanych piętnastolatków, którzy myślą, że osiągnęli już szczyt dojrzałości i są prawdziwie dorośli. Nam nie trzeba było dwa razy powtarzać, każdy z nas załapał wakacyjną robotę w lipcu i ukrywając zarobki w słoiku za łóżkiem odkładaliśmy pieniądze na nasz własny weekend w Liverpoolu. Udało się. I poszło łatwiej niż się spodziewaliśmy. 
Już nawet nie pamiętam, co powiedziałam rodzicom. W każdym razie na pewno to łyknęli skoro w piątek siedzieliśmy w autobusie i popijaliśmy tanie piwo z puszki. Życie wydawało się wtedy tak proste i tak idealne, że aż trudno było nam w to uwierzyć. Mieliśmy plany, chęci i siebie, a to przecież najważniejsze w takie dni jak ten. Temperatura jeszcze o siedemnastej wynosiła niemal trzydzieści stopni, a my roztapialiśmy się w krótkich szortach i z zimnym piwskiem w dłoniach. Nic nie mogło pójść źle, przecież nigdy nie szło, prawda?
Cóż. Poszło.
Około dwunastej trzydzieści w nocy, kiedy bawiliśmy się na plaży z jakąś ekipą z Leeds poczułam w talii silny uścisk, a chwilę później obca broda wbijała mi się w bark. Odchyliłam głowę minimalnie w tył pocierając policzkiem ten Harry'ego i kładąc swoją dłoń na jego splecionych ze sobą na moim brzuchu. Nie wiem czy mogłam go nazwać swoim chłopakiem, ale chyba tak. Nigdy tego oficjalnie nie potwierdziliśmy, ale i bez tego wszyscy wiedzieli co jest na rzeczy. Usłyszałam cichy śmiech tuż przy moim uchu, a później poczułam miękkie usta na swoim policzku. Uśmiechnęłam się gdzieś w przestrzeń i pewniej oparłam się plecami o jego ciało. 
- Zaraz wrócę, dobrze? - pytał, na kilka sekund mocniej przyciągając mnie do siebie i składając jeszcze jednego całusa na mojej skórze. 

Dlatego długo nie mogłam pozbierać myśli, kiedy Anne Styles w środę, trzydziestego listopada, zadzwoniła do mnie pierwszy raz od roku i powiedziała, że Harry jest w domu.