Tuesday, December 31, 2013

Szczęśliwego nowego roku!


Tak więc nie udało mi się wstawić 17 rozdziału :(. W każdym razie chciałabym wam życzyć wszyyyyystkiego co najlepsze w nowym roku, żebyście dotrwały w swoich postanowieniach, żeby ten rok był dużo lepszy od poprzedniego, żeby wam się w końcu wszystko ułożyło, żebyście były szczęśliwe i skupione na swoich celach :). I chciałabym wam też baaardzo podziękować za prawie 13tys wyświetleń i 177 komentarzy :). Kurczę, aż chce mi się pisać! Może jutro uda mi się coś wstawić, ale jeśli nie to w przeciągu kilka dni na pewno coś się pojawi + chcę żeby 17 była długa i... bardzo "ruchliwa", bo mam w planach wyjaśnienie kilku wątków właśnie w tej sytuacji, w której znajdą się moi bohaterowie. 








Jeszcze raz WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! :*

Saturday, December 28, 2013

16. You're my reason to win, hun.




                W ten sam wieczór, w który wróciłam do domu czekała mnie nieprzyzwoicie miła rzecz, po której śmiałam się do siebie aż do momentu samego zaśnięcia. Wkroczyłam zmęczona na piętro i chciałam zabrać się za wypakowywanie moich rzeczy z torby. Otworzyłam więc zamek, a zaraz zza niego wyskoczył ten sam pluszak, którym Harry maltretował mnie o wspólne wyjście podczas seansu filmowego jeszcze podczas Campu. W dodatku trzymał w łapkach małą, żółtą karteczkę samoprzylepną, na której widniał napis

  Piątek, 18:00. xx
  H. 

                 Więc co robiła Cloudy w piątek o siedemnastej trzydzieści? Zgadliście, prostowała swoje włosy na wyjście z Harry'm. O siedemnastej pięćdziesiąt sześć była już gotowa. Umalowana, z idealną fryzurą i ubiorem schodziła w dół po schodach do salonu, w którym zamierzała zaczekać na chłopaka. Śmiała się sama do siebie i niecierpliwiła się na to spotkanie. Tak, głupia, naiwna Claudia...

                  Moja radość opadła w tej samej sekundzie, w której zobaczyłam Leilę siedzącą na kanapie w salonie i oglądającą powtórki The Vampire Diaries. W tej samej chwili napadły mnie wyrzuty sumienia, bo przecież miałam z nią porozmawiać. Zmarszczyłam brwi i zacisnęłam usta, bo przecież, cholera jasna, obiecałam sobie, że z nią pogadam, bo widocznie tego potrzebowała. A ja byłam tak bardzo zaangażowana w naprawianie mojej relacji z Harry'm, że Leila spadła na drugi plan. Boże, teraz tak bardzo się obwiniałam...

                  Już dużo wolniej zeszłam po schodach i stanęłam naprzeciw dziewczyny, ściągając w ten sposób na siebie jej uwagę. Mruknęła, żebym się przesunęła, ale całkowicie to zignorowałam. Wyglądała koszmarnie. Nie pomalowała się i chodziła w starych, spranych legginsach. Wyobrażacie sobie TĘ Leilę Dash, która nie opuszcza obcasów na krok? No właśnie.

                   - Ładnie wyglądasz. - stwierdziła, mierząc mnie wzrokiem "na odczep się" i zanurzyła usta w swojej herbacie. Miałam ochotę ją strzelić, kiedy tak bagatelizowała swoje problemy przy mnie.

                   A propo ubioru to w duchu musiałam przyznać jej rację. Tak, dzisiaj nie zamierzałam być skromna. Miałam na sobie krótką, szarą spódniczkę i bordowy top. Włosy luźno puściłam na ramiona i dokładnie wyprostowałam. Czułam silną potrzebę zaimponowania Harry'emu i sama nawet nie rozumiałam dlaczego...

                   - Wychodzisz ze Stylesem? - zapytała obojętnie, leniwie podnosząc na mnie wzrok.

No tak... Ona nic nie wiedziała o tym "momencie"...

                   - Tak. Będziesz chciała kopnąć go w tyłek i poczochrać włosy, kiedy już tu po mnie przyjdzie? - zapytałam, chcąc rozluźnić atmosferę. Leila go lubiła, ale miała coś przeciw naszemu spotykaniu się. Nie za bardzo mnie to w tamtej chwili obchodziło. 

Wzruszyła ramionami i wróciła do picia swojej herbaty.

                    - Wszystko w porządku? - zmarszczyłam brwi i już podchodziłam, żeby usiąść koło niej, kiedy postanowiła się odezwać.

                    - Twój kochaś przyjechał. - wymamrotała, zaglądając z daleka w okno i zwinęła się z miejsca, ale już nie miałam czasu, żeby odprowadzać ją wzrokiem, bo dzwonek do drzwi rozbrzmiał, wyrywając mnie z tej zadumy. 

                    Wzięłam głębszy wdech i szarpnęłam za klamkę. Zdążyłam jeszcze tylko przeczesać dłonią włosy zanim przed moimi oczami nie pojawił się On. Nieważne, z Leilą pogadam kiedy indziej.

                     Miał na sobie zwykłe, ciemne dżinsy i tą koszulkę, która przykuła moją uwagę do niego wtedy, kiedy oficjalnie poznałam go po raz pierwszy. Była beżowa, luźna, z wycięciem w miejscu dekoltu. Bardzo głębokim w dodatku, które odsłaniało jego opaloną klatkę piersiową i fragmenty tatuażu. Włosy miał odgarnięte do tyłu jak zwykle, ale coś było w nich nowego. Nie odezwał się tylko uśmiechnął lekko i wyciągnął dłoń w moją stronę. Zgarnęłam jeszcze tylko torebkę i wyszłam za nim z domu.

                           Ciągnął mnie w stronę podjazdu, gdzie czekał na nas nie samochód, którym zwykle się poruszał tylko ten sam Mustang, na którym uczył mnie jeździć jakiś czas temu. Uniosłam wysoko brwi i spojrzałam na niego w niezrozumieniu, ale on tylko wzruszył ramionami i otworzył przede mną drzwi z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Podeszłam trochę niepewnie i wsiadłam do środka, zastanawiając się dlaczego to właśnie TO auto...

                            Zapięłam pas, Harry wsiadł i ruszyliśmy. Włączyłam radio, żeby zagłuszyć to uczucie niezręczności, które mnie ogarnęło. Byliśmy ze sobą dość blisko fizycznie, a to była dopiero nasza pierwsza randka. Boże, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to moja pierwsza randka w życiu! Chłopak pogłośnił piosenkę i nucił.

                       - Dlaczego się nie przyznałeś, że potrafisz śpiewać? - zagadałam głupkowato, żeby trochę się ośmielić.

                       - Bo jestem skromnym chłopakiem. - mruknął po czym cicho się zaśmiał.

                       - Nieprawdopodobne. - zironizowałam, opierając łokieć o szybę i wyglądając za nią. - Gdzie jedziemy? - zapytałam, wciąż na niego nie spoglądając, bo bałam się, że jeśli to zrobię to spłonę rumieńcem na miejscu.


                       - Jeżeli ci powiem to będę musiał cię zabić. - powiedział śmiertelnie poważnie i poczułam na sobie jego wyczekujące spojrzenie. Odwróciłam niepewnie twarz w jego stronę i nie wiedziałam czy wypada mi się roześmiać. Panowała dziwnie napięta atmosfera, a Harry nie odrywał ode mnie wzroku, dopóki nie wytrzymał napięcia i nie zaśmiał się głośno. Uniosłam wskazujący palec i stuknęłam się nim w czoło, pokazując, że mam go za idiotę. - Zawsze chciałem to powiedzieć. - wytłumaczył się z uśmiechem, wbijając spojrzenie w przednią szybę. - Albo odebrać telefon i słuchać jak ktoś mówi Harry? To ty? a ja wtedy Zależy kto pyta. - zmienił głos na niższy. - Jestem Styles... Harry Styles. - nie wytrzymałam i wybuchłam cichym śmiechem.

                       - Za dużo telewizji! - wygarnęłam, wygodniej rozsiadając się na fotelu. - Poza tym Bond miał tą swoją charyzmę... - udałam rozmarzenie. - I był Brytyjczykiem*! Żeby ci to wyszło musiałbyś chociaż wyglądać jak Pierce Brosnan.

                       - Auć... - mruknął, a jego dłoń przeniosła się ze skrzyni biegów na klatkę piersiową w okolicach serca. - To bolało.

                       - Król dramatu... - skomentowałam, ukrywając śmiech za dłonią i skupiłam się na dalszej drodze. Starałam się wyłapać, gdzie jedziemy, ale nie znałam jeszcze miasta tak dobrze, żeby się w tym orientować. - Wyobrażasz sobie Bonda ze słodkimi loczkami i dołeczkami w policzkach? Nikt nie traktowałby go poważnie. - droczyłam się, a kiedy zobaczyłam jego złowieszcze spojrzenie postanowiłam drążyć dalej. - To tak jakby agenci FBI ganiali się za przestępcami w piżamkach w króliczki!

                           - Za chwilę powiesz za dużo i wylądujesz za drzwiami. - zagroził, ale jego twarz rozświetlał rozbawiony uśmiech, więc byłam pewna, że się nie złościł.

                           - Oj, no dobra... - przegryzłam dolną wargę, tłumiąc chichot. - W końcu ukradłeś dla mnie tego pluszaka, który teraz nielegalnie siedzi na moim łóżku. - przypomniałam. - Dzieło szatana!

                      - Widzisz! - zaśmiał się głośno i gwałtownie skręcił w prawo. - Mam w sobie coś z badboy'a.

                   - Wiesz... - zaczęłam niepewnie. - Domyśliłam się tego, kiedy przyprowadziłeś pijanego, obitego Zayna do naszej piwnicy albo kiedy trener...

                     - Nie gadajmy o tym. - zarządził, przerywając mój wywód i sprawiając, że całkiem zamilkłam na resztę drogi.


                     Znów zrobiła się niezręczna cisza, ale nikt nie miał odwagi jej przerywać. Wsłuchałam się w piosenkę, która teraz leciała w radiu, a której dotąd jeszcze nie słyszałam. To pomogło mi się odciąć od tych mrówek, które przechodziły po moich nogach, kiedy wracałam myślami do rozmowy z Harry'm.

                      Zaparkował gdzieś na tyłach jakiegoś budynku. Rozejrzałam się z zainteresowaniem i zmarszczyłam brwi widząc kilka wieżowców wokół nas, a ruch na ulicy był chyba w fazie jakiegoś apogeum. Po co zabrał mnie do centrum?

                       Nawet nie zorientowałam się kiedy wysiadł, obszedł cały samochód i otworzył mi drzwi. Wysunęłam się z wnętrza i stanęłam ramię w ramię z chłopakiem jeszcze raz z niezrozumieniem oglądając okolicę. Poprawiłam ułożenie bluzki, ciągnąc ją lekko w dół za szew. Pozwoliłam dłoni Harry'ego opleść moje palce i pociągnąć się delikatnie w przód. Przyspieszyłam, żeby zrównać z nim krok i czekałam aż zdradzi mi dokąd pójdziemy. Obrócił się na chwilę i zamknął samochód na pilota, a ja przegryzłam dolną wargę. Szliśmy tak blisko ściany budynku, że nawet nie zauważyłam napisu nad głównym wejściem. 

                         Od razu uderzył we mnie widok kilku stolików, gdzie siedzieli ludzie mniej więcej w naszym wieku. Nie była to jakaś elegancka restauracja, bardziej nazwałabym to McDonalds'em tyle że z samymi napojami. Nikt nie zwrócił na nas uwagi, więc obeszliśmy całą tę część, przeszliśmy przez wnękę do drugiego pomieszczenia.

                          Byliśmy w kręgielni. Uśmiechnęłam się do siebie i wypuściłam z płuc powietrze. Byliśmy w kręgielni! W miejscu, którego w życiu nie podpasowałabym do Stylesa. Obstawiałam z początku jakąś dyskotekę albo coś równie szalonego, ale kręgle?

                        Podeszliśmy do dziewczyny za ladą, która raczej niechętnie przeglądała jakieś dokumenty. Opierała się tyłem o blat i z początku widzieliśmy jedynie jej długie, proste blond włosy i szczupłą talię. Harry oparł łokieć i chrząknął znacząco, żeby się obróciła. Popatrzyła najpierw na mnie, bo stałam bardziej po lewej. Bez żadnych emocji wypisanych na twarzy po prostu się obróciła i spojrzała na mnie spod ściągniętych brwi, dopiero po czasie lustrując także Harry'ego. Miałam ochotę się zaśmiać na widok tego, jak jej twarz nagle dostaje rumieńców, a uśmiech wkrada się na usta. 

                     - Cześć, Harry. - mruknęła, spuszczając nagle spojrzenie jakby z zawstydzenia, ale chłopak grzecznie jej odpowiedział. Podaliśmy jej swoje rozmiary butów, a ona wzięła w zastaw dowód Hazzy i podała nam dwie pary butów do kręgli. - Tor dziewiąty. Osiemnasta trzydzieści do dziewiętnastej trzydzieści. Jeśli chciałbyś przedłużyć czas... 


Przepraszam bardzo, czy ja byłam niewidzialna?


                      - Jasne, dzięki. - odpowiedział jej miło, a ja zastanawiałam się czy w ogóle zna jej imię. Nie wyglądało na to. 

                        Położył rozłożoną dłoń w dole moich pleców i poprowadził w odpowiednią stronę. Odwróciłam się jeszcze przez ramię, chcąc zauważyć, czy ta laska patrzyła w naszą stronę, ale ona znów zagłębiła się w czytanie dokumentów. Nie podobało mi się, że tak mnie olewała.

                      - Czy jest miejsce, w którym cię nie znają? - zagadałam, unosząc jedną brew, a on zaśmiał się cicho, puszczając moją uwagę mimo uszu. 

                        Odłożyłam torebkę na kanapę, która była przypisana do naszego toru i odgarnęłam do tyłu wszystkie włosy. Harry pochylił się nad kulami i próbował dopasować odpowiedni kolor do siebie. Wziął tą ciemnoniebieską, czyli drugą pod względem ciężkości. 

                        Tylko jeden tor obok nas był zajęty. Jakieś trzy dziewczyny w wieku mniej więcej czternastu lat grały od trzydziestu minut - jak wskazywał zegar naliczający czas tuż nad tym, który pokazywał wynik. Poza nimi była jeszcze jakaś rodzina z dwójką dzieci i inna para na samym końcu. Nie było tłoczno. Podobało mi się. Całe pomieszczenie było utrzymane w kolorach granatu i szarości, a linie, gdzie przebiegały granice torów były podświetlone. Domyśliłam się, że knajpa, którą mijaliśmy musiała być połączona w jakiś sposób z kręgielnią, bo po chwili podeszła do nas kelnerka, którą widziałam przy którymś z tamtych stolików. Zamówiliśmy dużą colę, a ja krzyczałam na siebie w myślach, że założyłam spódniczkę. Brawo, Cloudy, oby tylko nie podwinęła się zbyt wysoko, kiedy będę rzucać.

                       - Mam dla ciebie propozycję. - powiedział, obracając kulę w rękach i oparł się ramieniem o filar. - Wchodzisz w ciemno? - spytał, przegryzając dolną wargę i wyczekująco mierząc mnie wzrokiem.

                       - A mam wyjście? - spytałam ironicznie.

                       - Zawrzyjmy układ. - zaczął tajemniczo. - Jeśli wygrasz zrobię co będziesz chciała. - odbił się od ściany i zrobił pewny krok w moją stronę. - Ale jeśli wygram ja to spędzisz ze mną resztę weekendu za miastem, hm? - mruknął, teraz znajdując się zaledwie kilka centymetrów ode mnie, a ja czułam czubki jego butów na swoich, a oddech lekko uderzył w moje czoło i włosy.

                       - No... - zawahałam się. - Moja ciocia i wujek... 

                      Tak, to była idealna wymówka. W końcu nawet jakoś specjalnie nie kłamałam, jakoś nie wyobrażałam sobie, że podchodzę do cioci i mówię "wychodzę z Harrym, wrócę jutro", no błagam... 
Z zamyślenia wyrwał mnie jego nienaturalnie przyciszony głos.

                        - Spokojnie, Liam o wszystkim wie. - uśmiechnął się. - Pewnie teraz z Leilą wymyślają plan doskonały, który sprzedadzą twojemu wujkowi. Swoją drogą trochę mnie ten facet zawsze przerażał... - prychnęłam z rozbawieniem na dźwięk tych słów. Bać się? WUJKA?!

                         - Leila jedzie?

                        - Jakoś będziemy musieli to przeżyć. - zironizował. - To jak z naszym układem?

                       - Będziesz musiał porządnie się postarać, jestem mistrzynią kręgli. - zapewniłam, schylając się po jedną z lżejszych kul.






                           Śmiałam się jak niespełna rozumu, widząc poddenerwowany wyraz twarzy Harry'ego, kiedy szliśmy łeb w łeb. Powiedziałam mu, że jeśli wygram to nigdzie nie pojadę, a on naprawdę się tym przejął. Między nami była różnica dwóch punktów dla Stylesa, ale to do mnie należał ostateczny rzut. 

                           - Teraz patrz, cieniasie! - zwróciłam na siebie jego uwagę, wytykając język w jego stronę. Przywdział na twarz sztuczny uśmiech, który miał zakrywać zdenerwowanie. Uniosłam kulę na wysokość moich ramion i w myślach obliczałam, gdzie najkorzystniej będzie mi stanąć, żeby zbić jak najwięcej pinów. Byłam o krok od wygranej, a jeszcze nie wymyśliłam co będę za to chcieć. Musiałam się skupić na grze.

                           Pochyliłam się i odrzuciłam rękę z kulą w tył, biorąc większy rozmach, kiedy poczułam w talii silny uścisk i palce, które wbijały się w moją skórę zdecydowanie zbyt mocno. Cicho krzyknęłam zaskoczona tym i wypuściłam byle jak kulę w przód, która teraz zleciała do bocznego koryta przez co nie strąciłam żadnego kręgla.

                        - Co ty robisz?! - warknęłam, zrzucając z siebie jego dłonie. Zmarszczyłam ze złości czoło, a na jego twarzy jako kontrast pojawił się szeroki uśmiech i niósł ręce na chwilę w górę.

                          - Wygrałem!

                          - Nieprawda! - kłóciłam się i uderzyłam go lekko w ramię. - Oszukiwałeś! Zakład się nie liczy. - zarządziłam.

                          - Naucz się przegrywać. - zaśmiał się bezczelnie, wyciągając dłoń w moją stronę, a ja odruchowo się odsunęłam.

                           - Spadaj, oszuście. - warknęłam, splatając ręce na brzuchu. - Nie gadam z tobą. - odwróciłam się plecami do niego i udałam obrażoną. 



                            Obce dłonie zacisnęły się wokół moich bioder, stanowczo przyciągając mnie do siebie. Odbiłam się od ciała Harry'ego, a moje momentalnie się spięło. Ramiona oplótł wokół mojej talii, kładąc brodę na moim barku i kołysząc mną delikatnie. Przegryzłam dolną wargę i rozejrzałam się, czy ktoś przypadkiem dziwnie na nas nie spogląda. Na szczęście nikt nie zwrócił na nas nawet najmniejszej uwagi. 

                            - Nie denerwuj się tak. - mruknął, na co nie odpowiedziałam. - Jesteś moim powodem, żeby wygrać, Kocie. - wzdrygnęłam się, kiedy jego usta delikatnie musnęły skórę mojej szyi. - I naprawdę nie mogę doczekać się jutrzejszego wyjazdu.







________________
Pierdolić te wakacyjne miłości.
Zdaję sobie sprawę, że ten rozdział nie powala, ale przy następnym postaram się bardziej, po prostu... Moja obecna życiowa sytuacja jest do dupy i mam nadzieję, że w ciągu weekendu wszystko się ustabilizuję.
Uwielbiam was i bardzo przepraszam, jeśli wam się nie spodobało :(

Monday, December 23, 2013

15: Dr Jekyll and Mr Hyde.



              Pensjonat, w którym mieszkaliśmy był przeznaczony głównie dla wypoczywających rodzin na wakacjach. Stąd właśnie ogromne boiska, przystosowanie do wycieczek szkolnych i masa atrakcji. Właśnie skończyliśmy przerabiać pokój zabaw dla dzieci na mini salę kinową. Zorganizowaliśmy sobie popcorn, właścicielka wypożyczyła nam kino domowe i telewizor, a zasłonięte rolety dodawały klimatu. Było ciemno, głośno od porozstawianych naokoło głośników i klimatycznie. Siedzieliśmy na podłodze, pod tyłkami lub za plecami układaliśmy stosy poduszek i różnych zabawek. Ukradłam ogromnego misia, który był niedźwiadkiem i zrobiłam sobie z niego poduszkę. Przyszłam trochę spóźniona, bo wszystko było pozajmowane, a ja musiałam siedzieć na brzuszku tego grizzly. Obok mnie leżała Jeni, opierając głowę o nogi Cami, która leżała po jej przeciwnej stronie. Zayn włożył płytę do odtwarzacza i usiadł, przyciągając do siebie zadowoloną Perrie. Później Louis zgasił światło.

              Naprawdę czułam się jak w kinie. Nic oprócz telewizora nie widziałam, jedynie kontury osób, które przede mną siedziały. Stwierdziłam, że misiek jest mi całkowicie niepotrzebny, bo tylko destabilizuje pozycję mojego tyłka, więc zamiast zgniatać go swoim ciałem, usadziłam go sobie między nogami. Oglądaliśmy "Obecność", a po plecach przeszły mi ciarki na samą myśl, że ten film był podobno oparty na faktach. Ostatnie czego potrzebowałam to nawiedzające mnie duchy. Ogólnie nie bałam się horrorów, potrafiłam rozróżnić to, co w moim mózgu stwarza film od rzeczywistości realnej, która mnie otaczała. Jednakże to była ciekawa odskocznia, lubiłam czuć dreszczyk emocji, przebiegający po plecach.

              Pierwsze sceny doskonale wprowadzały w nastrój. Nawiedzona lalka i przerażone siostry-właścicielki. Musiałam przyznać, że przełknęłam głośniej ślinę, kiedy laleczka dobijała się do ich drzwi, kilka godzin po tym, jak wyrzuciły ją do śmieci. Przytuliłam misia do siebie.

               Wstrzymałam oddech i podskoczyłam z miejsca w momencie, kiedy poczułam cudze dłonie na swojej talii. Boże, myślałam, że dostanę zawału! Na szczęście nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, jedynie szybko odwróciłam się do tyłu z przerażonym spojrzeniem i niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. To wcale nie minęło, kiedy zobaczyłam KTO siedzi tuż za mną.

             - Cześć.  - usłyszałam tuż przy moim uchu.

Chyba sobie żartujesz.
        - Zostaw mnie, Harry. - warknęłam cicho, żeby nie wzbudzać niczyjej uwagi na nas. Wciąż pamiętałam, że musiałam zachowywać się jakby nic się nie stało. Szarpnęłam się delikatnie, kiedy przyciągnął mnie całkiem do siebie tak, że odbiłam się plecami od jego brzucha, a jego nogi dotknęły zewnętrznych stron moich ud.

              - Pogadamy? - szepnął, chcąc także nikogo nie prowokować.

              - Zabierz ręce. - zażądałam przez zaciśnięte ze złości wargi.

                 O dziwo - spełnił moją prośbę. Zginął nogi, kładąc dłonie teraz na swoich kolanach, jednak wciąż głową pochylając się ponad moje ramię, żeby móc cicho mówić. Nie podobało mi się to, miałam ochotę krzyknąć, żeby ktoś go stąd zabrał, ale nie mogłam. Po pierwsze dlatego, że mogłoby się wszystko wydać, po drugie dlatego, że nie chciałam zostać obiektem numer jeden na tym wyjeździe, a po trzecie było ciemno i nikt nie wiedział, że Harry w ogóle się dosiadł.

               - Musimy porozmawiać. - jego oddech omiótł moją szyję, a ja się spięłam. Nie chciałam mieć już z nim nic wspólnego.

               - Nie mamy o czym. - warknęłam.

                  Parsknął zirytowany prosto do mojego ucha, a ja odruchowo mocniej zacisnęłam ramiona wokół szyi pluszaka. Próbowałam całą swoją uwagę maksymalnie skierować na fabułę filmu, ale po prostu nie potrafiłam myśleć o niczym innym jak o Harry'm tuż obok mnie, który chciał mnie przytulić, dotknąć... Aż się wzdrygnęłam na ten widok, który klarował się w mojej głowie.

                  Czy on nie rozumiał powagi sytuacji? Nie rozumiał, że był o krok od wyrządzenia mi prawdziwej krzywdy? Okej, zgadzałam się, że Harry z reguły zbyt wiele nie myślał o innych, ale cholera jasna to było niemalże przeciw naturze! Jak można tak bardzo zachłysnąć się swoimi nerwami, że jest się w stanie stanąć oko w oko ze swoim mroczniejszym JA? Mimowolnie nasunęło mi się porównanie Harry'ego Stylesa z doktorem Jekyll i panem Hyde.

               - Tylko tyle masz mi od powiedzenia? "Nie mamy o czym", poważnie? - jego głos jakby nabrał na smutku i miałam pewność, że nawet opuścił głowę, bo czułam jego loki na odkrytym obojczyku. Nie mogłam dać się tak zwieść.

             - Powinnam wstać i krzyknąć, żeby ktoś cię stąd zabrał. - warknęłam przez zaciśnięte zęby, starając się nie krzyczeć, bo mogłabym przeszkodzić reszcie w oglądaniu filmu. - Jak najdalej ode mnie.

                 - Claudia... - mruknął, nosem delikatnie dotykając mojego zagłębienia między obojczykami. Od razu spięłam się na ten niespodziewany dotyk. Mocniej wbiłam palce w futerko niedźwiedzia, którego przytulałam do swojej piersi. Jego gorący oddech uderzył w moją skórę tak intensywnie, że musiałam wstrzymać oddech. Cholera jasna, miałam nadzieję, że nie poczuł jak bardzo wciąż na mnie działa. - Zacznijmy od początku, dobrze?

                 - Harry, nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć. - odpowiedziałam spokojnie. - Wydaje ci się, że twój dotyk będzie sprawiał mi... przyjemność? - zawahałam się. - Nie chcę się tak czuć.

                   Jego cichy śmiech wyrwał mnie z pantałyku.

               - Nie próbuję namówić cię na nic takiego! - odpowiedział, a ja zmarszczyłam czoło, czego na szczęście nie był w stanie zauważyć. - Nie chcę, żebyś wyszła teraz ze mną i pozwoliła na to, co wczorajszego wieczoru w moim pokoju. - przypomniał, zbliżając usta do mojego ucha tak, że czułam jego wargi, muskające jego płatek. Nienawidziłam go, że o tym wspomniał. Zacisnęłam usta. - Nawet cię nie pocałuję, jeśli nie będziesz chciała. - obiecał. - Tylko spotkaj się ze mną, kiedy wrócimy, dobrze?

                     Jeśli powiedziałabym, że mnie nie zatkało i nie zrobiły na mnie wrażenia jego słowa stałabym się kłamcą. Wiedział gdzie uderzyć. Wiedział, że działał na mnie bardziej niż ktokolwiek inny i potrafił tę wiedzę wykorzystać w praktyce. Jeśli nie zgodziłabym się na to, byłam pewna, że żałowałabym tego, ale z drugiej strony, kiedy powiedziałabym "tak" bałam się, że i wtedy...

                 Poczułam jak pluszak wyślizguje mi się z rąk. Odruchowo odsunęłam dłonie od pluszaka i ściągnęłam brwi w niezrozumieniu. Przedramiona Harry'ego dotknęły moich żeber z obu stron, na co wstrzymałam oddech, jednak zupełnie niepotrzebnie. On tylko oparł brodę o moje ramię i chwycił niedźwiedzia, unosząc jego pyszczek na wysokość mojej twarzy. Szarpnął za jego szyję tak, że teraz patrzył na mnie z dołu z prosząco przymkniętymi powiekami. Cicho parsknęłam śmiechem, kiedy chłopak pociągnął nosem.

                   - Proszę... - szepnął, zmieniając głos na przesadnie smutny i komiczny, podstawiając dubbing pod pluszaka. Uniósł jego łapkę i starł niewidoczną łzę z jego misiowego oka. Uśmiechnęłam się, przykładając dłoń do ust i wpatrując się w niedźwiadka-adwokata Stylesa. - Harry jest głupi, ale mu przykro. - zapewnił. - Chciałby cię przeprosić, był zdenerwowany, chciał tylko sprowokować trenera, a nie cię skrzywdzić. Przecież go znasz, prawda? - pluszak zbliżył się do mnie tak, że dzieliły nas tylko centymetry. - Jestem taki słodki, nie możesz mi odmówić... - mruknął zwierzak, a ja wydałam z siebie cichy chichot. - Hmmm? - zamruczał tuż obok mojego ucha.

              - Gdybym miała wyjść z tobą już dawno bym się zgodziła, misiu. - droczyłam się. Harry pokierował głową pluszaka powoli najpierw w prawą stronę, później w lewą, jakby się rozglądał na co mój uśmiech się poszerzył.

                    - Mogę się schować do torby. - szepnął konspiracyjnie na co też cicho się zaśmiałam. - To jak?

                        W mojej głowie panował chaos, nie wiedziałam, której z myśli słuchać, dlatego zrobiłam to, co podpowiadała mi intuicja.

                      - Jedno spotkanie. - zastrzegłam, unosząc wyprostowany palec wskazujący, żeby potwierdzić swoje słowa.

                         Niedźwiadek szybko uniósł obie łapki w górę w geście zwycięstwa, po czym się ukłonił.

                  - Teraz chcę buziaka. - zażądał jeszcze pluszak, wymownie przybliżając puchaty policzek jeszcze bliżej mojej twarzy. Pokręciłam głową niby z niedowierzaniem i pochyliłam się delikatnie, całując pluszaka. Ten mruknął z zadowoleniem, a Harry posadził go z powrotem na podłodze między moimi nogami.

                   


***




Zayn
                  Po co mu, do cholery, ten pieprzony telefon, skoro nawet nie może go, do kurwy nędzy odebrać! Dawno nie byłem tak wściekły jak teraz, kiedy nie mogłem dodzwonić się do Davida, bo pewnie poczuł przedwczesny weekend i leży zapijaczony w rowie, a każdy kto przechodzi sika na jego beznadziejne włosy. Tomlinson powinien lepiej ogarniać swojego brata nawet jeśli jest młodszy. Okej, zgodzę się, że David w wieku dwudziestu dwóch lat raczej nie potrzebuje zgody otoczenia, żeby cokolwiek ze swoim życiem robić w czwartkowy wieczór, ale skoro mówiłem "odezwę się w czwartek" zaledwie dwa dni temu powinien wyjąć komórkę i nacisnąć tę pieprzoną zieloną słuchawkę, kiedy widzi na wyświetlaczu moje imię!
                       
                 Czasami odnoszę wrażenie, że to ja jestem tym najodpowiedzialniejszym i najbardziej ogarniętym. Wszystko ostatnio spada na moją głowę, a przecież wszystkim zajmować miał się Tommo senior i Styles. Boże, co do Harry'ego to po wczorajszej akcji po prostu... Nie no, poważnie, co zamierzał zrobić? Nie chciało mi się wierzyć, że miał coś do tej dziewczyny, no tej... Za nic nie mogłem przypomnieć sobie jej imienia, ale chodziło mi o tę kuzynkę Leili. Pezz była panikarą i lubiła dramatyzować, dlatego nie za bardzo kupowałem jej wersję o niedoszłym gwałcie na nieletniej. Harry jest popieprzony na każdy możliwy sposób, ale bez przesady... O to nigdy bym go nie posądził, bo jakby się tak zastanowić to z góry widać było, że na niego leci, więc po co miałby szukać sobie na siłę problemów?

                      Zadzwoniłem pod numer Davida jeszcze raz, czekając aż łaskawie panienka raczy go odebrać, a w myślach już szykowałem sobie mowę, jaką zacznę mu przedstawiać jak tylko się odezwie.

                    - Czy ty nie rozumiesz, że skoro nie odbieram to znaczy, że nie mam ochoty z tobą gadać, Zaynie*? - mruknął rozbawiony do telefonu. - Mam masę ciekawszych zajęć od pogawędek z tobą.

                     - Chcę zapytać o weekend. - rzuciłem od razu prosto z mostu. - Plany się zmieniły, potrzebuję tego wyjazdu teraz. Ja, Payne i Styles.

                       David przez kilka chwil jakby się nad czymś zastanawiał, bo słyszałem w słuchawce tylko jego nierówny oddech i jakieś szumy w tle. Cierpliwie czekałem na jakieś jego słowa, bo bałem się, że coś mogło nie wypalić, a ja byłem naprawdę zdesperowany jeśli chodzi o ten wyjazd. Musiałem zrobić to teraz. Potrzebowałem tych pieniędzy.

                      - Sobota. - mruknął zrezygnowanym tonem. - Przyjedźcie w sobotę. Sami, jestem w pracy. - rzucił i szybko zakończył połączenie zanim cokolwiek mogłem jeszcze dodać.

                        Było dobrze.




***


Liam
                         Boże błogosław pracę państwa Dash. Rodzice Leili harowali od rana do wieczora, przez co dziewczyny właściwie każdy dzień spędzały we trójkę. Cloudy była na tym śmiesznym campie, który trener załatwiał chyba od zawsze. Wcześniej też grałem, byłem prawym skrzydłowym w asyście Zayna, ale moja kontuzja blokowała mi dalsze rozwijanie się w tym kierunku. Długo tego żałowałem, ale kiedy zaproponowano mi stypendium naukowe ze względu na genialne wyniki z fizyki jakoś przestałem już ubolewać.

                          Justine siedziała w swoim pokoju chyba całymi dniami. Naprawdę, ta dziewczyna miała tak proste życie... Szkoła-dom, szkoła-dom. W tamtym momencie trochę jej tego zazdrościłem, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Jakąś cenę musiałem zapłacić...

                        Siedziałem w salonie Dashów już jakieś dwadzieścia minut, a Leila nadal do mnie nie zeszła. To wszystko ją przerastało, zmieniła się, zamknęła w sobie... Chciałem za wszelką cenę jej pomóc, i, cholera, naprawdę próbowałem, ale od niej nie można było już dotrzeć. Nie po tym, co się stało.

                       Taka wiadomość zmieniła jej życie. Zmieniła też moje życie i prawdopodobnie życie każdego z osobna. To wszystko zmieniało, nasz pogląd na świat, dostrzeżenie tego, że nie zawsze jest tak beztrosko i zawsze są jakieś konsekwencje. Świat nie był sprawiedliwy, ale musieliśmy się z tym pogodzić. Ona musiała.

                         Ciche kroki na schodach, które poznałbym chyba wszędzie rozeszły się dźwiękiem po całym salonie. Odwróciłem się z wymuszonym, delikatnym uśmiechem na ustach, żeby się przywitać, ale ona jedynie cmoknęła przelotnie mój policzek i usiadła na kanapie obok tej, którą zajmowałem ja. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego się ode mnie odsuwała, próbowałem jej pomóc, zostałem, a ona tak obcesowo mnie traktowała. To był jej sposób na pogodzenie się z przyszłością? Poważnie?

                          Jasne włosy spięła w niedbałego koka na czubku głowy, który teraz przypominał raczej zwykłe siano, choć nigdy nie powiem jej tego na głos. Miała na sobie stary, pomięty dres. Dres, rozumiecie? Ktokolwiek znał Leilę Dash to wiedział, że dres był ostatnią rzeczą, którą byłaby w stanie założyć. Chyba że by jej zapłacono.

                     Długo nie spała. Miała podkrążone oczy, a jej oliwkowa skóra trochę zbladła. Nie pomalowała się, nie zasłoniła worków pod powiekami i nie starała się nawet wyglądać jak Leila, którą zna Phoenix.

                       - Jak się czujesz? - spytałem cicho, pochylając się lekko i opierając łokcie na kolanach.

Prychnęła.

                       - Wszystko okej?

Milczenie.

                        - Leila. - upomniałem.

Znów cisza. Nie wytrzymałem.

                        - Cholera jasna, rozmawiaj ze mną! - warknąłem, na co w końcu się poruszyła. Otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. W porządku, ja ogólnie nie krzyczę, ale tym razem po prostu nie potrafiłem się uspokoić. - Myślisz, że mi jest zajebiście komfortowo w tej sytuacji?! Że mnie to nie rusza?!

                         - Uspokój się! - nakazała przez zaciśnięte zęby, a ja zacisnąłem usta w cienką linię, starając się uspokoić targające mną emocje. - Justine jest na górze, kretynie.

                     - Więc odpowiadaj, kiedy do ciebie mówię. Przestań zgrywać... - zacząłem, ale szybko weszła mi wpół słowa.

                        - Zgrywać?! - warknęła. - Serio, Liam?! Ty chyba, kurwa, nie doceniasz powagi sytuacji!

                        - Oh, no wspaniale, że ty robisz to za nas dwoje!

                       - Ktoś musi! - krzyknęła, już nawet nie zważając na to, że jej siostra mogłaby nas usłyszeć. - Boże, nie wierzę, że jesteś takim gówniarzem. - skomentowała, unosząc dłoń do czoła i delikatnie pocierając je palcami.

                        - Nagle zaczęło ci to przeszkadzać, hm?! - podchwyciłem temat "gówniarza" i mimowolnie z nerwów zacisnąłem pięści. - Teraz masz z tym problem?! Trzeba było, kurwa, myśleć wcześniej! - krzyknąłem, wstając prędko z miejsca. - Najlepiej zanim pozwoliłem Danielle przyłapać nas w twojej pieprzonej kuchni! - wygarnąłem.

                         W momencie, kiedy zobaczyłem jak przymyka powieki i opuszcza głowę, wiedziałem już, że powiedziałem zdecydowanie za dużo. Wziąłem kilka głębszych wdechów, nie spuszczając wzroku z jej zmarnowanej, wychudzonej postaci i przeczesałem dłonią włosy, żeby jakoś się uspokoić. Stałem tak w ciszy przez kilka minut, dopóki nie poczułem jak bardzo to we mnie uderzyło. Cholera.

                      - Leila, nie to chciałem... - zacząłem, podchodząc do niej i kucając przed nią. Oparłem kolana o kanapę i chciałem chwycić jej dłoń, którą szybko wyrwała, podnosząc się w ułamku sekundy z miejsca.

                       - Obiecałam Claudii, że odezwę się wieczorem. - mruknęła cichutko, wymijając mnie i nawet nie zatrzymując na mnie swojego wzroku.

                       Nie o to mi przecież chodziło.




__________
* czytaj Zejni.
To gniot, tak, wiem... Ale to przejściówka. Nie mogłam od razu przejść do tego, co będzie działo się w następnym rozdziale, a po prostu MUSIAŁAM wstawić rozdział przed Wigilią, bo wam obiecałam i obiecałam też samej sobie.
A w ogóle podoba wam się, że rozdziały są także z perspektywy innych bohaterów, a nie samej Cloudy? Czy wolicie tak jak było wcześniej? Proszę, odpowiedzcie.
+Dziękuję za masę miłych komentarzy pod poprzednimi postami. Nawet nie wiecie jaka mnie ogarnia radość jak wchodzę i widzę długie komentarze, gdzie rozpisujecie się na temat tego, co działo się w rozdziale, na temat bohaterów i podajecie mi swoje przypuszczenia. Uwielbiam to! Uwialbiam was! :*




Z okazji nadchodzących Świąt życzę wam wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego najlepszego. Zdrowia, szczęścia, miłości, żeby wszystko układało się po waszej myśli, żebyście spełniały swoje marzenia i nigdy w siebie nie wątpiły. Idealnie zakończonej szkoły, wielu prawdziwych przyjaciół, masę dobrej energii i ogólnie wszystkiego czego sobie zapragniecie. :)




                        

Saturday, December 21, 2013

14. Big BOOM!

Część druga.



*ależ gnioooooooooooot


    - Masz. - odezwała się Perrie, wychodząc z łazienki i rzucając we mnie wilgotnym ręcznikiem do rąk. - Ogarnij się. - dodała, podchodząc do swojego łóżka i przygotowując je do snu. 

     Niall od razu, odruchowo podniósł go z pościeli i delikatnie przybliżył do mojej twarzy jego skrawek. Potarł nim leciutko mój policzek, a ja pociągnęłam żałośnie nosem.

     - Horan, rozbijasz tu obóz? - spytała Edwards, wdrapując się na łóżko i przykrywając się szczelnie kołdrą. - Zayn napisał, że Harry grzecznie śpi, po tym jak miłosiernie sprałeś mu twarz, poza tym nie jest tak głupi, żeby powtarzać ten swój... - zawahała się. - wyczyn. Poważnie, chcę spać. - wymamrotała, gasząc swoją nocną lampkę.

       Nie odważyłam się jej odpowiedzieć z prostego powodu - pomogła mi, choć się nie lubiłyśmy. Wyrzuciła Harry'ego z pokoju, choć mogła równie dobrze trzasnąć drzwiami i mieć całkowicie wywalone na to, co działo się między nami. Choć nie podobało mi się, że chciała wyrzucić Nialla, z którym jeszcze nawet nie zamieniłam słowa, ale nie mogłam się odezwać. Nie po tym, co dla mnie zrobiła.
      - Empatia to twoje drugie imię, prawda Pezz? - spytał, na co dostał w odpowiedzi jej przesłodzony uśmiech.

      - Jakbyś zgadł.

 - Chcę wrócić do domu. - oznajmiłam, spoglądając na niego spod wpół przymkniętych powiek.

  - Prześpij się trochę, dobrze?. - spytał, spoglądając na mnie tym swoim hipnotyzującym, błękitnym spojrzeniem, a ja czułam jak się zatracam. Wstał z miejsca i pochylił się lekko w moją stronę, kładąc ręcznik na moich kolanach i składając na moim czole czuły pocałunek. Odprowadziłam go wzrokiem, kiedy był już przy drzwiach, rzucił w naszą stronę "dobranoc" i zniknął za nimi.

      - Collins ty to mnie zadziwiasz z każdym dniem. - zaśmiała się Pezz, odwracając do mnie tyłem.




***




           Nie spotkałam go przez cały poranek. Nie pojawił się też na hali, gdzie miałyśmy trening. Nie widziałam go na korytarzach ani na błoniach. Wyjechał?
           Jak się okazało nikt poza mną, Zaynem, Niallem, Pezz i samego Harry'ego nie dowiedział się o wczorajszej... sytuacji. Malik dał nam wszystkim wyraźnie do zrozumienia, że to po prostu musiał pozostać sekret. Styles i tak był już na przegranej pozycji po tym jak zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku zaledwie kilkanaście godzin temu. Mieliśmy tajemnicę, w której odgrywałam główną rolę...
           Było chwilę po szesnastej, kiedy wyszłam spod prysznica i przeszłam się przez błonia budynku, żeby znaleźć jakikolwiek zasięg na tym zadupiu. Napisałam wiadomość do ciotki Davnee, MMSa Justine z widokiem z okna i krótkim "dzień dobry" o dziewiątej rano, a teraz zamierzałam zadzwonić do Leili. Ją zostawiłam sobie na sam koniec, bo przeczuwałam dłuższą rozmowę i nie zdążyłabym jej wyjaśnić wszystkiego przed treningiem. Stałam obok boiska i nawet się nie rozejrzałam wkoło, tylko szybko wybrałam numer kuzynki i czekałam. Jeden sygnał, drugi, trzeci...

       - Tak?

       - Liam? - ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc dlaczego chłopak odebrał jej telefon. Momentalnie zaczęłam się martwić. 

        - Cloudy, to nie jest chyba dobry moment, żeby... - zaczął niepewnie, a w tle usłyszałam głos kuzynki.

        - To Claudia? Podaj mi telefon. - poprosiła jakimś dziwnym głosem, a ja aż całą się spięłam. Leila nie była w najlepszej formie, kiedy wyjeżdżałam, nie widziałam się z nią właściwie, bo Payne siedział u niej niemal do nocy, a ja po rozmowie z ojcem nie miałam ochoty dokładać sobie zmartwień. Teraz tego żałowałam.

         Przestąpiłam z nogi na nogę, czekając aż dziewczyna w końcu podniesie słuchawkę. Zamiast tego usłyszałam jedynie stłumione głosy, a chwilę później głośny szmer.

         - Słucham? - odezwała się blondynka po drugiej stronie.

         - Wszystko okej? - zapytałam głupio, więc odpowiedziała mi cisza. - Masz dziwny głos.

         - Wydaje ci się.

          - Smutny. - dopowiedziałam.

           - Jestem zmęczona.

          - Nie kłam. - warknęłam. - Leila od jakiegoś czasu już coś się dzieje. Pokłóciliście się? Dlatego jesteś taka zdołowana ostatnio? Chodzi o Danielle? - zgadywałam. - I dlaczego Liam odebrał twoją komórkę i wpierał mi, że to nie jest dobry moment? - głośne westchnięcie.

             Objęłam się wolną ręką w talii i przeszłam nerwowo kilka kroków, z głową spuszczoną w dół i czekałam na głos dziewczyny, który powinien rozbrzmieć w mojej głowie. Denerwowałam się, Leila była mi najbliższą osobą tutaj, z dala od domu i w całkiem obcym kraju. Fakt, byłyśmy rodziną, ale miałam także wrażenie, że łączy nas coś więcej. Mogłam śmiało nazwać ją moją przyjaciółką.

           - Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon. - wydukała. - Porozmawiamy jak przyjedziesz, dobrze? - spytała zrezygnowanym tonem, a ja przeczesałam dłonią włosy. - A jak u ciebie? Zdążyłaś już utopić Perrie w wannie? - zmieniła bystro temat, wymuszając cichy śmiech.

         - Mamy prysznic. - odpowiedziałam, a na moje usta mimowolnie wszedł nikły uśmiech na kilka sekund. - Wiesz, wydaje mi się, że trochę odpuściła. - wzruszyłam ramionami, choć nie była w stanie tego zobaczyć. - Nie mówię, że się dogadujemy, ale wydaje mi się, że nie jest aż taką suką za jaką ją uważałam. - wyznałam, choć nie mogłam opowiedzieć jej o tym, co dla mnie zrobiła ubiegłego wieczoru. Obiecałam.

Cisza.

            - Leila? - spytałam, kiedy po drugiej stronie usłyszałam jakieś szumy i stłumiony męski głos. - Halo?!

            - Cloudy... - zacięła się, a jej głos nagle się załamał. - Muszę kończyć, dobrze? Nie będziesz zła? - wymamrotała słabo, a ja już wiedziałam, że działo się coś złego. Czułam jak moje mięśnie się spinają i za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się co się wydarzyło po drugiej stronie. - Nie czuję się dobrze, cały dzień to mam. - wytłumaczyła szybko. - Do wieczora? Obiecuję, że się odezwę.

             - W porządku. - zdążyłam jedynie wymruczeć do słuchawki, bo sekundę po tym już w moim mózgu jak echo odbijał się dźwięk zakończonego połączenia.

             Przez chwilę jeszcze wpatrywałam się tępo w mój telefon. Co to było? Poważnie, co do cholery działo się z Leilą?! Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy Danielle nakryła ją z Liamem w... dość jednoznacznej sytuacji w naszej kuchni. Ale czyżby mogło ją to trzymać aż tak długo? Rozumiałam to, że nie mogła się może pogodzić ze stratą przyjaciółki, ale wiem także, przynajmniej chciałabym wiedzieć, że przewidziała to, kiedy zbliżyła się do Payne'a bardziej niż powinna.
         
              Była mądra. Tak, bardzo odpowiedzialna, dlatego też nie powinnam aż tak się o nią martwić. Ona była jak kot, zawsze potrafiła spaść na cztery łapy i przeżyć życie po swojemu.

              Postanowiłam przejść się po błoniach i rozejrzeć za kimś znajomym. Chciałam z kimś pogadać, z kimś kto nie jest zamieszany w moje życie, dlatego też szukałam którejś z dziewczyn z drużyny. Przeszłam przez główne wejście, a idąc obok boiska nie mogłam nie spojrzeć na chłopców.

              Chyba się rozgrzewali. Mieli na sobie stroje i biegali między sobą. W sumie to nie za bardzo orientowałam się w tym sporcie, bo nie jest on jakoś szczególnie popularny w Europie, więc tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia jak może wyglądać typowy trening rugby.

              - Horan, Malik! - krzyknął trener Barlett, a ja odruchowo stanęłam w miejscu, słysząc znajome nazwiska. Stanęłam obok drzewa, żeby jako tako nie rzucać się w oczy i obserwowałam o co chodzi. - Wybierajcie skład swoich drużyn i błagam, tym razem się postarajcie! - usłyszałam krzyk mężczyzny, ale odpowiedzi chłopców już nie. Z tej odległości widziałam także, że między nimi chodzi jeszcze jeden chłopak. Bez stroju, w czarnych spodniach i luźnej, beżowej koszulce, a włosy miał... Boże, to Harry.

               Szedł między nimi, trzymając w rękach kilka piłek. Nie mogłam zobaczyć z tak daleka wyrazu jego twarzy, ale byłam pewna, że nie tryskał radością, że zakończył swoje treningi i stał się chłopcem od ręczników i podawania piłek, choć do tej pory był przecież kapitanem.

               Nie widziałam, który z nich to który, kiedy byli w strojach. Odznaczał się tylko on i nagle...

               - O co ci znowu chodzi?! - warknięcie Nialla, przerwało nagle szum niewyraźnych rozmów graczy i skupił na sobie całą uwagę wszystkich. - Mało ci?! - krzyknął jeszcze raz, niebezpiecznie blisko podchodząc do Harry'ego, który i tak stał w odległości zaledwie kilku kroków. Odpowiedział mu cichy śmiech, który znałam aż za dobrze...

                - Kiedy w końcu przestaniecie rozpieprzać drużynę, co?! - Barlett nagle pojawił się znikąd, a ja z niezwykłym zainteresowaniem i skupieniem oglądałam rozwój wydarzeń. - Wasza dwójka jak zwykle ma ze sobą jakieś problemy. Do cholery jasnej, zostawcie je poza boiskiem! - charknął. - Styles, zbieraj te piłki i zejdź na ławę. - rzucił jeszcze w stronę Lokatego, który po sekundzie odwrócił się w moją stronę.

               Cholera, cholera, cholera. Zauważył mnie. Patrzył prosto na mnie, stojąc w miejscu i nie poruszając żadną częścią swojego ciała. Odwróciłam się szybko na pięcie i szybkim krokiem pognałam w przeciwnym kierunku.

               Wszystko sprowadzało się do tego, że byłam winna.



***




Niall.
             Ten trening wypadł po prostu tragicznie. Miałem wrażenie, że gorzej być nie mogło. Miałem ochotę zabić Stylesa za wszystkie problemy, których mi przysparzał. Miałem już dosyć jego humorków, jego robienia na złość wszystkim dookoła, jego wyolbrzymionego ego i zawyżonej samooceny. Pieprzony Styles, ale musiałem zgodzić się z opinią drużyny, że brakowało nam go w składzie. Nie podobało mi się to, ale on był jednym z najlepszych.

              I do tego to, co wczoraj zrobił... Po prostu miałem ochotę złapać go za te powykręcane kudły i uderzyć jego głową o krawężnik albo wsadzić mu piłkę w dupę, żeby wyszła przez usta. Wciąż przed oczami stała mi Claudia, trzęsąca się ze strachu i czerwona od płaczu. Nic nie mogło usprawiedliwić czegoś takiego.

              Ubrałem się i wycierałem ręcznikiem mokre włosy, bo dosłownie przed chwilą wyszedłem spod prysznica. W szatni byli chyba wciąż wszyscy, zażyle o czymś dyskutując i przebierając się. Włożyłem do torby żel pod prysznic i rzuciłem w stronę Tomlinsona jego podkoszulkiem, za co podziękował mi przelotnym uśmiechem.

           - Witam moje nielojalne piłkarzyki! - głos Harry'ego przerwał rozmowy i wprowadził nerwową atmosferę. Jeszcze nie było go widać, a już wszystkim zjebał humor - to właśnie Harry Styles. Wyszedł zza winkla chwilę później oparł się ramieniem o framugę drzwi, rzucając na podłogę jakąś torbę. - Możecie wrzucić tu swoje ręczniki, a wasz kapitan poleci do pralni i ustawi je na wirowanie. 


           - W końcu na właściwym miejscu, co Hazza? - zaśmiałem się, bo jedyne o czym myślałem to to, żeby pokazać mu, że teraz to nie on przejął prowadzenie. Nienawidziłem go.

           - Cóż, to zawsze poziom wyżej od ciebie. - uśmiechnął się szeroko i sztucznie, przymykając przy tym powieki. Prychnąłem.

           - Nie wiem czy można być pod kimś, kto jest w stanie zmusić dziewczynę do...

           - Hej, wystarczy, okej? - włączył się Louis, przerywając mi wpół słowa. Harry podszedł pewnie w moją stronę, ale Tomlinson stanął między nami, kładąc mu dłoń na klatce piersiowej i odpychając delikatnie w tył. - Skończcie obydwaj, zachowujecie się jak dzieciaki. - wygarnął. - Nie możecie w końcu sobie odpuścić albo chociaż drzeć koty gdzieś z dala od wszystkich?! 

           - Horan nie potrafi honorowo załatwić swoich spraw, więc wyciąga je przy wszystkich. - Harry wzruszył ramionami. - Szkoda tylko, że nie zauważa jakie to żałosne. - pochylił się lekko w moją stronę, wciąż przytrzymywany w miejscu przez Louisa. - Myślisz, że nie wiem kto sprzedał mnie Barlettowi wczoraj?

           - No widocznie nie wiesz. - wybuchnąłem śmiechem. - Nie możesz zaakceptować tego, że nie tylko ja jestem zadowolony z tego, że ktoś robi ci koło dupy?

            Trafiłem. Harry zacisnął usta w cienką linię w zmrużył groźnie oczy, patrząc jeszcze przez chwilę na mnie, a później ostentacyjnie rozejrzał się po wszystkich dookoła. Zaśmiał się cicho pod nosem i rzucił:

           - Więc ktoś chce mnie oświecić? - przemknął wzrokiem przez każdego gracza na dłużej zatrzymując się przy najmłodszych, którzy grają z nami od zaledwie trzech tygodni. - Na pewno daleko zajdziemy, jeśli będziemy skarżyć na siebie jak siedmiolatki. - jego krótki śmiech przedarł ciszę. - To jakiś żart, z takim podejściem bądźcie pewni, że cokolwiek osiągniecie. - zironizował - Proszę bardzo, którykolwiek to zrobił może zacząć się cieszyć, że zostałem zawieszony. Wasza nielojalność mnie rozpierdala i zajebiście śmieszy. Gracie jak cioty, bo nikt nie ma nad wami kontroli. - przyznał, a wszyscy spojrzeli się po sobie, potwierdzając to cicho w myślach. - Każdy gra jak chce i nie współpracujecie, ale proszę bardzo, skoro to jest to, co chcieliście osiągnąć to zobaczymy jak długo to pociągnie. - uniósł dłonie w geście poddania. - Śmiało. - uśmiechnął się z sarkazmem wymalowanym na opalonej twarzy - Na turnieju każdy wytrze wami trybuny jak ostatnimi szmatami. Bez obaw, dowiem się kto to zrobił i dopiero zacznie się zabawa. A wracając do sprawy z Claudią - nachylił się w moją stronę i dodał już dużo ciszej. - To jeszcze nie koniec, zaczynamy konkurs? Ciekawe, który wygra tym razem.



________________
Okej, okej, okej! Wiem, że to mało, ale musiałam po prostu zakończyć w tym momencie! Postaram się następny wrzucić jeszcze przed Wigilią, choć nie obiecuję. Jestem w domu przez całe to wolne, więc może uda mi się znaleźć szybko czas zwłaszcza, że siedzę z rodziną.
Zrobiłam dzisiaj ponad 200 ciastek! 97 pierników i ponad 100 ciastek maślanych, jestem wykończona! Zajęło mi to wszystko prawie 6 godzin! Rozumiecie? :o
Życzeń jeszcze nie składam :)))


Taaaaaaaaaaaakie ogromne DZIĘKUJĘ za ponad 10tys wejść, AAAAA! Nie wiem czy kiedykolwiek tyle miałam na jakimkolwiek blogu :o. Uwielbiam was, kocham i w ogóle sprawiacie, że się uśmiecham nawet wtedy, kiedy mój dzień osiągnął maksymalne stadium beznadziejności. Tak bardzo jeszcze raz wam dziękuję i przesyłam każdej wirtualne przytulaski! hahaha :* <3





Sunday, December 15, 2013

14. Big BOOM!

Część pierwsza.



         - Kurwakurwakurwa! - mamrotałam pod nosem, zdenerwowana jak chyba jeszcze nigdy. Dostałam jakiegoś kopa i momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej, lądując włosami tuż przed twarzą rozbawionego Harry'ego, który nadal trzymał rękę w moich majtkach. Chwyciłam go za przegub i uwolniłam się od jego dotyku, zapinając szybko rozporek i zgarniając bluzkę z podłogi. Chłopak odsunął się o krok, żeby nie przeszkadzać mi w desperackim ubieraniu się na dźwięk głosu trenera za ścianą. Splótł ręce na brzuchu i patrzył na mnie z uniesionymi brwiami i szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. CZY ON DO CHOLERY NIE WIDZIAŁ POWAGI SYTUACJI?!

           Koszulka przeszła przez moją głowę w chwili, w której Barlett z impetem szarpnął za klamkę pokoju Harry'ego. Cholera jasna!

         - Co tu robicie? - warknął, groźnie ściągając brwi i patrząc najpierw na mnie, a chwilę później na chłopaka. - Collins, twój pokój jest piętro niżej, prawda?! - charknął, a ja aż wzdrygnęłam się pod wpływem jego zdenerwowanego głosu. Czułam jak miękną mi kolana i zacisnęłam powieki na sekundę, czekając na te słowa, których zaczęłam się spodziewać... - Takie to śmieszne, Styles?! - mężczyzna zrobił krok w jego stronę, a ja od razu się tam obejrzałam. Harry wciąż wyglądał na rozśmieszonego całą tą sytuacją, kiedy ja prawie że posikałam się ze strachu. Moje ciało zesztywniało, kiedy stanęli ze sobą twarzą w twarz.

         - No, trochę... - skomentował, przymrużając delikatnie oczy, a trener jakby zrobił się bardziej bordowy niż na samym początku. Zagryzłam dolną wargę. Po cholerę go prowokujesz?! Starałam się przekazać telepatycznie opieprz prosto do mózgu Harry'ego.

         - Zdajecie sobie sprawę, że na tej podstawie można wyrzucić was z drużyny?! Odwieźć natychmiast do domu i o wszystkim poinformować dyrektora?! - krzyknął. - Tobie, Collins, akurat powinno zależeć na spokoju, trener Couge nie zapomniał o twoim wybryku w szatni razem z panną Edwards! Mało ci problemów? Dopiero co zaczęłaś się tu uczyć, a już...

         - Zadzwoniłem po nią. - wtrącił się Harry, wyjmując telefon z kieszeni i pokazując go trenerowi. - Miała moją bluzę. - wskazał brodą na jedno z zasłanych łóżek, a ja zauważyłam, że rzeczywiście leży tam jakieś ubranie.

         - No jasne. - zironizował trener, śmiejąc się głośno i szyderczo. - Bluzę z wielkim napisem "Tomlinson 12" na plecach? - prychnął mężczyzna, a ja nagle poczułam się jeszcze bardziej zagrożona.

         - Jesteśmy z Louisem bardzo blisko. - wyjaśnił i wzruszył ramionami, a z jego twarzy nie znikał ironiczny uśmiech. I nagle pojawiło się w moim ciele pragnienie, żeby uderzyć go tak mocno jak tylko potrafiłam. Zamiast ratować nas z opałów to dolewał oliwy do ognia, nieodpowiedzialny idiota!

         Trener potarł dłonią czoło i wypuścił głośno powietrze z płuc. Był przytłoczony całą tą sytuacją i wcale mu się nie dziwiłam. Właśnie przyłapał swoich podopiecznych na "momencie" i nie wiedział jak się zachować. Bałam się. Bałam się, że wszystko tym zaprzepaszczę. Cholera jasna, nawet nie skończył się wrzesień, byłam tutaj miesiąc, a już miałam takie problemy?!


         - Wystarczy. - warknął mężczyzna, a ja znowu aż podskoczyłam na swoim miejscu. Kątem oka przyjrzałam się Harry'emu, któremu mina również zrzedła. - Skończ pieprzyć, Styles! - krzyknął, a ja przez chwilę zastanawiałam się czy ma na myśli dosłowne znaczenie tego słowa. - Kolejny raz jest z tobą jakiś problem! Na treningach obijasz się jak nigdy, nie traktujesz tego poważnie. Ile razy musiałem bronić ci dupsko przed dyrektorem i usprawiedliwiać twoje słabe oceny, co?! Myślałem, że zdajesz sobie sprawę z tego, że właściwie tylko dzięki swoim umiejętnością i mojej dobroduszności wciąż grasz w drużynie. Koniec. - oznajmił, lekceważąco machając dłonią. - Koniec mojego stania murem za tobą. - powtórzył dobitniej. - Jesteś nieodpowiedzialnym gówniarzem, któremu dotąd wszystko uchodziło na sucho, bo potrafił kopnąć piłkę dalej niż ktokolwiek w obecnym składzie, ale już wystarczy! Zapomnij o turnieju. - dodał, patrząc na niedowierzającą minę Harry'ego. Ja aż bezwiednie uchyliłam usta ze zdziwienia, a moje oczy szczypały przez to, że całkowicie zapomniałam nawet o mruganiu. - A ty - zwrócił się do mnie. - Z tobą pogada twój własny trener, ja nie mam zamiaru więcej brać w tym udziału. Wynocha! - podszedł do drzwi i szarpnął za nie z takim impetem, jakiego żadne z nas się nie spodziewało. Pokazał dłonią wyjście, a ja bez zastanowienia niemal wybiegłam z pomieszczenia. Kiedy tylko zatrzaśnięto za mną drzwi, zdałam sobie sprawę, że tylko ja opuściłam ten pokój, a Harry został w środku z Barlettem. 

         Obróciłam się zszokowana za siebie, a kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem na tym korytarzu zupełnie sama, pozwoliłam by pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Oparłam się plecami o ścianę tuż obok drzwi pokoju Stylesa i zsunęłam się w dół, ukrywając twarz w dłoniach i cicho szlochając. Nie myślałam w tej chwili, że ktokolwiek może wyjść z tego pokoju, że mogę jeszcze bardziej zdenerwować Barletta, bo jedyne co byłam w stanie zrobić to po prostu uciszyć się i móc wypłakać. To było moim priorytetem. 





***





           Usłyszałam huk i szybko zbiegłam na dół. Zamknęłam za sobą drzwi swojego pokoju i wyjęłam z walizki piżamę, ręcznik i kosmetyczkę. Zamknęłam za sobą drzwi, zasuwając suwak, żeby przypadkiem Perrie nie wpakowała się do mnie, kiedy wpadnie w końcu do pokoju. Rozpuściłam włosy i rozebrałam się do naga, pozwalając by gorący strumień łagodnie pieścił moje ciało. Nie chciałam wychodzić. Obwiniałam się. Obwiniałam się o to, że właśnie wywalono Harry'ego z drużyny, kilka miesięcy przed zakończeniem szkoły, co przekreślało jego szansę na stypendium, czy cokolwiek co wiązał z graniem w szkolnej reprezentacji. Bałam się, co powie mi Couge i czy mnie też to czeka. Nie byliśmy w najlepszych stosunkach po tym, co zaszło między mną a Edwards po którymś treningu. Wtedy załagodził sprawę, ale nie byłam pewna, czy i tym razem jest w stanie zrobić coś takiego.

           Zakręciłam wodę i wytarłam się dokładnie grubym, puchatym ręcznikiem, odwieszając go później na mały wieszak. Umyłam zęby i związałam mokre włosy w wysokiego koczka. Wyszłam z łazienki, a w pokoju już siedziała Perrie, grzebiąc w swojej torbie. Nie zwróciłam na nią uwagi, tylko odłożyłam swoje rzeczy na miejsce i usiadłam na łóżku, odkręcając krem nawilżający, który po sekundzie zaczęłam wcierać w zmęczoną twarz.

        - Warto było? - spytała całkowicie poważnie, odwracając się w moją stronę. Jej zawsze idealnie ułożone włosy były w lekkim nieładzie, a makijaż na prawym oku zaczął już schodzić, ale mimo to wyglądała naprawdę dobrze. Cholera. 

       - Co? - spytałam pociągle, dając jej do zrozumienia, że nie mam ochoty się kłócić.

       - Pytałam, czy warto było dać się przyłapać z Harry'm? - zaświergotała, unosząc w górę prawą brew. Zaśmiała się widząc jak rozchylam usta w zdziwieniu. - Poważnie myślałaś, że takie rzeczy się nie rozejdą? - wybuchnęła pogardliwym śmiechem i przechyliła głowę w lewo, przyglądając mi się z litością wymalowaną na twarzy. - Kochanie, w jakim ty świecie żyjesz?

       - Daj mi spokój, Perrie. - mruknęłam, czując jak moje serce niekontrolowanie przyspiesza. Zrobiło mi się słabo... Jak to wszyscy o tym wiedzieli? Jak...?

       - Odpowiedz mi. - wzruszyła ramionami. - Wtedy odpuszczę.

Milczałam.

       - Wiesz co? - zamyśliła się. - Masz rację, po co mam męczyć zdruzgotaną Cloudy? - odchyliła głowę w tył i zebrała wszystkie włosy, spinając je wysoko. - Zawsze mogę zapytać Jeni albo Zoe. - powiedziała przez ironiczny uśmiech. - O, wydaje mi się, że Lindasy też jest w temacie, no i Jenna! Jak mogłam zapomnieć o burzliwej znajomości Jenny i...

       - Co ty próbujesz osiągnąć, co?! - warknęłam, wstając szybko z miejsca i prędko robiąc kilka kroków w jej stronę. Byłam od niej wyższa o jakieś pół głowy, więc czułam się odrobinę pewniej, ale z jej twarzy nie schodziło rozbawienie i udawana współczucie. Szczerzyła się do mnie, jeszcze bardziej mnie przy tym dołując. 

       - Ja? - położyła dłoń na klatce piersiowej. - Popatrz, kochana. - zrobiła pół kroku w moją stronę, tak, że prawie się dotykałyśmy. - Najpierw atakujesz kapitana w szatni, a kilka dni później zostajesz przyłapana na gorącej chwili z pewnym chłopcem pod okiem trenera... - uśmiechnęła się szerzej. - Co będzie później? Albo może powinnam spytać: co zrobisz teraz? - położyła dłonie na biodrach. - Dasz Couge'owi, żeby nie wysłał cię do dyrektora albo żebyś nie zakończyła swojej przygody w mojej drużynie? Jest jeszcze kwestia Nialla... - zamyśliła się. - Nie chciałabyś widzieć jego miny...

       - Jesteś żałosna. - wygarnęłam, oddychając spokojnie, żeby tylko nie odwinąć się nie dać jej w twarz. Wtedy wiedziałaby, że wygrała, a ja nie mogłam pozwolić jej wejść sobie na głowę.

       - Powiedziała laska, która dostała miano łatwej dziwki już po trzech tygodniach w nowej szkole. - zaśmiała się, wymijając mnie i rzucając krótkie "dobranoc" zamknęła się w łazience.

       Zacisnęłam usta w cienką linię i dłonie w pięści. Przymknęłam powieki i skupiłam się na wszystkim, żeby tylko nie myśleć, o tej rozmowie, bo czułam, że za chwilę znów się rozpłaczę. Perrie wiedziała, gdzie uderzyć, wszystko dokładnie sobie obmyśliła. Spodziewała się w jakim będę stanie i... zrobiła wszystko, żeby tylko było mi gorzej. Nienawidziłam jej z całego serca, przysięgam.

        Kiedy już miałam wracać do łóżka, ktoś zapukał do drzwi. Szybko, nerwowo i z dużym impetem. Obejrzałam się tylko szybko w lustrze, czy nie byłam jakoś podejrzanie czerwona czy wybitnie smutna. Wyglądałam w porządku, stwierdziłam jedynie, że mogłabym założyć szlafrok, bo miałam na sobie jedynie krótkie szorty i fioletowy podkoszulek, ale pukanie się powtórzyło, więc z miejsca ruszyłam, żeby otworzyć drzwi.

        Nie zdążyłam w żaden sposób zareagować. Zobaczyłam jedynie w progu Harry'ego, który szybko przestąpił odległość jaka nas dzieliła i pchnął mnie na ścianę tuż obok drzwi, zatrzaskując je za sobą. Chwycił mnie mocno w biodrach, silnie naciskając na skórę swoimi palcami. Zabolało. Kontakt, który był na wysokości moich pleców boleśnie się w nie wbijał, a ja nawet nie miałam jak zaprzeczyć, kiedy poczułam jak jego usta mocno dociskają moje. Położyłam szybko dłonie na jego klatce piersiowej i chciałam za wszelką cenę go odrzucić od siebie, ale był szybszy. Strącił je, mocno uderzając w moje nadgarstki, przez co z bólu przegryzłam jego dolną wargę. To jakby go pobudziło, bardziej na mnie naparł, a pocałunki stały się jeszcze bardziej męczące. Kiedy poczułam na swoich ustach jego język, skorzystałam z okazji i z całej siły znów spróbowałam go odepchnąć. Zadziałało.

       - Harry, co ty... - zaczęłam, ale równie szybko mi przerwał.

       - Skoro Barlett chce mnie wyjebać za to, czego nie zrobiłem to dam mu prawdziwy powód. - warknął, znów atakując moje wargi swoimi. Przestraszyłam się. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy wsunął dłoń w moje szorty, mocno szczypiąc wewnętrzną część mojego uda. Chwyciłam jego rękę swoją i starałam się desperacko ją oderwać od swojej skóry, jednak na marne. Harry był w jakimś transie, jakimś amoku czy furii, nic na niego nie działało. Przycisnął swoje kolana do moich nóg, żebym nie mogła nimi poruszyć, a ja spanikowałam jeszcze bardziej. Szarpnęłam się kilka razy, ale kiedy tylko uderzyłam się przez to mocno w głowę odpuściłam. Wszystkie moje siły opadły, a ja jedyne co mogłam zrobić to po prostu się poddać. 

       - Co tu się dzieje?! - kobiecy wrzask, wyrwał chłopaka z myśli. Obrócił się do tyłu, rękami wciąż mnie unieruchamiając, a ja czułam jak panika jeszcze bardziej we mnie wzrasta, a łzy ciekną w dół po rozpalonych policzkach. Bałam się go...

       - Spierdalaj, Pezz. - charknął. - Dobrze ci radzę. Idź do Zayna, czy gdziekolwiek tam chcesz, ale zejdź mi z oczu! - podniósł zdenerwowany głos, a mój oddech niebezpiecznie przyspieszył i stał się nienaturalnie płytki. Błagałam w myślach, żeby nie wychodziła!

        - Chyba żartujesz. - odpowiedziała, a ja przymknęłam powieki, modląc się w duchu, żeby go nie sprowokowała. - Zostaw ją. - nakazała.

        Harry jedynie zaśmiał się głośno, odchylając głowę na chwilę do tyłu, żeby pokazać nam jak bardzo się tym nie przejmował. Czułam jak trzęsą mi się nogi, a całe ciało ze strachu aż drży, bo za dobrze znałam powód dla którego Styles się tu pojawił. Boże, dlaczego...

         - Wyjdź, Perrie.

         - Nie. - odpowiedziała pewnie.

         - W takim razie zamknij się. W zasadzie gówno mnie to obchodzi. - wyrzucił z siebie, znów całą uwagę skupiając na mnie. Dech zamarł mi w płucach, widziałam jego rozwścieczone, ciemnozielone tęczówki w przymkniętych groźnie oczach, wykrzywione w grymasie usta i głęboki, miarowy oddech. Był zdenerwowany, wściekły. Kiedy ścisnął mocno jedną z moich piersi, jęknęłam z bólu, a sekundę później już go przede mną nie było. Wszystko działo się w szalenie szybkim tempie, zauważyłam Harry'ego, który właśnie odklejał się od drzwi, które od razu uchyliła Perrie. Ktoś krzyknął, później już właściwie nic nie widziałam. Szybko odskoczyłam jak najdalej od niego, uderzając ramieniem o komodę. Upadłam na kolana, szybko ukryłam się w kącie, podciągając kolana pod brodę. Znikąd pojawił się Niall i Zayn, szarpiąc Stylesa za ramię i siłą wyprowadzając z pokoju. Po drodze jeszcze rozległ się głośny huk i krzyk jakiejś dziewczyny, a później... cisza. Zacisnęłam zęby na dolnej wardze i czułam jak niekontrolowanie całe moje ciało się trzęsie, a ja nie mogłam uspokoić szlochania. Mocno oddychałam, wpadłam w histerię i zaciskałam pięści tuż przy twarzy. 

           Nie wiedziałam ile to trwało, ale kiedy poczułam czyjąś dłoń na moim kolanie, a później wpadłam rozpaczliwie w obce, silne ramiona mój płacz się spotęgował. Ścisnęłam w dłoni materiał czarnej bluzy, w którą wylewałam teraz łzy i przycisnęłam kolana do męskiego boku. Niall szeptał coś cicho do mojego ucha, a ja płakałam jeszcze bardziej i jeszcze bardziej żałośnie. Mocniej przyciągnął mnie do siebie, a ja pozwoliłam mu objąć swoje ciało, jakby w czymkolwiek miało to pomóc.

           Wsunął rękę pod moje uda, drugą łapiąc mnie na wysokości łopatek i uniósł zdecydowanie do góry, chwilę później kładąc na moim łóżku. Wciąż siedział tuż obok mnie, przytulając mnie i głaszcząc po włosach. Wciąż coś szeptał, ale nie potrafiłam rozróżnić słów.

           Dopiero po jakimś czasie mój oddech się uspokoił, ale w moich myślach wciąż szalał tajfun. Horan odsunął się na odległość wyciągniętej dłoni, przyglądając mi się czule i odgarniając kosmyk włosów za ucho. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, albo to ja nie potrafiłam ich odczytać. Znów ukryłam twarz w dłoniach.









________________
Na dwie części, bo nie mam siły dopisać reszty.
Dzisiaj zdechł mi króliczek :(. Był ze mną 8 lat...
Mam nadzieję, że na drugą część będziecie musieli czekać tylko kilka dni.
EDIT: Jak świętujemy 10tys wejść, które już (mam nadzieję) niedługo? :)

Sunday, December 8, 2013

13. Could be worse?

(Ostrzegam - jestem słaba w scenach dla dorosłych)


            - Czasami życie układa się w sposób, w jaki nikt by nie podejrzewał. Czasami w życiu musimy kierować się czymś silniejszym od logiki i rozsądku. Wiesz... Kiedy jesteś w miejscu takim jak to, kiedy jesteś w samym sercu rozgorzałej walki i niebezpieczeństwa zdajesz sobie sprawę, że jesteś tylko maleńką cząstką tego wszystkiego. Twoje problemy nie znaczą nic, kiedy widzisz przed sobą taką skalę konfliktu. Musisz zdać sobie sprawę, Kochanie, że wszystkie problemy jakie miałaś w Anglii - zostawiasz w Anglii, a tutaj przyjeżdżasz z czystym kontem i nową osobowością. Tutaj bycie sobą nie ma prawa bytu, tutaj musisz wpasować się w tłum. Musisz być silnym człowiekiem, pewnym siebie i swoich możliwości, musisz wywyższać się ponad obywateli, nie możesz się ugiąć. Musisz wypracować taką maskę, którą wkładasz, kiedy wychodzisz na zmianę. Nawet nie wiesz jakie to cholernie trudne, kiedy podchodzi do ciebie zagubione, głodne dziecko, które prosi cię o kawałek bułki czy kilka łyków wody. Twoje serce pęka, masz ochotę się rozpłakać i dać temu dziecku wszystko, co jesteś w stanie. Nie możesz patrzeć na jego przekrwione oczy, w których wzbiera się tabun łez. Nie możesz, ale musisz. To twój obowiązek. Najgorzej jest, kiedy się złamiesz, to dziecko ci zaufa i powierzy samego siebie. Będzie codziennie przychodzić i błagać o pomoc. Będzie prosić, żebyś pomogła jego rodzinie, będzie oczekiwał, że się nim zajmiesz, że zastąpisz mu wszelkie zło, które doznał w całym życiu. One się wczepiają. Małe dzieci szukają tam miłości i akceptacji. A przede wszystkim spokoju. Małe dzieci potrzebują spokoju.

               Nie potrafię im odmawiać. Czuję wtedy wyrzuty sumienia. Czuję, że cię zaniedbywałem, że praca była dla mnie najważniejsza. Czuję, że cię tracę. Z każdym cholernym dniem, kiedy nie ma mnie w domu i nie ma przy tobie. Dorastałaś beze mnie, uczyłaś się chodzić i mówić. Pierwszy raz poszłaś do szkoły, a ja nie mogłem zaprowadzić cię do twojej pierwszej ławki. Nie byłem na pierwszym meczu, nie poznałem twojego pierwszego przyjaciela i nie kupiłem ci pierwszego roweru. Tak wiele mnie ominęło... I jestem pewien, że i teraz przechodzisz coś pierwszego, a ja jestem na drugim końcu świata. To mnie zabija, dopiero niedawno zdałem sobie sprawę jak bardzo.

                Wiem, że już jest za późno. Wiem, że już nie odbudujemy prawdziwej relacji córki z ojcem i wiem, że nie mam prawa się łudzić. Wiesz jak bolało mnie serce, kiedy przyjeżdżałem, a ty jako cztero- czy pięciolatka nie wiedziałaś kim jestem? Musiałaś uczyć się na nowo kim jest twój ojciec i dlaczego tak długo go nie ma. Wieczorem, kiedy kładłem się spać zaczynałem płakać z tej bezsilności. Mam jedno, jedyne dziecko, a skazałem je na niepełną rodzinę - całkowicie świadomie. Oboje dobrze wiemy, że twoja mama jest najcudowniejszą kobietą na świecie, ale nawet ona nie jest w stanie zastąpić ci ojca. Brakowało ci tego uczucia, prawda? Tak samo jak i mnie brakowało twojej obecności.

                 Pamiętam jeden poranek. To była niedziela. Leżeliśmy z mamą w łóżku i zastanawialiśmy się co dzisiaj będziemy robić, kiedy nagle zza drzwi usłyszeliśmy dreptanie twoich nóżek. Miałaś wtedy sześć lat, a ja zjechałem do kraju po ponad półrocznej nieobecności. Zakradłaś się i delikatnie pociągnęłaś za klamkę. Byłaś taka speszona... Jakby nawet odrobinę przestraszona, ale wdrapałaś się na materac między nas i pozwoliłaś mi się przytulić. Pierwszy raz od mojego przyjazdu.

                Myślałem, że to był moment przełomowy, że od tamtej chwili już nie będziesz miała z tym takiego problemu, że wszystko zacznie układać się po naszej myśli. Nie musisz odpowiadać mi na to pytanie, ale daj odpowiedź samej sobie, czy była to prawda.

               Moja kariera się kończy. Właściwie zostały niecałe trzy miesiące. Nie wiem, co będzie później, na tę chwilę jeszcze nie wyobrażam sobie opuszczenia jednostki. To jest ogromna część mnie i czuję, jakbym opuszczał coś bardzo mi cennego. Służę państwu od dziewiętnastu lat. Kupa czasu, prawda? Nie wiem, jak mogę wymazać ten czas z pamięci...

               Kilka miesięcy temu podczas ataku coś się wydarzyło. Sam nie jestem w stanie ci tego dokładnie przybliżyć, bo trudno mi to odnaleźć w pamięci. Było tłoczno, panował chaos, cywile mieszali się z nami, bali się, starali ukryć. Przeciwnicy zaczęli wyrywać kostki z chodnika i rzucać nimi w żołnierzy. Jeden trafił we mnie, a później... Nic już nie pamiętam.

Tydzień temu zrobiono mi badania. Kilka razy zemdlałem i twoja mama spanikowała, zabierając mnie do siebie. Z tomografii głowy wyszedł... Tętniak, niecałe pięć centymetrów. Mieliśmy nadzieję, że to nie wyrok, ale Kochanie... Usunięcie go nie jest możliwe.








              Zasnęłam dopiero nad ranem. Płakałam w poduszkę, nie mogąc pogodzić się z tą wiadomością. Do drugiej w nocy czytałam o tej przypadłości i z każdą kolejną stroną internetową moja psychika słabła. Pisano, że można żyć z tętniakiem nawet dziesięć lat, ale to, co dzieje się później paraliżowało mnie całkowicie. Utrata pamięci, zaburzenia psychiczne i ruchowe, halucynacje, bóle głowy... To wszystko było jeszcze przed nim...

               Ciotka wiedziała, wujek wiedział. Leila i Justine także. Wszyscy wiedzieli. I wszyscy starali się pokazać mi, że wszystko będzie w porządku. Jak mogłam myśleć, że tak? Jak mogłam im wierzyć, kiedy wszystko zdawało się być przesądzone? Jak mogli wmawiać mi te rzeczy, kiedy strach rozdzierał moją duszę na pół? Jak mogłam wierzyć, kiedy traciłam ojca?





~*~







             - Okej, dziewczyny! - po autobusie rozległ się głos Couge'a, który wstał ze swojego miejsca i stanął na środku przejścia, wzrokiem szukając każdej z nas po kolei. Szturchnęłam łokciem Jeni, która siedziała ze mną, żeby wyjęła z uszu słuchawki. Moją twarz od wczoraj zdobił smutek, ale nie potrafiłam nic na to poradzić. - Mam nadzieję, że bez problemu przyjmiecie zasady. W tym roku naszej drużynie towarzyszą też chłopcy, więc mam nadzieję, że jesteście mądre i nie będziecie sprawiać kłopotów. Wasze pokoje są na pierwszym piętrze, chłopców na drugim. Przypominam - uniósł ostrzegawczo w górę palec wskazujący i utkwił wzrok w Perrie, która siedziała na tyłach. - że jesteśmy tu po to, aby zintegrować drużynę i zacieśnić więzi. To nie są wakacje od szkoły tylko ciężka praca, jasne? Cóż... Jazda trochę nam się przedłużyła, więc nie ma sensu ciągnąć was na trening, skoro za godzinę powinniśmy go kończyć. O dziewiętnastej widzę was w stołówce grzecznie rozpakowane i gotowe na jutrzejszy wycisk. Teraz przeczytam wam podział pokoi.

             - Słucham? - odezwała się Sandra. - Jak to PODZIAŁ? Co roku przecież...

             - Co było w ubiegłych latach już minęło, panno Scott. - upomniał trener, wchodząc dziewczynie w pół słowa. - Nie chciałem słuchać problemów, jakie co roku pojawiały się właśnie w walczeniu o pokoje więc postanowiliśmy z trenerem Barlett, że obie drużyny podzielimy alfabetycznie. Tak będzie sprawiedliwie. Anderson i Amorth pokój dwieście dwa, Banhoff i Carrie dwieście cztery, Collins i Edwards dwieście sześć.

             - CO?! - krzyknęła Perrie, a ja w duchu podziękowałam jej, że to ona załatwi tę sprawę. Bądź co bądź, mimo swojej aury suki potrafi całkiem sporo zdziałać. - Pan chyba żartuje. Każdy! Każdy byle nie...

             - Nic nie zmieniam, panno Edwards! - warknął na nią trener, a ja aż skuliłam się na swoim miejscu. Nie spodziewałam się, że krzyknie. - To tylko trzy dni. Wytrzymacie obie. Franklin i...

             Kurwamaćjapierdole. JA I PERRIE W JEDNYM POKOJU?! Przepraszam bardzo, jakim cudem miałabym zasnąć dwa metry od niej i obudzić się bezpiecznie następnego poranka? O ile w ogóle byłabym w stanie się obudzić.
         
              Nie no... To nie mogła być prawda. Chciałam krzyczeć ze złości, rwać włosy i zabić trenera za ten idiotycznie idiotyczny pomysł. To tak jakby wsadzić do jednej klatki owcę i wilka, i czekać ile biedaczka wytrzyma zanim skończy w paszczy.

              Na chwilę moją uwagę od tego odciągnął Niall, który wpatrywał się we mnie, kiedy wychodziłam z autobusu. Przez chwilę nie miałam pojęcia jak powinnam się zachować, ale posłałam mu delikatny uśmiech i pomachałam z daleka. Blondyn jeszcze przez kilka sekund tępo na mnie patrzył po czym bez żadnej reakcji zajął się swoim bagażem i wraz z jakimś chłopakiem odeszli od grupy. Instynktownie - choć sama nie miałam pojęcia dlaczego - szukałam wzrokiem Harry'ego. Na marne. Może to i lepiej?


              Ja i Perrie nie zamieniłyśmy zdania odkąd wyszłyśmy z autobusu aż do momentu, w którym już przebrane wyszłyśmy z własnego pokoju. Był malutki, ledwo mieściły się dwa łóżka, dwie szafki nocne i jedna komoda. Jedynym plusem była łazienka zamykana na pokrętło, czyli miałam pewność, że nie wtargnie z aparatem, kiedy będę brała prysznic. Głupia suka.









              Zorganizowano ognisko. Płonął wielki ogień na środku polany, a wszyscy razem zebrali się wokół niego i rozmawiali, wygłupiali się i śmiali. Było mi trochę głupio tam podejść samej, bo rozmawiałam z Leilą przez telefon przez ostatnie piętnaście minut. Rozejrzałam się po twarzach ludzi i zwolniłam, żeby dopasować prędkość do wyboru koło kogo mogłabym usiąść. Było jedno wolne obok Tomlinsona, ale od razu odrzuciłam tę opcję z racji tego, że Harry może być gdzieś obok, więc nawet nie patrzyłam w tamtą stronę. Później zauważyłam wolne miejsce obok Jeni i to naprawdę dobra propozycja, bo dogadywałyśmy się całkiem nieźle. Dalej miejsce obok Cindy, ale odpadło, bo dwa miejsca dalej zajmowała Perrie. Już miałam zmieniać kąt pod którym stawiałam kolejne kroki kiedy zobaczyłam...

              Niall siedział obok jakiejś dziewczyny, ale nawet z nią nie rozmawiał. Oparł na kolanach swoją gitarę, którą prawdopodobnie nastrajał i pochylał się nad strunami, oddając się temu bez reszty. A więc Niall potrafił grać... Nasza relacja była dziwna. Wydawało mi się, że się przyjaźnimy, że jest coś między nami z dobrych znajomych, ale on po prostu się odciął, kiedy zobaczył mnie z Harry'm. Przecież to nie była moja wina, a poza tym miałam prawo spotykać się z kim tylko chciałam. To, że Horan miał z nim problem nie znaczy, że i ja musiałam odczuwać to samo. Jednak brakowało mi blondyna z ławki na chemii...

         - Cześć. - mruknęłam niepewnie, a on uniósł głowę i wbił we mnie swoje spojrzenie. Miał tak bardzo niebieskie oczy, które tak dobrze współgrały z jasnymi włosami, że aż mnie zatkało. Szczególnie w takim świetle wyglądał bardzo korzystnie, kiedy wokół roztaczała się ciemność, a jego twarz oświetlały ciepłe promienie ognia. 

              Rozejrzał się ostentacyjnie, a ja przewróciłam oczami na ten gest.



          - Stylesa zgubiłaś? - spytał ironicznie, ale przesunął się w stronę dziewczyny obok niego, żeby zrobić mi miejsce na ławce. Ugryzłam się w język zanim byłam w stanie powiedzieć coś niemiłego.

           - Dlaczego zawsze poruszasz jego temat, hm? - zagadałam, udając głupią. - Przyszłam porozmawiać z tobą.

           - Oh, naprawdę? - położył dłoń na klatce piersiowej i udał zaskoczenie pomieszane z niedowierzaniem. - Boże, błogosław Amerykę! - wzniósł oczy ku niebu, a ja szturchnęłam go w ramię.

           - Przestań być taki cyniczny. - poprosiłam. - Przyszłam załagodzić nasze stosunki. - wyjaśniłam, wzruszając ramionami. - Tęskniłam za twoim ej, co do czego z tym, żeby wyszło to całe h2o z tym mydłem? - nieudolnie i przesadnie naśladowałam jego głos. Parsknął cicho na tę uwagę, a ja już poczułam, że będzie tylko lepiej. Odwzajemniłam to delikatnie.

           - Ja nie mam takiego głosu... - skomentował.

           - Właśnie, że masz! - zaśmiałam się. - Zawsze tak mówisz! I potem jeszcze dodajesz ja pierdole, koniec... Nie zdam albo po cholerę mi jakaś hydroliza, ja nawet nie wiem co to znaczy. 


           - Zrobiłaś ze mnie debila. - oznajmił opuszczając gitarę na swoje stopy. Chwycił dłońmi gryf i uwiesił się na nim, patrząc na mnie zdecydowanie zbyt blisko...


           - Nie ja tylko hydroliza. - wyszczerzyłam się, nerwowo poprawiając ułożenie włosów na ramionach. - I mydła.

           - Niall! - usłyszałam gdzieś zza pleców chłopaka i oboje szybko obróciliśmy się w tamtą stronę. Wysoka, rudowłosa Meg właśnie stała za nim, uśmiechając się zalotnie, co niezdarnie odwzajemnił i obeszła naszą ławkę dookoła, stając tuż naprzeciw niego. - Możesz już coś zagrać? Pośpiewałabym. 

           - Jasne. - posłał jej jeszcze jeden, tym razem szerszy uśmiech i zmarszczył brwi w zamyśleniu.

           - Blue Suede Shoes! 


           - Californication!



           - Time of my life!

           - O! - podchwyciłam, chwytając jego przegub, gdzie już dociskał palce do strun, żeby wyczuć odpowiedni akord. - Time of my life! Mogę oglądać w nieskończoność tańczącego Patricka Swayze!

            Sekundę później pochylał się trochę w moją stronę i szepnął:

           - A co z tego będę mieć? - zaśmiał się cicho, a ja nie mogłam tego nie odwzajemnić.

           Pochyliłam się nad jego ramieniem i równie cicho odpowiedziałam.

           - Pokażę ci w końcu o co chodzi z tym mydłem. - obiecałam, a on prychnął na tę odpowiedź i zaczął grać. Kołysałam się trochę na swoim miejscu, ale tylko do momentu, w którym Niall zaczął śpiewać. Otworzyłam szerzej oczy i przyglądałam mu się przez kilka chwil. Nie mogłam uwierzyć, że potrafił śpiewać... I to w dodatku jak! Skupił całą swoją uwagę na instrumencie i własnym głosie, a ja podziwiałam jak bardzo się w to angażuje.

           - Now I've had the time of my life,

             no I never felt like this before. 

             Yes, I swear it's true, 

             and I owe it all to you.
             'Cause I've had the time of my life,
             And I owe it all to you. - podniósł na chwilę wzrok znad gitary i wbił go we mnie z lekkim uśmiechem przyklejonym do ust, a ja znieruchomiałam. Nie... zdecydowanie to szło w złym kierunku. - 
          - I've been waiting for so long
            Now I've finally found someone

            To stand by me. - tutaj kątem oka zauważyłam jak kilkoro ludzi wstaje z miejsc i zaczyna tańczyć.- 
          - We saw the writing on the wall

             As we felt this magical
             Fantasy.


            Niall urwał trochę ostatnie słowo, ale słyszałam w jego głosie, że zaśmiał się przy tym radośnie, a ja poczułam obce dłonie, które wsuwały się w moje własne i szybko uniosłam głowę do góry, chcąc dowiedzieć się kto miał zamiar właśnie podnieść mnie z ławki.
             


           - No chodź. - ponaglił mnie męski głos, a ja będąc w szoku od razu wstałam.

             Louis była naprawdę jedną z ostatnich osób po której bym się tego spodziewała. Rozmawiałam z nim tylko kilka razy, a na dodatek przyjaźnił się z Harry'm, więc myślałam, że skoro my mamy ciche dni to on solidarnie...

             Przestałam myśleć, kiedy Tomlinson zmusił mnie do obrotu. Wpadłam niezdarnie w jego ramiona, ale szybko pomógł mi ustać na własnych nogach i przyłączył się z klaskaniem do ludzi, który podkreślali w ten sposób rytm muzyki, bujając się przy tym jak banda tybetańskich mnichów. Też zaczęłam.

            Now with passion in our eyes


            There's no way we could disguise it

            Secretly
            So we take each other's hand
            'Cause we seem to understand
            The urgency
            Just remember



              Louis obrócił mnie jeszcze dwa razy, zanim znów zaczęliśmy klaskać w rytm i obchodząc siebie samych dookoła. Chłopak ciągle się uśmiechał, a ja dziwiłam się, że dopiero teraz to zauważyłam.


            You're the one thing

            I can't get enough of
            So I'll tell you something
            This could be love because


          - To jest nasz moment! - zaśmiał się Tommo, dołączając ze śpiewem do Nialla i łapiąc mnie w talii. Zaczęliśmy deptać sobie po nogach, bo żadne z nas nie znało kroków, ale śmialiśmy się przy tym tak głośno, że nie było mowy o złości. Lou niezdarnie prowadził, a ja niezdarnie mu się poddawałam. Nic tylko nas nagrać...


             I've had the time od my life

             No, I never felt this way before

             Yes, I swear it's the truth

             And I owe it all to you


           Przy ostatnim wersie poczułam jak ktoś łapie mnie z tyłu i siłą przyciąga do siebie, okręcając mną wokół własnej osi. Silne ramiona przyciągnęły mnie do siebie i odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej.

           - Hey, Baby. - usłyszałam tuż obok mojego ucha dalsze słowa piosenki, a gorący oddech na swojej szyi. - With my body and my soul, I want you more than you'll ever know. - duża, stanowcza dłoń zjechała na dolną część moich pleców i siłą nakazała mi przywrzeć do obcego brzucha. Wszystko działo się tak szybko, że z trudem to rejestrowałam. 


            Byłam tak blisko ciała Harry'ego, że czułam jego pasek od spodni, który wbijał mi się w pępek. Położyłam dłoń na jego karku, żeby przypadkiem się nie wyśliznąć i nie upaść tuż pod jego nogi.

            - So we'll just let it go, don't be afraid to lose control, no. - nucił i dopiero teraz... zaraz! On też potrafił śpiewać?! - Trafiłem w idealny moment tekstu. - zaśmiał się, mocniej wbijając palce w moją skórę. Przesunął dłoń wyżej, kiedy nie odpowiedziałam i wbiłam wzrok w dół. - Co to za fochy?

            - Harry, nie mam ochoty się droczyć. - odpowiedziałam słabo. - Chcę usiąść. - mruknęłam, robiąc już pół kroku do wyjścia, ale chłopak mocno jeszcze raz mnie do siebie przyciągnął. Odetchnęłam ciężko, kiedy przez przypadek nadepnęłam na jego nogę. - Nie mam humoru.

            - Sekundę temu wywijałaś z Tomlinsonem i wszystko było w porządku. - zaśmiał się szyderczo. - Z czym masz problem, Kocie? - spytał jeszcze raz, a ja zacisnęłam usta w cienką linię. - No, dalej. - ponaglił, a ja zebrałam w sobie całą odwagę.


            - Zwodzisz mnie, Harry. - mruknęłam, opuszczając głowę lekko w dół. - Boże, ta rozmowa jest niedorzeczna. 

            - Co?

            - Widziałam cię wczoraj na parkingu. - rzuciłam, licząc na to, że domyśli się o co mi chodzi. 

            - Wiesz... - zaczął rozbawionym tonem, a mnie ciśnienie skoczyło, że nie rozumie powagi sytuacji. - Zazwyczaj tam ludzie zostawiają samochody. Nie to, żebym...

            - Widziałam cię z inną, jasne? - wybuchnęłam w końcu i wyrzuciłam to z siebie. - Nie rób ze mnie idiotki, nie wymyśliłam sobie tego i nie chcę być żadną drugą czy dziesiątą. - powiedziałam słabo, chcąc trochę się od niego odsunąć. 

            Czy ja właśnie zrywałam z Harry'm? O ile w ogóle można nazwać to zerwaniem, bo nawet nie byliśmy parą. Wstrzymałam oddech, czekając na jego odpowiedź. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i zapomnieć o całej tej sytuacji. Naprawdę we mnie uderzyło, kiedy zobaczyłam go z inną dziewczyną, jeszcze właściwie przed moim nosem... Harry sobie pogrywał, a ja nie miałam na to nerwów ani nie byłam do tego przyzwyczajona. To mnie męczyło.
 


            Cichy śmiech prosto do mojego ucha wyrwał mnie z zamyślenia i ściągnęłam brwi w niezrozumieniu.

            - Chodź. - szepnął, chwytając moją dłoń i ciągnąc mnie gdzieś w bok.

           Nie mogłam teraz zaprzeczyć. Po prostu nie. Wiedziałam, że każde słowo, które wypowiedziałabym w tamtej chwili zdradziłoby to, że jest mi z tym źle. Byłam pewna, że mój głos by się załamał, a oczy zalały łzami. To śmieszne, że tak się do niego przyzwyczaiłam. To śmieszne, że nadal tak mi zależało, chociaż nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku dni, a wczoraj nieświadomie sprawił, że coś kuło mnie w klatce piersiowej na samą myśl o nim. Jestem staroświecka, dla mnie całowanie oznacza coś więcej niż zwykłe zabicie czasu z pierwszą lepszą osobą. Harry to pierwszy chłopak, z którym byłam tak blisko. No... Nie licząc Brada, ale z nim nie odczuwałam nic więcej niż przyjaźń. Harry sprawiał, że czułam się dobrze. Jakoś tak przy nim wydawało mi się, że jestem szczęśliwsza i bardziej doceniana. 

            Harry pchnął drzwi wejściowe do budynku, rozglądając się przy tym czy przypadkiem nikt nie przechodzi. Korytarz był pusty, więc od razu kierowaliśmy się w stronę schodów na drugie piętro. Zaraz, co?! Drugie piętro?!

            Przeszukiwał nerwowo kieszenie, aż w końcu znalazł odpowiedni klucz i szybko otworzył zamek. Uśmiechnął się i wskazał mi ręką na drzwi, przepuszczając mnie w progu. Zacisnęłam wargi w cienką linię i weszłam. Pokój wyglądał prawie tak samo jak mój i Perrie. Były dwa łóżka, dywan po środku, biurko, dwie szafki nocne, tyle że zamiast komody była mała szafa, a kolor ścian nie był beżowy tylko ciemnoniebieski. No i łazienkę mieli po przeciwnej stronie, a ja przez chwilę zastanawiałam się z kim on mieszka.

             - Czyje to... - mruknęłam, ale urwałam w pół zdania, kiedy poczułam jak chłopak układa dłonie na moich biodrach, przysuwając twarz tak szybko, że nawet nie zauważyłam, kiedy stałam oparta tyłkiem o biurko, którego kant wbijał mi się w pośladki. I byłam zła na siebie, kiedy delikatnie dotknął wargami moich ust, a ja bez zastanowienie oddałam pocałunek. 

             Był krótki i słodki, jakby trochę stęskniony. To pewnie moja zasługa, bo teraz wyszło ze mnie wszystko, kiedy objęłam jego kark, nie pozwalając mu się odsunąć. Brakowało mi tego, to było straszne, co Harry potrafił ze mną zrobić poprzez krótką chwilę rozłąki. Złapałam między palce jeden z jego loków i zaczęłam delikatnie za niego ciągnąć. Chłopak trącił nosem mój policzek, a ja odsunęłam się trochę bardziej, kiedy znów naparł na mnie swoim ciałem. Wsunął jedną z dłoni pod moją bluzkę na plecy, a ja wzdrygnęłam się pod tym uczuciem. Jego palce delikatnie głaskały moją skórę, a oddech parzył mój policzek. Było mi zdecydowanie za gorąco...

            Znów mnie pocałował, tyle że nie już tak niewinnie jak na początku. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, którą od razu uchyliłam, pozwalając mu wtargnąć do środka. Byłam zbyt skupiona na tym, co robi z moimi ustami i odrobinę za późno zorientowałam się, że kurczowo zaciska w dłoniach dolny szew mojej bluzki, którą zdążył unieść już na wysokość mojego brzucha. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, chcąc go odsunąć, ale poczułam jak przegryza moją wargę, co sprawiło, że przestałam myśleć. Harry zdjął mi bluzkę przez głowę, a ja instynktownie przysunęłam się jeszcze bliżej, przez co zaśmiał się między kolejnymi pocałunkami. Wsunęłam palce w jego włosy i pozwoliłam mu unieść się na chwilę i posadzić na blacie biurka. Rozchylił dłonią moje kolana, wdzierając się między nie i drapiąc wewnętrzną część uda. 

            Ten dotyk, połączony z pocałunkami i nierównym oddechem wywoływał u mnie niepożądaną reakcję... Czułam jak jest mi zdecydowanie za gorąco, jak na moje policzki wstępują rumieńce i robi się zdecydowanie zbyt wilgotno... tam. Dlatego też, kiedy chłopak postanowił się odsunąć na kilka centymetrów to ruszyłam zaraz za nim domagając się więcej. 

             - Co mam robić? - szepnął tuż przy moim uchu, dotykając go wargami, kiedy mówił.

            Położył dłoń na moim udzie, sunąc nią w górę, przez odkryty brzuch, aż dotarł do zagłębienia między piersiami, przesuwając po nim palcem. Próbowałam przyciągnąć go do siebie, ale nie dał się, wciąż nosem trącając linię mojej szczęki, jakby poganiając mnie do odpowiedzi. Mój oddech nie mógł się ustabilizować, Harry był zdecydowanie na to za blisko, a ja poczułam się zbyt pobudzona, żeby teraz silić się na spokój.

             - Pocałuj mnie. - poprosiłam żałośnie i czułam jak jego usta, przyciśnięte do mojej szyi rozciągają się w uśmiechu.

             - Mhm... - mruknął. - Gdzie?

            Przegryzłam wargę i uniosłam dłoń, żeby dotknąć palcem wystającej kości obojczyka.

            - Tutaj. - puknęłam palcem w to miejsce i okropnie wstydziłam się za swoją prośbę, ale tylko do momentu, w którym poczułam dokładnie tam jego wargi. Spodobało mi się to. - I tu. - dodałam, przesuwając wskazujący palec na zagłębienie tuż pod szyją, a Harry spełnił moją prośbę. Bez słowa sunęłam opuszkiem jeszcze niżej, a chłopak znaczył tę drogę leniwymi, mokrymi pocałunkami, zatrzymując się w rowku między piersiami. Dotknął tego miejsca gorącym językiem, a ja czułam jak oblewa mnie fala ciepła i drgnęłam pod jego dotykiem. Jedyne o czym byłam w stanie myśleć to jego ciała bardzo blisko mojego i nie mogłam wyobrazić sobie, że mogłoby być w tej chwili inaczej. Mocniej nacisnął ustami na to miejsce, zmuszając mnie do odchylenia się jeszcze bardziej. Położył dłonie na moim brzuchu, pchając mnie delikatnie w tył, aż w końcu położyłam się na biurku. Zniżył trochę głowę, dotykając palcami rozporka moich dżinsów, a kiedy już miałam protestować zamknął mi usta swoimi, szybko odpinając guzik i wsuwając dłoń do środka. 

            To było zupełnie niespodziewane, kiedy czułam jego dłoń przesuwającą się po mojej kobiecości. Jęknęłam, kiedy przycisnął swój kciuk, a środkowy palec szybko wsunął... we mnie. Poruszył nim kilka razy, a ja zacisnęłam powieki, czując przenikający mnie ból, ale i... przyjemność. Wciąż nie przestawał mnie całować, a ja nie mogłam skupić się na niczym innym jak oddawanie tego uczucia. Moje oddechy stały się głębsze, dużo bardziej desperackie kiedy odsuwaliśmy się od siebie na ułamek sekundy. Czułam jak Harry się uśmiecha, kiedy zaciskałam zęby na jego ustach w tych momentach, kiedy przyspieszał ruchy swoich palców. Delikatne skurcze zaciskały mnie wokół niego i było to tak niespodziewanie przyjemne, że aż poruszyłam biodrami, poganiając go w ten sposób. Dołożył drugi, a ja wygięłam plecy w delikatny łyk, uderzając brzuchem o jego klatkę piersiową. Kiedy spomiędzy moich warg wyszedł kolejny głośny jęk, coś huknęło na korytarzu.

          - STYLES?! - niski, męski głos, przedarł ciszę na korytarzu.

         Trener Barlett?!



__________________
Witam! :D
Długo czekałam na ten moment, bo jest przełomowy, a mi nie wyszedł. Wszystko wokół mnie denerwuje, wszystko przerywało mi w pisaniu tego rozdziału, mówię wam! Ciągle ktoś do mnie dzwonił, albo przychodził i gadał nad uchem, a ja nie mogłam się na niczym skupić! No złośliwość świata!
Cały proces pisania opierał się na: JA PIERDOLE, SKOŃCZYCIE W KOŃCU?!
A to mój brat przeszedł sobie poplotkować o wszystkich dookoła, a to mama dzwoni i jęczy, że nie może znaleźć w sklepie kanapy, trzymajcie mnie....
Nie wiem kiedy następny - w przeciągu tygodnia na pewno.